[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Cóż za sprawa? Czy ja wiem? Może takie na przykład zagadnienie: zabierze pana ze sobą kolega Zwiecki
czy nie zabierze? InteresujÄ…cy problem, nie?
Drewnowski drgnÄ…Å‚:
- Zabierze? Gdzie zabierze? Co pan chce przez to powiedzieć?
Tamten zachichotał i zrobił ruch, jakby chciał odejść. Teraz Drewnowski z kolei go przytrzymał:
- Wie pan coÅ›?
- Ba! - odparł tamten. - Pieniążek wszystko wie, jeżeli chce.
- Ale co, co pan wie, do licha? Może pan przecież powiedzieć!
Pieniążek zastanowił się.
- No? - przynaglił Drewnowski.
Tamten zerknął w kierunku baru. Nim się Drewnowski zorientował, Pieniążek prześliznął się obok i pomknął
w tamtÄ… stronÄ™.
- Cholera! - zaklÄ…Å‚ Drewnowski.
Spojrzał na zegarek: za kwadrans dziewiąta. Pięć minut mógł ostatecznie stracić, nie więcej. Pobiegł za
Pieniążkiem.
W barze było pusto i zacisznie. Barmanka, ładna dziewczyna o jasnych, puszystych włosach, zajęta była
rozmową z jedynym do tej chwili gościem. Był nim Maciek Chełmicki. Zjawienie się no-
103
wych gości przyjęła z wyraznym niezadowoleniem. Chełmicki też się skrzywił.
- Co to za jeden? - szepnął wskazując spojrzeniem na Pieniążka.
Nim zdążyła odpowiedzieć, przy barze stanął Drewnowski.
- Dwie czyste, proszÄ™ pani.
Pieniążek już siedział na wysokim barowym stołku.
- Dwie duże, panno Krysiu!
Barmanka spojrzała pytająco w stronę Drewnowskiego. Temu było wszystko jedno, byle prędzej.
- Mogą być duże.
- Do tego porcję grzybków, panno Krysiu - uzupełnił Pieniążek. - Doskonałe tu mają grzybki, zobaczycie.
Drewnowski gonił resztkami cierpliwości. Dziennikarz życzliwie poklepał go po ramieniu:
- Siadajcie. Zwietnie się tu siedzi na tych stołkach. Drewnowski usłuchał.
-Więc?
- Co więc? Napijemy się.
- Co mi pan miał powiedzieć? Barmanka podała wódkę.
- A grzybki? - upomniał się Pieniążek.
Znalazły się i grzybki. Spełniwszy, co do niej należało, barmanka przeszła na drugi koniec baru, gdzie
siedział Chełmicki. Pieniążek zatarł dłonie:
- Zdrowie kolegi Zwieckiego!
Tym razem Drewnowski zrezygnował z lojalności sekretarza. Wypili. Spojrzał na zegarek: wyznaczonych pięć
minut umykało bardzo szybko. Pieniążek podsunął talerzyk z grzybkami.
- Spróbujcie, warto. Panno Krysiu! - uniósł się na stołku. -Dwie takie same poprosimy.
Chełmicki pochylił się nad barem.
Strona 45
379
- Niech im pani spirytusu naleje - szepnął. - Prędzej będą gotowi. Trzeba pomagać bliznim.
Aadna barmanka uśmiechnęła się:
- Widzę, że ma pan dobre serce.
- Ja? Jak złoto. Słowo pani daję.
Drewnowskiemu smakował pierwszy kieszliszek i nie zaprotestował przeciw następnemu.
- Urżnie się pan - powiedział tylko ze złośliwym akcentem.
104
Pieniążek dziobał wykałaczką grzybki. Wyślizgiwały mu się, wreszcie jeden dał się przychwycić. Zjadł go,
głośno mlaskając. Panna Krysia napełniła duże stopki.
- Zakropić może?
Drewnowski wzruszył ramionami.
- Nie trzeba. Urżnie się pan - powtórzył, pierwszy biorąc swoją stopkę.
- Razem się urżniemy - odparł Pieniążek. - Zdrowie! Wypili. Drewnowski poczerwieniał, oczy mu zaszły łzami,
przez moment zatkało go zupełnie. Po chwili dopiero począł się
mocować z oddechem.
- O, do diabła! Co to było? Co pani nalała? Przecież to spirytus...
Pieniążek parsknął z uciechy:
- Jak Boga kocham, spirytus! A to pani ubrała młodego człowieka...
Panna Krysia szczerze się zaniepokoiła:
- Ależ co znowu, skąd spirytus? To niemożliwe. Nie mogłam się przecież tak pomylić...
Pośpiesznie poczęła szukać butelki, z której przed chwilą nalewała. Znalazłszy ją stropiła się.
-1 co? - spytał Pieniążek.
- Rzeczywiście spirytus. Strasznie panów przepraszam...
- Nie ma za co! - podskoczył na stołku Pieniążek. Drewnowskiemu zrobiło się wstyd, że nie potrafił stanąć na
wysokości zadania.
- Głupstwo! - powiedział niedbale. - Niech się pani nie przejmuje, każdy się może pomylić. Lepiej nich nam
pani da jeszcze po jednym.
- Tego samego?
- Oczywiście! Spirytus o wiele lepszy od czystej. Trzeba tylko wiedzieć, co się pije.
Czuł już w głowie lekki szum, w końcach palców drażniący niepokój. Wygodniej rozsiadł się na taborecie.
Przyjemnie tu było. Półmrok. Dzwięki orkiestry i gwar, który hałaśliwie się kotłował na dużej sali, tu dochodziły
ściszone, jakby ze znacznej odległości. Przyjrzał się Pieniążkowi. Nawet ten niechluj z wymiętą twarzą
szczura wydał mu się nieco sympatyczniejszy.
- Zdrowie! - pierwszy sięgnął po stopkę.
Tym razem przełknął spirytus gładko. Zakąsili grzybkami.
105
- Więc co? - pochylił się poufale w stronę Pieniążka. - Co ze Zwieckim? Rzeczywiście idzie w ministry?
Dziennikarz zamrugał zwężonymi i znów bardzo zmętnia-łymi oczkami:
- Idzie!
- Gdzie?
- Propaganda. Drewnowski się zamyślił:
- Niezle. Wolałbym co prawda MSZ.
- On by też wolał.
- A to pewne?
- Gówno zawsze wypłynie na wierzch.
Drewnowski roześmiał się i klepnął Pieniążka po kolanie:
- Dobre!
- Nie bój się, ty też wypłyniesz... Drewnowski jeszcze głośniej się zaśmiał:
- Pewnie, że wypłynę, a coś sobie myślał? Zobaczysz za pięć lat.
- Co zobaczÄ™?
- Dokąd zajdę... Pieniążkowi odbiło się.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]