[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Gdzie ja jestem?
Wstałem z krzesła i podszedłem do leżącego w łóżku Helberta.
Ciekawe, że większość osób po odzyskaniu przytomności zadaje
takie właśnie pytanie. Chociaż zdarza się, że pytają również, jak
długo spałem? albo gdzie moja sakiewka? .
- W wieży złowrogiego maga.
- Bolą mnie plecy - jęknął.
Pochyliłem się nad rannym i podałem mu kubek z wodą.
Opróżnił go jednym haustem.
- Trochę się pogruchotałeś. Zaraz zacznie działać zaklęcie
przeciwbólowe i poczujesz się lepiej.
174
- Azaliż jestem twoim jeńcem, czarowniku?
Westchnąłem ciężko.
- Możesz odejść, gdy tylko będziesz chciał. Oczywiście naj-
pierw przyrzekniesz, że więcej nie będziesz mnie nachodzić. Ro-
zumiesz, cenię sobie spokój. I mów mi na ty lub ewentualnie ma-
gu Klavresie. A tak właściwie to dlaczego mnie zaatakowałeś?
- Ja... nie chciałem... ale kapłan... - Był zakłopotany.
- Tak? - zachęcałem go do zwierzeń.
- Kapłan powiedział, że w wieży mieszka potwór... Ja musia-
łem... - Urwał nagle, jakby spłoszony tym, co powiedział.
Zmarszczyłem czoło.
- Musiałeś?
- Tak... ja muszę zdobyć... hm... trofeum - plątał się w zezna-
niach.
- Nie wiem, czy zły czarownik byłby dobrym trofeum. Jego
głowa niczym nie różni się od głowy szewca czy sprzedawcy ka-
pusty.
Spojrzał na mnie ze zdziwieniem. Nie zrozumiał żartu.
- Nie planowałem tego. Zmierzałem na zachód, w góry We-
ros. W mieście natknąłem się na Gorobisa i przyznaję, dałem się
zwieść. A trofeum miał być ork, nie ty, magu.
- Znaczy już nie uważasz, że jestem złowrogim cza-
rownikiem?
- Nie zabiłeś mnie, choć mogłeś... Klavresie.
- Wciąż mogę to zrobić.
Drgnął, więc dodałem z uśmiechem:
- Jeśli obiecasz, że dasz mi spokój będziesz mógł odejść.
- ObiecujÄ™!
175
- No proszę, szybko poszło. A myślałem, że trzeba cię będzie
przekonywać.
Helbert się stropił.
- To nie tak, ja nie jestem zły, tylko potrzebuję sławy. Ja mu-
szę... Pojadę w góry, zabiję smoka albo orka...
Pokręciłem głową.
Góry Weros, położone na północny wschód od wieży Irrum,
były pełne jaskiń, rozpadlin i strumieni. I niczego więcej. To stam-
tąd akwedukty doprowadzały wodę do Ersen. Nie były ani wyso-
kie, ani rozległe. Zbadano je dość dokładnie, podobnie jak groty
położone u ich podnóża.
- Nie chcę cię martwić, ale w Weros nic nie znajdziesz. Prę-
dzej tam trafisz na stado szczurów niż orka. Już lepiej jedz na
północ, droga dłuższa, lecz na pustkowiach żyje mnóstwo dziw-
nych stworzeń.
- Za daleko - jęknął - nie zdążę.
- Aha, to i czas siÄ™ tutaj liczy. Coraz ciekawsza ta twoja hi-
storia. Jeśli opowiesz mi ją od początku, może pomogę ci w jakiś
sposób.
Milczał. Może to i lepiej. Jego na poły staroświecka mowa za-
czynała mnie denerwować.
- Postaraj się wypocząć, mój sługa zawoła cię na obiad. Tyl-
ko postaraj się go nie atakować. Jest co prawda orkiem, ale wolał-
bym go nie widzieć jako trofeum.
Wyszedłem z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Na klucz. Nie
chciałem, żeby potomek rodu Serdanów łaził po komnatach. Na
wszelki wypadek kazałem Gorgowi mieć na niego oko.
- Nie musisz tak nerwowo zerkać, Gorg naprawdę nic ci nie
176
zrobi. - Widziałem, że Helbert z niepokojem obserwuje mojego
sługę.
Gorg stał w drzwiach, patrząc na nas z zaciekawieniem. Zacie-
kawienie na twarzy orka dla niewprawnego obserwatora jest pra-
wie nie do odróżnienia od miny mówiącej ciekawe, czy da się go
zjeść . Być może to właśnie niepokoiło Helberta.
- Smaczne? - spytałem, gdy z misy rycerza zniknęła pierś
pieczonej gęsi.
- Bardzo. To zaczarowane jedzenie?
- Kuchnia jest magiczna, nie jedzenie. Można powiedzieć, że
sama gotuje.
Rozejrzał się po sali, jakby spodziewał się, że nagle ze ścian
wyskoczy armia stworzeń chaosu. Uśmiechnąłem się tajemniczo.
- Jesteś w wieży maga, ta budowla kryje więcej tajemnic, niż
myślisz. Jest starsza od drzew w tych okolicach, a kolejni jej
mieszkańcy dodawali co nieco od siebie. Ale teraz, gdy skorzysta-
łeś z mojej gościnności, może opowiesz swoją historię?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]