[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jej w oczy. - Pamiętasz pierwszy raz?
- Tak, pamiętam.
Teraz już wiem, co lubisz. - Przylgnął wargami do jej ramienia, z lubością wzburzył
jej włosy, okrywając nimi swą twarz niczym jedwabną, pachnącą zasłoną. - Połóż się znowu
na trawie i pozwól mi się pieścić. Dam ci wszystko, co mam.
Obsypywał ją długimi, zmysłowymi pocałunkami, które poruszały jej duszę,
wydobywając z niej ciche jęki. A przy każdym takim dzwięku sięgał dalej i głębiej.
Mógłby gwałcić, ale wolał wabić i nęcić. Powolne, czule pieszczoty przyprawiały ją o
drżenie. A on przedłużał chwilę.
Zatraciła się w nim, w tym rozkosznym, oszałamiającym gąszczu zmysłów i doznań.
W chłodzie trawy i w dotyku gorącego ciała, w niosącej różne zapachy bryzie i namiętnym
szepcie, w mocnych rękach i cierpliwych wargach.
Patrzyła na przesuwający się nad głowami księżyc, na tę lśniącą białą kulę na
granatowym niebie, ściganą przez strzępiaste wstęgi chmur. Usłyszała pohukiwanie sowy,
niski, nie znoszący sprzeciwu krzyk, którego echo wdarło się w jej krwiobieg, gdy tak ją
ponaglał i prowadził na ten pierwszy, wznoszący się coraz wyżej szczyt.
Wyśpiewała jego imię, wstępując jeszcze wyżej, gdy niczym wodospad runęła na nią i
zalała wysoka, gorąca fala.
- Wznieś się wyżej. - Chciał zobaczyć jej podniebny lot, mieć pewność, że potrafi ją
porwać tak daleko, aż jej oczy staną się nieprzytomne i niewidzące, a jej ciało rozedrgane. -
Wznieś się wyżej - powtórzył jeszcze i poniósł ją zapalczywiej, niż zamierzał.
Była teraz jednym pożądaniem, eksplodującą gwiazdą. Natężenie rozkoszy, którą jej
dawał, było takie intensywne, takie nieoczekiwane po dotychczasowej delikatnej czułości, że
jej ciało uniosło się bardzo gwałtownie w proteście i upojeniu. A to, co się z niej wyrwało, to
nie był jęk, tylko krzyk.
- Aidan. - Uchwyciła się go, żeby nie stracić równowagi, ponieważ jej świat jakby
oszalał. - Nie mogę.
- Jeszcze. - Pociągnął ją do tyłu za włosy, miażdżąc jej wargi. - Jeszcze, aż nic w nas
nie zostanie. - Ręce, które potrafiły być tak delikatne, wpiły się w jej biodra i uniosły ją. -
Powiedz, że chcesz mnie w środku. Mnie i nikogo innego.
- Tak. - Nie wiedziała, co się dzieje, była jednym wielkim szlochem. - Ciebie i nikogo
innego.
- Więc mnie wez.
Zciągnął ją na siebie, aż się nim wypełniła, aż dosięgło ją najwyższe spełnienie. Kiedy
znowu się wygięła, jej ciało srebrzyło się w świetle księżyca. Jej włosy opadały w dół jak
ciemne strugi deszczu. Uniosła ramiona w geście poddania, wplatając palce we włosy.
Wtedy jej ciało zaczęło się kołysać, poruszać, domagać.
Teraz ona miała władzę, panowała nad każdym smagnięciem rozkoszy. A kiedy jego
ciało poddało się jej rytmowi, pokazała, co potrafi. Kiedy go dotykała, drżały mu mięśnie.
Kiedy pochyliła się, by dręczyć jego usta, jego oczy stawały się ciemne jak noc. Niski,
basowy jęk, który się z niego wydobywał, przyprawił ją o triumfalny śmiech.
Zmiało ujęła jego ręce i położyła je na swoich piersiach.
- Dotykaj mnie. Dotykaj mnie tam, gdzie zechcę. Kierowała jego delikatnymi rękami,
odnajdując na swojej śliskiej skórze rozkosz ich dotyku, doprowadzając go coraz bliżej i
bliżej nad krawędz przepaści.
Czuła, jak bezradnie rzuca się pod nią, słyszała jego zdławiony oddech i, poruszona
swoim własnym dokonaniem, podążyła za nim.
To on drżał, to jego ręce opadły bezwładnie, gdy pochyliła się i obcałowywała jego
usta. A kiedy przywarła wargami do jego szyi, poczuła jego szaleńczy puls.
Z okrzykiem triumfu odgięła się do tyłu i wyrzuciła wysoko ręce.
- O Boże, to cudowne! Ludzi powinni się zawsze kochać na dworze. To takie...
wyzwalajÄ…ce.
- Wyglądasz jak zaczarowana królewna.
- Bo tak też się czuję. - Odrzuciła do tyłu włosy i popatrzyła na niego z uśmiechem. -
Pełna magii i cudownych sekretów. Tak się cieszę, że nie czujesz do mnie złości. Byłam
pewna, że będziesz na mnie zły.
- Zły? Za co? - Wykrzesał z siebie tyle energii, że usiadł i objął ją, aż przywarli do
siebie piersiami. - Zachwycasz mnie taka, jaka jesteÅ›.
Wtuliła się w niego, nadal jeszcze uskrzydlona rozkoszą chwili.
- Nie byłeś mną zachwycony wczoraj wieczorem.
- Nie, ale skoro już załagodziliśmy nieporozumienie, nie mamy się czym martwić.
- Załagodziliśmy nieporozumienie?
- Aha. A teraz włóż na siebie sweter, zanim się przeziębisz.
- Co masz na myśli... - Urwała, kiedy naciągał jej sweter przez głowę.
- No, jesteÅ› ubrana, zdejmÄ™ go, kiedy znajdziemy siÄ™ w domu.
- Aidan, co miałeś na myśli, mówiąc, że załagodziliśmy nieporozumienie?
- To, że jest już wszystko w porządku. - Uśmiechając się, wziął ją na ręce i poniósł w
stronę domu. - Wezmiemy we wrześniu ślub.
- Co? Zaczekaj.
- Zaczekam aż do września. - Popchnął łokciem ogrodową furtkę.
- Nie wezmiemy żadnego ślubu we wrześniu.
- Och, wezmiemy, z całą pewnością. A potem ruszymy w podróż, obejrzeć te miejsca,
o których mówiłaś.
- Aidan, ja nie mówiłam tego poważnie.
- Ale ja mówię poważnie. - Znowu się do niej uśmiechnął zadowolony, że znalazł
sposób, który pozwalał mu panować nad sytuacją. - Poczekam, bo wiem, że musisz to
rozważyć pod każdym kątem, kochanie. I tak oboje wiemy, o co nam chodzi.
- Postaw mnie.
- Nie, jeszcze nie. - Wszedł do środka i zaczął ją nieść po schodach.
- Nie wyjdę za ciebie we wrześniu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl