[ Pobierz całość w formacie PDF ]
co mniej ważne. Przez ostatnie szalone dziesięć dni skoncentrowała się głównie na
własnych uczuciach związanych z Sandrem. Potrzeby i pragnienia blizniąt zepchnęła na
dalszy plan. Teraz przesłoniły jej wszystko inne. Dzieci potrzebowały ojca bez względu
na to, czy ona potrzebowała męża. Potrzebowały go, mimo że ona nie przestawała z nim
walczyć.
- Co się stało?
W drzwiach do kuchni stał Sandro, poważny i zaniepokojony, jakby na odległość
wyczuł jej zły nastrój i chciał coś na to poradzić. Na chwilę zostawił dzieci, bo zajęły się
akurat oglÄ…daniem telewizji.
- Wyglądasz na przybitą - zauważył.
- Przybitą? Nie. - Cassie zdołała się blado uśmiechnąć. - Raczej odzyskuję
poczucie rzeczywistości. Jak zareaguje twoja rodzina, kiedy wrócisz do Florencji jako
mój mąż i ojciec dwójki pięcioletnich dzieci?
- Moja rodzina?
- Gio mówił nam wtedy w restauracji, że masz dużą rodzinę - wyjaśniła.
- Mam matkÄ™, dwie starsze siostry i brata, Marco... Nie rozumiem, do czego
zmierzasz.
Wzruszyła ramionami. Poznała tylko jego brata, o innych członkach swej rodziny
Sandro nigdy nawet nie wspomniał. Ani teraz, ani w przeszłości.
- Zajmowaliśmy się sobą nawzajem - rzekł. - To było wystarczająco
skomplikowane.
- Czy będą na naszym ślubie?
Milczał przez dłuższą chwilę, zanim odpowiedział.
R
L
T
- Nie. Uznałem, że ceremonia powinna być spokojna, bez szumu i tłumów gości.
Nie byłem pewien reakcji blizniaków, bałem się też, że trzeba będzie siłą ciągnąć cię do
ołtarza.
Kiwnęła głową na znak aprobaty. Przez ostatnie dwa tygodnie oboje byli na jakiejś
uczuciowej huśtawce, która rzeczywiście nie sprzyjała nawiązywaniu kontaktów
rodzinno-towarzyskich. Teraz Cassie także czuła dziwny, niesprecyzowany niepokój.
- Chyba przeszkadza mi to, że właściwie prawie się nie znamy - spróbowała to
nazwać. - I mimo to planujemy ślub, jak para lekkomyślnych nastolatków...
- Mamy dwoje pięcioletnich dzieci, co do nastolatków raczej nie pasuje - zakpił.
- Powinniśmy im zapewnić stabilną rodzinę. Taki ślub zawierany w pośpiechu, z
uwagi na ich tak zwane dobro, może się okazać kompletną pomyłką i wtedy na nich się
to skrupi.
- Ja się na pewno nie mylę - oświadczył zdecydowanie Sandro.
- A ja myślę, że powinniśmy zaczekać.
- Nie! - warknął z gniewem. - Chcę wziąć z tobą ślub i to teraz. Bliznięta na to
czekają i nie pozwolę ci zniszczyć tego, co próbuję z nimi zbudować! Co, do licha, w
ciebie wstąpiło, pół godziny po tym, jak się kochaliśmy?
Cassie wiedziała co. To jego podejrzenie, że mogłaby sobie tu sprowadzać
kochanków, zupełnie wytrąciło ją z równowagi.
- Jak mogłeś pomyśleć, że narażam dzieci na wizyty jakichś obcych wujków"?! -
wybuchnęła. - Może to ty gustujesz w przygodnym seksie, co?
- Nie uprawiam żadnego przygodnego seksu - zareagował gwałtownie. A potem
podszedł do niej i zajrzał jej w oczy. - Kobieta bardziej doświadczona poznałaby, że
kompletnie tracę dla niej głowę i że to nie jest rutyna bawidamka - powiedział. - Ale ty,
mi amore, nie jesteś doświadczoną kobietą. Dlatego tamta moja uwaga była głupia i
bezpodstawna. Przepraszam, że coś takiego powiedziałem.
Już chciała się odezwać, ale Sandro położył jej palec na wargach.
- Nie - rzekł. - Nic nie mów i przestań szukać pretekstów, żeby się mnie pozbyć.
Należymy do siebie... pamiętaj o odbudowie wzajemnego zaufania.
R
L
T
Patrząc w przepastną głębię jego ciemnych oczu, Cassie doszła do wniosku, że on
chyba ma rację. To, co między nimi rozpalało się coraz mocniej, przerażało ją. Może
niepotrzebnie.
- Pragniesz mnie i ja ciebie pragnę. Reszta musi się ułożyć - powiedział z
pewnością w głosie. - Ufaj mnie i ufaj sobie, oboje tego chcemy.
Spokojny, delikatny pocałunek położył kres rozmowie. Cassie poczuła, że wreszcie
ogarnia ją spokój, a wszystkie obawy odchodzą w cień.
R
L
T
ROZDZIAA DZIESITY
Sandro został z nimi do czasu, kiedy dzieci poszły spać. Przedtem dokonał
inspekcji lodówki i ugotował spaghetti, czyniąc z tego radosne rodzinne wydarzenie, w
którym wszyscy czworo brali udział.
Robił to wszystko z radosną lekkością, mimo że wcale nie było mu do śmiechu.
Przeraziło go, że Cassie znowu się waha w sprawie ślubu. Poza tym gryzło go sumienie.
Nalegał, by mu zaufała, podczas gdy intuicja ostrzegała ją całkiem słusznie.
Obiecał, że wróci z samego rana, i odmówił, kiedy chciała go zatrzymać na noc.
Wynajdywał rozmaite powody, aż poczuła się trochę dotknięta w swej kobiecej dumie.
- Nie będę miała dla ciebie jutro czasu - rzuciła mimochodem. - Mam zbyt wiele
spraw do załatwienia
- Mieliśmy przecież iść na zakupy - przypomniał.
- %7łeby kupić dla mnie suknię ślubną? Myślę, że w tej jednej drobnej sprawie
możesz chyba zdać się na mnie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]