[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zapłaci? To niemożliwe!
- Taki miał chyba plan.
- I co? - spytała z rosnącym zainteresowaniem. - Czy
ta aukcja się odbyła?
- To tylko pogłoska. Skąd mam wiedzieć, co się stało?
- Och - westchnęła rozczarowana Sara. - Co jeszcze
słyszałeś?
- Chodzi ci o opowieści z tej konkretnej wojny? -
Adrian zmarszczył czoło. - Mówiono na przykład o przed
siębiorcach, podobno zatrudnianych przez rząd amery
kański, którzy mieli nadzorować projekty architektonicz
ne w Sajgonie i jego okolicach. Wykorzystywali podró
że do Wietnamu Południowego, żeby nawiązać konta
kty z handlarzami heroiny. Znajomości te kontynuowali
długo po zakończeniu wojny, zdobywając majątki. Słysza
łem o transakcjach związanych ze złotem na północy. Ta
kich opowieści jest bardzo dużo, Saro. Rodzą je wojny.
Pomyśl tylko o wszystkich tajemnicach, związanych
z drugą wojną światową. Nadal powstają oparte na nich
powieści.
- Rozumiem. Kiedy zatem wuj Lowell opowiedział ci
o złocie, przyjąłeś to za fikcję?
OCZEKIWANIE 123
- Uhm. - Adrian na chwilę się zamyślił. -I nadal nie
wykluczałbym takiej możliwości.
- Sama nie wiem, co o tym sądzić. Wyobrażam sobie,
że wuj Lowell byłby zdolny do schowania skrzynki ze
złotem i że potem chciałby mi ją podarować w prezencie
ślubnym.
- Nam podarować - poprawił Adrian. - Nie zapomi
naj, że to mnie opowiedział najpierw tę historię.
Sara zignorowała jego słowa.
- Nie wierzę jedynie, że wuj mógłby to złoto ukraść.
- Nie wiemy, czy to zrobił. W tej chwili znamy tylko
wersjÄ™ Vaughna.
- Obrzydliwy facet, prawda? - Sara aż zadrżała na
wspomnienie mężczyzny, z którym spotkali się na promie.
- Można go i tak określić.
Sara zatrzymała się i oparła o barierkę, wpatrując się
w wody Zatoki Elliott. Wokół rozciągały się rzędy skle
pów z pamiątkami, gdzie tłumy dorosłych usiłowały coś
kupić, a gromady dzieci biegały wokół, jedząc prażoną
kukurydzę. Kolejny duży statek, wyładowany kontenera
mi z towarem, wchodził do portu. Statek miał dziwną
nazwę i obcą flagę. Przy nabrzeżu cumował jacht, którego
pasażerowie wybrali się na ląd, żeby zjeść posiłek w jednej
z niezliczonych knajpek, serwujących ryby. Sara pomyśla
ła o tych wszystkich dalekich miejscach, w których nigdy
nie była i do których, w zwykłych okolicznościach, nigdy
by nie dotarła, o miejscach z tysiącletnią historią pełną
krwawych wydarzeń.
- Byłeś kiedyś w południowo-wschodniej Azji,
Adrianie?
124 OCZEKIWANIE
- Dlaczego pytasz? - odparł po dłuższej chwili pyta
niem na pytanie.
- Tak sobie. Jestem ciekawa, jak tam jest.
- Na pewno się nie dowiesz, podróżując w towarzy
stwie Brady'ego Vaughna - powiedział ostro.
- A mam jakiś wybór?
- Sądzisz, że za czterdzieści osiem godzin pozwolę ci
wsiąść z nim do samolotu? - Adrian zacisnął palce na
barierce.
Sara poruszyła się niespokojnie, nie wiedząc, jak reago
wać na ostry ton.
- To mi coś przypomina - powiedziała, pomijając jego
pytanie. - Dlaczego poprosiłeś o dwa dni do namysłu?
- O nic nie prosiłem.
- To prawda. Powiedziałeś, że potrzeba nam tyle cza
su. Wykazałeś się refleksem, Adrianie.
- Staram siÄ™, jak mogÄ™.
- Być może pisanie książek sensacyjnych sprawia, że
szybko myślisz w niewygodnych sytuacjach - stwierdziła
Sara, marszczÄ…c brwi.
- Ależ siedziałem sobie bardzo wygodnie.
Spojrzała na niego podejrzliwie. Czyżby zdobył się na
dowcip?
- Cieszę się, że byłeś tam ze mną. Nie dałabym głowy,
że Vaughn nie namówiłby mnie do natychmiastowego
wspólnego wyjazdu.
- Nie jesteÅ› przyzwyczajona do takich ludzi. PotrafiÄ…
być szalenie przekonujący, zwłaszcza jeśli na przynętę
wykorzystujÄ… kogoÅ› nam bliskiego.
- Naprawdę uważasz, że Vaughn kłamie?
OCZEKIWANIE 1 2 5
- Nie mam pojęcia. Ta sprawa to jedna wielka nie
wiadoma.
- On musi być tym, za kogo się podaje - stwierdziła
Sara po namyśle.
- Kto? Vaughn? Dlaczego sądzisz, że mówi prawdę?
- Po pierwsze, twierdzi, że może mi załatwić paszport
w ciągu dwóch dni. Przecież tylko agent rządowy mógłby
mieć takie możliwości.
- Kiedy ma się pieniądze i odpowiednie znajomości,
można kupić sobie wszystko.
- Czyżby? - Cynicznie przemądrzały ton Adriana za
czynał działać Sarze na nerwy. - Niby gdzie ktoś taki jak
Vaughn mógłby kupić fałszywy paszport?
- Na przykład w Mexicali - powiedział spokojnie Ad
rian po chwili milczenia.
- W Mexicali!
- Uhm. Na półkuli zachodniej jest to jedno z miejsc,
gdzie spotykają się ludzie, którzy coś znaczą. Można tam
kupić wszystko, łącznie z fałszywym paszportem. Można
się też tam zgubić i odnalezć po drugiej stronie globu bez
konieczności odpowiadania na kłopotliwe pytania.
Sara wpatrywała się w niego ze zdumieniem.
- Tego także się dowiedziałeś, pisząc sensacyjną po
wieść?
Adrian z uwagą przyglądał się przepływającym przy
nabrzeżu jachtom.
- Tego i wielu innych rzeczy. Autor sensacyjnych po
wieści kolekcjonuje interesujące fakty.
- Zapewne dlatego wuj nakarmił cię opowieścią
o złocie.
126 OCZEKIWANIE
- Przypuszczalnie. Lowell Å‚atwo rozpoznaje naiwnia
ków.
- No dobrze, dajmy na razie spokój wujowi. Musimy
coś postanowić w związku z Vaughnem.
- Saro, temu facetowi nie można ufać. Sama mówiłaś,
że jest obrzydliwy.
- Ale wie, gdzie jest wuj.
- Mówi, że wie. To dwie różne sprawy. Jeśli zakłada
my, że nie możemy mu ufać, to zakładamy także, że nie
możemy wierzyć w to, co mówi.
- To wszystko jest takie pokrętne! Tymczasem wuj
może być w prawdziwych kłopotach.
- Wydaje mi się, że dzięki twojemu wujowi to my
jesteśmy w opałach - stwierdził Adrian, odsuwając się od
barierki. - Chodzmy, prom za chwilę odpływa.
- Czterdzieści osiem godzin to nie jest dużo.
- Wiem.
- A jeśli wuj nie da w tym czasie znaku życia?
- Nie wyznaczyłem terminu w nadziei, że Lowell bę
dzie miał tyle rozumu, żeby się odezwać. Chcę mieć trochę
czasu dla siebie.
- Na co? - spytała ze zdumieniem Sara.
Adrian przyglądał się tłumom kolorowo ubranych tury
stów, spacerujących po nabrzeżu, nie patrząc jej w oczy.
- Jutro będę cię musiał zostawić samą na jakiś czas
- powiedział powoli, jakby zastanawiając się nad każdym
wypowiadanym słowem.
- Dlaczego?! - wykrzyknęła zaskoczona.
Zawahał się na moment.
- Muszę coś sprawdzić. Z kimś się spotkać.
OCZEKIWANIE 127
- Czy zamierzasz skontaktować się z agencją rządową,
dla której pracował wuj Lowell?
- Nie. Nie jestem przekonany, czy możemy ufać ich
informacjom - odparł szczerze. - Zobacz, kto się do nas
zgłosił w ich imieniu.
Zmarszczyła z obrzydzeniem nos.
- Vaughn. Rozumiem. Z kim więc chcesz się spotkać?
- Z kimÅ›, kto na pewno wie, czy Lowell przebywa
w południowo-wschodniej Azji.
- Kto to jest?
- Posłuchaj, Saro... - Adrian wziął ją za rękę, splatając
jej palce ze swoimi. - Proszę cię, nie zadawaj więcej py
tań. W ciągu ostatniego roku wiele rozmawialiśmy z two
[ Pobierz całość w formacie PDF ]