[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nam go pan da. Byłem jednak w stanie silnego napięcia i zabrałem się to tego
w niewłaściwy sposób. Bardzo silnego napięcia. To jedyne, co mnie tłumaczy.
 No więc  odparł Don  jak się nad tym zastanowić, ze mną było tak
samo. Zapomnijmy o tym  zwrócił się w stronę gospodarza.  Sir Isaac, czy
mogę?  sięgnął ku chwytnym mackom smoka, wyciągając dłoń. Pierścionek
upadł na nią. Chłopiec odwrócił się i wręczył go Phippsowi.
Ten gapił się na niego głupio przez krótką chwilę. Gdy podniósł wzrok, Don,
ku swemu zdziwieniu, ujrzał, że oczy mężczyzny pełne są łez.  Nie będę panu
dziękował  powiedział Phipps  ponieważ, gdy zobaczy pan, co z tego wynik-
nie, będzie to dla pana oznaczało więcej niż czyjekolwiek podziękowania. To, co
jest w tym pierścionku, zadecyduje o życiu i śmierci bardzo wielu ludzi. Przekona
siÄ™ pan.
145
Don zawstydził się widząc ten pokaz nagich uczuć.
 Wyobrażam sobie  powiedział szorstkim tonem.  Pan Costello powie-
dział mi, że to oznacza ochronę przed bombami i szybsze statki. Postawiłem na
moje przeczucia, że na dłuższą metę jesteście po tej samej stronie co ja. Mam
tylko nadzieję, że się nie pomyliłem.
 Pomylił się pan? Nie, w żadnym wypadku i to nie tylko na dłuższą metę,
jak pan powiedział, ale w tej chwili! Teraz, kiedy mamy to  podniósł w górę
pierścionek  istnieje realna szansa na uratowanie naszych na Marsie.
 Na Marsie?  powtórzył Don.  Hej, chwileczkę. O co chodzi z tym
Marsem? Kogo mamy ratować? I przed czym?
Phipps miał równie zdziwioną minę.
 Hę? Czy nie to przekonało pana do oddania pierścionka?
 Co miało mnie przekonać?
 Czy Jim Costello nie. . . Nie, myślałem, że ty musiałeś. . .
 Panowie, najwyrazniej wszyscy założyli, że. . .  przerwał im generator
sir Isaaca.
 Cicho!  krzyknął Don. Gdy Phipps ponownie otworzył usta, chłopiec
dodał pośpiesznie.  Wygląda na to, że znowu wszystko się pomieszało. Czy
ktoś  tylko jedna osoba  mógłby mi powiedzieć, o co chodzi?
Costello mógł to zrobić i zrobił. Organizacja od wielu lat rozwijała po cichu
ośrodek badawczy na Marsie. Było to jedyne miejsce w układzie, gdzie większość
ludzi stanowili uczeni. Federacja utrzymywała tam jedynie wysunięty posterunek
z kadrową obsadą. Uważano, że Mars nie ma wielkiego znaczenia. Była to plane-
ta, na której nieszkodliwi długowłosi mogli grzebać w ruinach i badać zwyczaje
starożytnego, wymierającego gatunku.
Oficerowie bezpieczeństwa IBI poświęcali Marsowi niewiele uwagi. Wyda-
wało się, że nie ma takiej potrzeby. Gdy od czasu do czasu zjawiał się tam agent,
można go było wodzić za nos, pokazując mu badania pozbawione znaczenia mi-
litarnego.
Grupa działająca na Marsie nie miała dostępu do potężnych urządzeń znaj-
dujÄ…cych siÄ™ na Ziemi  gigantycznych maszyn cybernetycznych, nieograniczo-
nych zródeł energii atomowej, superpotężnych akceleratorów cząstek i olbrzy-
mich laboratoriów  miała jednak swobodę. Teoretyczne podstawy przełomu
w fizyce wypracowano na Marsie pod wpływem pewnych tajemniczych zapisków
z czasów Pierwszego Imperium  tej niemal mitycznej, dawnej epoki, gdy układ
słoneczny był politycznie zjednoczony. Donowi zrobiło się przyjemnie, gdy usły-
szał, że badania jego rodziców, odegrały wielką rolę w tej fazie rozwiązywania
problemu. Wiedziano  a przynajmniej tak wydawały się twierdzić starożytne
marsjańskie zapiski  że statki Pierwszego Imperium pokonywały dystans mię-
dzy planetami nie w ciągu długich miesięcy czy nawet tygodni, lecz dni.
146
Istniały obszerne opisy tych statków oraz ich napędu, jednakże różnice języ-
kowe, pojęciowe i techniczne stwarzały przeszkody wystarczające do doprowa-
dzenia semantyków porównawczych do załamania nerwowego. W gruncie rzeczy
naprawdę do tego doszło. Poetycki traktat na temat współczesnej elektroniki na-
pisany w sanskrycie przez autora, który połowę pojęć uważał za oczywiste, byłby
w porównaniu z tym czymś zupełnie jasnym.
Dokonanie w pełni zrozumiałego przekładu starożytnych zapisków było po
prostu niemożliwe. Brakujące elementy można było odtworzyć jedynie za pomocą
geniuszu i potu.
Gdy prace teoretyczne posunęły się już tak daleko, jak to było możliwe, pro-
blem przekazano na Ziemię za pośrednictwem członków Organizacji celem do-
konania potajemnych testów oraz przekształcenia teorii we współczesną sztukę
inżynierską. Z początku między planetami istniał stały przepływ informacji, lecz,
w miarę jak utajniano sprawę coraz bardziej, członkowie Organizacji byli coraz
mniej skłonni do podróży w obawie, że to, co wiedzą, może trafić w ręce wro-
ga. Gdy doszło do kryzysu na Wenus, już od kilku lat było normą, że informacje
o istotnym znaczeniu wysyłano za pośrednictwem kurierów, którzy nic nie wie-
dzieli i wskutek tego nie mogli nic powiedzieć  takich, jak Don  lub też
nieziemców, którzy byli fizycznie odporni na metody przesłuchiwania stosowa-
ne przez policję bezpieczeństwa. Pomysł poddania wenusjańskiego smoka  trze-
ciemu stopniowi był nie tylko niepraktyczny, lecz wręcz śmieszny. Marsjanie
również byli bezpieczni przed policją myśli  z odmiennych, lecz równie oczy-
wistych powodów.
Samego Dona wybrano w ostatniej chwili, jako  wyjątkową okazję , gdyż
kryzys wenusjański przyśpieszył rozwój sytuacji. Nikt nie wiedział, jak bardzo [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl