[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Coś się stało?
- Z tego, co mówi mój prawnik, muszę natychmiast się ożenić. Inaczej nie dostanę
prawa do opieki nad IsabellÄ….
Patrzyła na niego w szoku.
- Och, Jack. Czy to pewne?
Jack opowiedział jej wszystko, do ostatniego szczegółu, całą historię pani Locke,
tego, jak usilnie Derek bronił ich przed negatywną oceną ośrodka.
- Locke twierdzi, że sam na pewno nie jestem w stanie podołać wychowaniu
Isabelli. Tylko ślub i zaprezentowanie się jako rodzina może zmienić jej zdanie.
Annalise patrzyła na niego zmieszana.
- Ale... kogo zamierzasz poślubić? Czy Isabella ją zna? Czy choć ją lubi?
- Uwielbia jÄ….
Annalise usztywniła się z lekka.
- Och. Cóż... To dobrze. Nie wiem, co powiedzieć - dodała słabnącym tonem. -
Gratulacje?
- Jeszcze się nie oświadczyłem.
Annalise zastygła w bezruchu.
- Zaczekaj. Czy w ten sposób chcesz mi powiedzieć, że nie potrzebujesz już moich
usług? - Na jej twarzy odmalowało się prawdziwe przygnębienie. - Czy twoja żona - za-
kładając, że się zgodzi nią być - zajmie się Isabellą?
- Tak i nie. Nadal potrzebuję twoich usług... - Jack poprawił jej kosmyk włosów,
który wyswobodził się z koka. - W nieco innym wymiarze. Mam nadzieję, że potraktu-
jesz to jako awans.
R
L
T
Do Annalise dopiero teraz dotarło, że propozycja małżeństwa jest skierowana do
niej. Na jej twarzy odmalowały się szok i niedowierzanie.
- Nie chodzi ci chyba... Nie myślisz, że ja...
- Och, chodzi mi i to dobrze przemyślałem, pani Stefano. Byłbym niezmiernie
wdzięczny, gdybyś zechciała rozważyć zmianę stanowiska.
Annalise opadła na kanapę, ponieważ ugięły się pod nią kolana.
- Nie mówisz poważnie.
- Jestem śmiertelnie poważny. Pewnie pamiętasz, jak zapytałem, czy i ty byłabyś
gotowa zrobić wszystko dla dobra Isabelli. Teraz się zastanawiam, na ile poważna była ta
deklaracja.
W jej oczach pojawił się ból. Zabolało ją to, że w nią wątpił. Za to, co Jack zamie-
rzał zrobić, powinien się smażyć w piekle.
- Och, Jack. Jak możesz?
Jack ujął dłonie Annalise w swoje i sprawił, że wstała.
- Wiesz, że zrobię wszystko, żeby móc dać Isabelli dom. Zrobię wszystko, o co po-
prosisz, bylebyś zgodziła się na mój plan. Proszę, Annalise, wyjdz za mnie.
- Nie. - Potrząsnęła głową gwałtownie. - Mogę zrobić wszystko, tylko nie to.
- Nie jesteś mężatką... - Annalise potrząsnęła głową. - I mówiłaś, że nie jesteś za-
angażowana uczuciowo. - Annalise potwierdziła. - W takim razie chodzi o kwestie mo-
ralne.
Spojrzała na niego bezradnie.
- Nie rozumiesz. Uwielbiam Isabellę, ale gdybym się zgodziła za ciebie wyjść, to
byłoby złe. Złe pod wieloma względami.
- Annalise, chodzi mi o czasowe małżeństwo. Kiedy ośrodek przyzna nam stałe
prawo do opieki nad małą, będziesz mogła odejść, dokąd chcesz. Dopilnuję, żeby nicze-
go ci nie zabrakło.
- Masz na myśli pieniądze - wykrztusiła, czerwieniąc się. - Chcesz mi zapłacić, że-
bym została twoją żoną.
- Słuchaj, nie proponuję ci zapłaty za seks. Jeśli w ogóle zdecydujesz się dzielić ze
mną łóżko, to wyłącznie dlatego, że oboje tego chcemy. Potraktuj to jak staromodne
R
L
T
małżeństwo z rozsądku. Ja jestem facetem z dzieckiem, który w tej chwili cholernie po-
trzebuje żony i matki dla dziecka. Jeśli powiesz tak", ocalisz naszą rodzinę.
Skinęła głową ze zrozumieniem.
- Mój ojciec zawsze powtarzał, że bycie samotnym rodzicem to najtrudniejsza pra-
ca, jaką wykonywał. Zawsze obwiniał się, że nie dość dobrze odgrywał swoją rolę. Po-
czucie winy zjadło go żywcem. - Przez chwilę w jej oczach zabłysły łzy. - Jak długo by
to trwało? - zapytała cicho.
- Zgodziłaś się być nianią Isabelli dwa lata.
Zwiesiła ręce wzdłuż ciała.
- I oczekujesz, że potem tak po prostu odejdę? Nie będzie jej łatwo, zżyjemy się ze
sobÄ….
- Nie zamierzam cię w żaden sposób ograniczać. Sam to przeżyłem, pamiętasz? I
tak planowałaś być z nami tylko do końca studiów. Po upływie tego czasu oboje posta-
ramy się gładko przejść w następną fazę - tłumaczył łagodnie.
Zdziwił się, gdy po jej policzkach popłynęły łzy.
- Nie sądziłam, że się do niej tak przywiążę - powiedziała usprawiedliwiająco.
- Znajdziemy właściwe wyjście z sytuacji. Masz moje słowo. Jeśli ośrodek nie od-
bierze mi Isabelli.
Annalise nerwowym ruchem przygładziła włosy, po czym spojrzała mu prosto w
oczy i skinęła głową.
- Jej miejsce jest przy tobie. Potrzebuje cię - szepnęła. - Chcę zrobić wszystko, by
wasza relacja zacieśniła się. Taki był od początku cel podjęcia się przeze mnie tej pracy.
- W takim razie wyjdz za mnie. Przysięgam, że nie pożałujesz tej decyzji.
- Owszem, pożałuję. - Przymknęła oczy. - Najprawdopodobniej będę jej żałowała
do końca życia. Ale chyba nie mam innego wyboru.
Kiedy pierwszy raz ją ujrzał, uderzyła go mądrość, jaka biła z jej spojrzenia, w po-
łączeniu z niedającą się ukryć bezbronnością. Teraz ujrzał, że z jej oczu biją także wielki
ból i smutek. Dotarło do niego, że ona w przeszłości przecierpiała jeszcze więcej niż on.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]