[ Pobierz całość w formacie PDF ]

drugÄ… butelkÄ™. . .
Powstrzymałam oboje, bo kamerdyner na te słowa też się ruszył.
 Spokojnie, jeszcze mamy prawie całe pół. Niech Gaston kontynuuje, bar-
dzo proszę, to cudowna opowieść.
W tym momencie nadleciał jakiś cholerny ptaszek, usiadł na gałęzi tuż przy
otwartym oknie werandy i zaczął się drzeć przerazliwie. Gaston coś powiedział,
ale nie dało się tego słyszeć.
 A sio!!!  wrzasnęła Krystyna okropnie.
Ptaszek przekrzywił główkę, popatrzył na nią czarnym koralikiem, ćwierknął
i znów zaczął się drzeć, nie mając najmniejszego zamiaru odlatywać. Nagle po-
czułam, że z serca nie znoszę przyrody żywej, zerwałam się od stołu, runęłam do
okna i machnęłam energicznie tym, co trzymałam w ręku. Kieliszkiem wina, któ-
rego resztki wychlupnęły na zewnątrz. To się wreszcie draniowi nie spodobało,
odleciał z wyrazną urazą.
I równocześnie coś zaszeleściło pod oknem. Jakby zwierzę w suchej trawie.
101
Wychyliłam się gwałtownie i ujrzałam jakiegoś chudego chłopaczynę, przytulo-
nego do muru. Spojrzał na mnie, zdetonowany, ale wcale nie przestraszony, jakby
się chwilę zastanawiał, po czym szmyrgnął błyskawicznie za narożnik werandy,
niknÄ…c z moich oczu.
A jednak kamerdyner zdążył. Nagle znalazł się obok mnie, też wychylony,
i popatrzył za chłopakiem. Po czym cofnął głowę do wnętrza.
 A otóż to właśnie  rzekł uroczyście.
Bez słowa Krystyna poderwała się, wypadła do zamku biegiem i wróciła, za-
nim zdążyliśmy usiąść z powrotem, z tym że teraz usadziłam wiekowego sługę
przy samym stole. Patrzeć nie mogłam, jak się gimnastykuje sięgając po kieliszek,
cenna była w tej chwili jego praca umysłowa, a nie ćwiczenia fizyczne. Rozlałam
resztę z poprzedniej butelki, bo Krystyna, oczywiście, przyniosła nową.
 To, w czym rzecz, należy uczcić  oznajmiła stanowczo.  Bez względu
na to, co to jest.
 Otóż to  przyświadczył jakby kamerdyner.  Leonek Bertoiletta, obe-
rżysty, bo jaśnie panienki mało bywają i mogą tego nie wiedzieć. Podsłuchiwał.
Brzmiało to jakoś tak, że nawet nie umiałyśmy sprecyzować żadnego pytania.
Gapiłyśmy się na niego intensywnie i okazało się, że to wystarczy.
 Będę jednak mówił po kolei, jeśli jaśnie panienki pozwolą. . .
 Tak  zgodziłam się z szalonym naciskiem.
 Zatem, za moich czasów, a młody wtedy byłem bardzo, dwadzieścia dwa
lata miałem zaledwie, krótko to było przed drugą wojną, zmarła szczęśliwie. . .
Zająknął się nagle i chyba ugryzł w język. Po krótkim namyśle podjął z wy-
raznÄ… determinacjÄ…:
 Zmarła ówczesna hrabina Maria-Luiza i nastała jaśnie pani Karolina. Ba-
łagan w zamku panował okropny, moja matka tym się gryzła i może ze zgryzoty
wcześniej poszła na tamten świat. Nieboszczka hrabina Maria-Luiza skąpa była,
co tu ukrywać, do niemożliwości i chociaż lasy jeszcze mieliśmy, palić nie po-
zwalała, aż mróz chodził po sypialniach. Raz woda w rurach zamarzła i wtedy
wreszcie trochę się opamiętała. Zwieć Panie nad jej duszą. . . Jaśnie pani hrabina
Karolina zaczęła robić porządek, moja matka, jeszcze żywa, pomagała jej w tym,
no i zdarzyło się, że jaśnie pani do niej rzekła:  Gdybyś, Klotyldziu, natknęła się
gdzieś na taki stary żółty sakwojażyk, nie dotykaj go, tylko powiedz mi o nim.
Może się tu gdzieś poniewierać, a to pamiątka . I tyle. Więcej na ten temat mowy
nie było. Ale że jaśnie pani hrabina szukała, to wiem na pewno, bo niejeden raz
widziałem na własne oczy, jak sprawdzała po szufladach i komodach. . .
Krystyna nagle uniosła kieliszek.
 Gastonie  powiedziała uroczyście  Wasze zdrowie! Obyście żyli szczę-
śliwie jeszcze co najmniej sto lat.
%7łyczenie było może nieco na wyrost, ale kamerdyner odpowiedział z galante-
riÄ….
102
 I wzajemnie, zdrowie jaśnie panienek! Otóż, wracając do rzeczy, czytać
umieli tu wszyscy i z gazet było wiadomo, że ów jakiś podejrzany, co się okazał
niewinny, posiadał żółty sakwojażyk. Ten, co mam na myśli, od wicehrabiego de
Pouzac. Przepadł on podobno, ten sakwojażyk, ale chyba nie całkiem, skoro pani
hrabina go szukała, a do tego jeszcze opowiadania matki ja doskonale pamiętałem.
Mówiła Liselotte wyraznie, że leciał, nic nie miał i machał rękami. Gdzież zatem
sakwojażyk. . . ?
Urwał na chwilę, napił się wina i popatrzył na nas z wyraznym triumfem. Mo-
głyśmy mu powiedzieć, gdzie w tej chwili znajduje się żółty niegdyś sakwojażyk,
ale chłonęłyśmy relację tak, że na gadanie własne nie starczało miejsca. Wyraznie
było przy tym widoczne, że on ciągle do czegoś zmierza i jeszcze to nie koniec
rewelacji.
 No i ostatnimi czasy zaczęło się  podjął.
 Parę lat temu, jeszcze dobrze przed śmiercią jaśnie pani Karoliny, przyje-
chało tu dwóch. Ten Amerykanin i jeszcze jaki drugi, też z Ameryki. Głównie
ten drugi, starszy, z jaśnie panią rozmawiał, a ja wiem, że chciał zamek kupić
ze wszystkim. A ten młodszy, co był tu i teraz, węszył. Znajomości nawiązywał,
dawnej służby szukał, wino stawiał komu popadło. I jeden raz się naciął. Proszę
jaśnie panienek, bardzo przepraszam, czy nie szkoda tego wina dla kamerdyne-
ra. . . ?
 Nikt na nie więcej nie zasługuje niż wy, Gastonie  odparła Krystyna
stanowczo, dolewając mu bez żadnych oznak skąpstwa.
 Słuchamy dalej  podsunęłam zachęcająco.  W życiu nie słyszałam nic
równie pięknego.
Kamerdyner skłonił się elegancko i wrócił do tematu.
 Jest tutaj jeden taki, który jeszcze nigdy w życiu nie był pijany, ale udawać
potrafi doskonale. Favier niejaki, w oberży usługuje, a jego ojciec dawnymi czasy
służył u nas. Naprawiać umiał wszystko, czy to zamki, czy krany, a nawet elek-
tryczne instalacje, czy zegary, czy drewno, czy cokolwiek, cały czas miał robotę,
bo po pani hrabinie Marii-Luizie wszystko się sypało. Umarł krótko przed tymi
Amerykanami, ów młodszy zaś uczepił się jego syna. Pierre Favier i połowy tego,
co ojciec, nigdy nie potrafił, ale do różnych usług bardzo się nadaje, a od ojca
mógł dużo słyszeć. Amerykanin tak pewnie myślał, bo spróbował go upić i wy-
wlec z niego, co wie, a skutek był taki, że sam się upił strasznie, młody Favier zaś
tylko udawał. I nie Amerykanin od niego, ale on od Amerykanina wszystkiego się
dowiedział.
Bardzo to jakieś były ważne rzeczy, o których jaśnie panienki też powinny
wiedzieć, tak mówił. Mnie powiedzieć nie chciał niczego, tyle tylko, że o jakiś [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl