[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Listy od Innocenty były odpowiedziami. To znaczy, że gdzieś w archiwum macie jeszcze trzy, może cztery listy pani
Rockefeller.
- Naprawdę sądzi pan, że mogłyśmy coś takiego przeoczyć? Verlaine podał jej karteczkę.
- Gdyby cokolwiek się znalazło, mogłaby siostra do mnie zadzwonić? Ewangelina zerknęła na świstek. Nie wiedziała,
co powiedzieć. Nie
mogłaby zadzwonić, nawet gdyby znalazła to, czego szukał.
- Spróbuję - wydusiła wreszcie.
- Dziękuję - odparł Verlaine i posłał jej pełne wdzięczności spojrzenie. - Mogę zrobić fotokopię?
Ewangelina wzięła naszyjnik, zapięła go na szyi i poprowadziła Yerlaine^ do drzwi biblioteki.
- ProszÄ™ za mnÄ….
Zaprowadziwszy Verlaine'a do gabinetu siostry Filomeny, sięgnęła po arkusz oficjalnego papieru listowego Zwiętej
Róży, a podając go Ver-laine'owi, powiedziała:
- Może go pan przepisać.
Verlaine wziął długopis i zabrał się do pracy. Zanotował treść listu i zwrócił go Ewangelinie. Dziewczyna wyczuła, że
jest jeszcze coś, o co chce ją spytać. Znała go raptem od dziesięciu minut, a jednak wiedziała, że przeżywa gonitwę myśli.
Wreszcie się odezwał:
- SkÄ…d jest ten papier listowy?
Ze stosu obok sekretarzyka siostry Filomeny Ewangelina wyjęła arkusz grubego, różowego papieru i uniosła go w
dwóch palcach. Był ozdobiony ornamentem - barokowymi różami i aniołami - który widziała tysiąc razy.
- To nasz oficjalny papier listowy - odparła. - Czemu pan pyta?
- Właśnie na takim papierze pisała do Abigail Innocenta - objaśnił Verlaine, po czym sięgnął po czysty arkusz i uważnie
mu się przyjrzał. -Dawno powstał ten wzór?
- Nigdy się nad tym nie zastanawiałam - przyznała Ewangelina. -Pewnie ze dwieście lat temu. Zaprojektowała go
ksieni założycielka.
- Mogę? - spytał Verlaine. Wziął kilka arkuszy i schował je do kieszeni.
- Oczywiście - odparła Ewangelina, zaskoczona tym, że Verlaine'a ciekawi coś tak banalnego. - Proszę wziąć, ile pan
chce.
- Dziękuję - odparł Verlaine i po raz pierwszy się uśmiechnął. - Pewnie nie powinna mi siostra pomagać.
- Powinnam zadzwonić na policję w chwili, kiedy pana zobaczyłam.
- Czy mogę się siostrze jakoś odwdzięczyć?
- Owszem - odparła Ewangelina, prowadząc go do drzwi. - Proszę się oddalić, zanim ktoś pana znajdzie. A jeśli po
drodze spotka pan którąś z sióstr, to nie widział mnie pan i nie był w bibliotece.
Klasztor Zwiętej Róży, Milton, stan Nowy Jork
Podczas krótkiej wizyty Verlaine'a w klasztorze bez przerwy sypał śnieg. Opadał z nieba grubymi płatkami, osiadał na
smukłych ramionach brzóz, całkiem zakrył drogę z kocich łbów. Przymrużywszy oczy, w ciemnościach Verlaine
wypatrywał poza zamkniętą, żelazną bramą drogi do swojego niebieskiego renault, ale mrok był nieprzenikniony, a jego
28
wzrok zatrzymywał się na gęstniejącym śniegu. Klasztor został w tyle, zniknął we mgle, przed nim pogłębiała się próżnia.
Ostrożnie stawiając kroki na świeżej warstwie śniegu, Verłaine oddalał się od klasztoru.
Wyszedłszy z dusznej biblioteki na mrozne powietrze, podekscytowany sukcesem Verlaine, dodatkowo się ożywił.
Zdumiony i uradowany, uzmysłowił sobie wreszcie, że jakimś cudem mu się udało. Ewangelina - nie był w stanie
nazywać jej w myślach siostrą Ewangelina, jej uroda, bystrość i kobiecość zupełnie nie pasowały do zakonnicy - nie tylko
pozwoliła mu wejść do biblioteki, ale podzieliła się z nim tym, co najbardziej chciał tam znalezć. Zobaczył list Abigail
Rockefeller na własne oczy, miał już pewność, że coś łączyło ją z mniszkami ze Zwiętej Róży. Nie mógł zrobić fotokopii
listu, ale wiedział, że pismo było autentyczne. Wynik wyprawy z pewnością usatysfakcjonuje Grigoriego i - co ważniejsze
- wesprze pracę badawczą. Lepiej być nie mogło, no, chyba że Ewangelina oddałaby mu list. Albo znalazła tyle listów
Abigail, ile on miał od Innocenty, i przekazała mu je wszystkie.
Wtem smuga świateł samochodowych omiotła śnieg za kratą bramy. Matowo czarny mercedes SUV zaparkował obok
renault. Verlaine schował się w gęstwinie jodeł, instynkt podpowiedział mu, żeby ukryć się przed ostrymi światłami.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]