[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wszystkim, co mi pozostało po Ellen.
- Rozumiem.
Mogłaby jeszcze walczyć, ale życie nauczyło ją rozpoznawać sytuacje,
w których należy z walki zrezygnować. Ta była jedną z nich.
- Będziecie mieli swoje dzieci.
Przecież nie powie mu, że ich związek zależał od Daniela. Powód do
zawarcia małżeństwa przestał już istnieć.
- Być może.
- Nie możesz mieć dzieci?
- Nie o to chodzi. - Zastanawiała się, co mu powiedzieć. Postanowiła, że
będzie szczera. - Postanowiliśmy się pobrać ze względu na niego. Oboje
chcieliśmy mieć rodzinę. Tristan stracił żonę i dziecko w wypadku. To był
najlepszy sposób spełnienia naszych pragnień.
- Wy się nie kochacie? - zdumiał się Jim.
- Najważniejszy był dla nas Daniel. J.D. ściągnął brwi.
- Podczas przyjęcia odniosłem wrażenie, że Tristan wyraznie cię pilnuje.
Jesteś pewna, że właściwie odczytujesz jego intencje?
- Jestem pewna. - Wolała zmienić temat. - Skontaktuję się z moim
adwokatem i dowiem się, co będzie potrzebne do załatwienia tej sprawy.
- Muszę poszukać innego mieszkania - stwierdził Jim. -Czy do tej pory
Daniel może mieszkać u ciebie?
- Oczywiście. Zabierz wszystkie jego rzeczy. Nie są zbyt wytworne, ale
to Ellen je wybierała.
- Gdybyście się rozstali... Czy rozważyłabyś wtedy możliwość
zamieszkania ze mnÄ…?
- SÅ‚ucham?
- %7łeby opiekować się Danielem, jako jego opiekunka. Moglibyśmy się
pobrać, gdybyś zechciała - ciągnął. - Wywiązałabyś się w ten sposób z
obietnicy danej Ellen.
W jednym tygodniu dwóch starających się o jej rękę. Kusząca
propozycja. Aż nadto kusząca. Mimo to nie miała problemu z podjęciem
decyzji. Musi kierować się prawdą. Przyjęła oświadczyny Tristana,
ponieważ go kocha. Troska o Daniela to istotny element, ale z tym
poradziłaby sobie bez jego pomocy. JD. jest sympatyczny, ale nie jest
Tristanem.
- Mogę wam pomagać - uśmiechnęła się, żeby złagodzić swoje słowa -
ale nie mogę z tobą mieszkać.
Podszedł do niej blisko.
- Jesteś tego pewna? - Położył jej dłonie na ramionach, najwyrazniej
czekając, by zaprotestowała.
Nie drgnęła. Najpierw delikatnie musnął wargami jej policzek, po czym
pocałował ją w usta. Nie zrobiło to na niej żadnego wrażenia. To nie to
samo co pocałunki Tristana. Ten przypominał raczej pocałunek przyjaciół
rodziny, może brata... Był przyjemny, ale pozbawione żaru i namiętności,
których pragnęła i oczekiwała.
OdsunÄ…Å‚ siÄ™ od niej.
- Przykro mi. - W duchu błagała Ellen o przebaczenie. - Zostańmy
przyjaciółmi.
- Spodziewałem się tego. Ale gdybyś zmieniła zdanie... Pokręciła głową.
- Nie.
Poznawszy już namiętność, nie przystanie na nic innego.
Znowu znalazła się w sali sądowej wraz z sędzią Wintersem. Nie
słuchała, co mówił. Wiedziała, że wraz z uderzeniem jego młotka Daniel
przestanie należeć do niej. Dane jej było odgrywać rolę matki dokładnie
przez jeden miesiÄ…c.
Od dnia, kiedy J.D. złożył jej propozycję małżeństwa, nie przestawała
słyszeć obietnicy, którą dała ukochanej przyjaciółce. Zawiodła ją. Może
powinna była się zgodzić? Niewątpliwie łączyła ją z J.D. nić sympatii.
Może przyjazń jest równie istotna?
Uderzenie młotka wyrwało ją z zadumy. Od tej chwili Daniel
przechodzi pod opiekę swego ojca. Wyjęła dziecko z nosiłek i mocno
przytuliła do piersi. Chłopiec zakwilił.
- To jest twój tatuś. Bądz szczęśliwy. - Pocałowała go w główkę,
wdychając rozkoszny zapach niemowlęcia. Jeszcze nie raz wezmie go na
ręce, przewinie i nakarmi, ale już nie jako jego matka.
Podała Daniela Berkleyowi.
- Nie znikniesz z jego życia, Beth - szepnął J.D. - Byłaś najlepszą
przyjaciółką jego matki.
- To dla mnie bardzo ważne - odparła, przygryzając wargi, żeby się nie
rozpłakać. - Przyjedz po jego rzeczy - powiedziała i wybiegła z sali.
Na schodach wpadła na Tristana.
- Chciałem być wcześniej, ale mieliśmy skomplikowany przypadek.
- Dziękuję. Już po wszystkim. - Wzruszona jego troską, nie mogła
wydobyć głosu.
- Czujesz się tak, jakby umarł ci ktoś bardzo bliski, prawda?
Przytaknęła, nieco zdziwiona trafnością tego porównania.
- Daniel był także mój.
- Teraz jest Berkleya. Wszystko wraca do normy.
- Co chcesz przez to powiedzieć? Wyprostowała ramiona i wysoko
uniosła głowę.
- Nie ma potrzeby, żebyśmy się pobierali. Nie mamy już powodu.
- Nie musimy dzisiaj podejmować tej decyzji - rzekł po chwili
milczenia.
- Po co odwlekać to, co nieuchronne.
- Jesteś przekonana, że tego chcesz?
Nie, krzyknęło jej serce. Chcę, żebyś mnie kochał. Chcę, żebyśmy stali
siÄ™ prawdziwÄ… rodzinÄ….
- Tak będzie lepiej. - Poczuła, że zbliża się do granicy wytrzymałości. -
Muszę już iść. - Powstrzymując łzy, zbiegła do samochodu.
Po dyżurze w środę wsiadła do samochodu i po trzech godzinach jazdy
była już w Kansas City, u swych przyjaciółek. Nie chciała być sama w
dniu Zwięta Dziękczynienia, zwłaszcza teraz, gdy legły w gruzach jej
piękne sny.
- Nie trzeba było mówić prawdy Berkleyowi - zwierzyła się Naomi i
Kirsten, nękana wątpliwościami. - Przecież mógłby nigdy nie dowiedzieć
siÄ™ o Ellen.
Naomi objęła ją ramieniem.
- Pomyśl trzezwo. Mogło by ci się to udać w Kansas City, ale nie w
takiej mieścinie jak Mercer. Wiele osób znało Ellen albo słyszało o niej
lub o tym wypadku. W końcu sprawa wyszłaby na jaw. - Ton głosu Naomi
nieco złagodniał. - Znam cię. Nie potrafiłabyś żyć z taką tajemnicą.
Codziennie zastanawiałabyś się, czy J.D. już zna prawdę. A gdyby ją
poznał, mógłby przestać być taki sympatyczny.
Skrzywiła się. Dobrze, że nie zabronił jej przyjaciółkom odwiedzać
Daniela.
- Niedawno przywiezli na oddział dwunastoletniego chłopca z cukrzycą,
w stanie śpiączki - zaczęła Kirsten. - Odkrył, że matka izolowała go od
ojca, twierdząc, że zmarł wkrótce po rozwodzie. %7łeby ją ukarać, nie wziął
insuliny i zjadł kilka batoników. Odratowaliśmy go, ale czeka go jeszcze
sporo przejść zupełnie nie związanych z cukrzycą. Chyba nie chciałabyś,
żeby Daniel zrobił podobny numer.
- Wiem, że postąpiłam słusznie, a mimo to jest mi ciężko. Mam
wrażenie, że zawiodłam Ellen.
- Zrobiłaś, ile mogłaś. Nie oczekiwała od ciebie niczego więcej.
- Odpocznij. Wrócisz do domu i wszystko będzie dobrze. Trudno jej
było w ta uwierzyć.
Odchylił się w fotelu, sięgnął do kieszeni po gumkę recepturkę i
wycelował w ołówek, stojący pionowo w pojemniku. Aatwy cel. Mimo to
nie trafił. Nic dziwnego, cały ten weekend był zdecydowanie nieudany.
Plany weselne rozpłynęły się z powodu braku panny młodej. Prawdę
mówiąc, był to najgorszy weekend w jego życiu od śmierci Elise.
Niecierpliwie wyczekiwał poniedziałku, by zająć się pacjentami.
Szukał nowej gumki w szufladzie. Znalazł ich aż kilka.
Zaskrzypiały drzwi.
- Dzwoni jakaÅ› doktor Naomi Steward. Odbierze pan, czy mam
powiedzieć, że oddzwoni pan pózniej? - zapytała pielęgniarka.
- Odbiorę. - Zastanawiał się, czego może od niego chcieć koleżanka
Beth. Strzelił z gumki i znowu spudłował. - Lockwood, słucham?
- Znalazłam dzisiaj pewne wyniki badań. Pomyślałam, że powinien pan
je poznać, zwłaszcza że dotyczą Daniela.
- Jakich badań? - zainteresował się.
- Wynika z nich, że we wczesnej ciąży Ellen zrobiła sobie badanie na
poziom alfafetoprotein. Ich poziom jest zdecydowanie niski. Jej położnik
[ Pobierz całość w formacie PDF ]