[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wszystkim z wyjątkiem upokorzenia. Nie możesz sobie wybaczyć, że zakochałaś się w oszuście.
Teraz rozumiem, skąd te twoje niezłomne zasady. Nie chcesz drugi raz popełnić błędu ani przeżyć
upokorzenia.
- Brawo! Cóż za przenikliwość, magiku!
- Uważasz, że jestem taki sam jak Sutcliff? - zapytał głosem twardym jak stal.
Wzdrygnęła się, nieprzygotowana na tak bezpośrednie pytanie, choć musiała przyznać, że Lucian
trafił w sedno.
- Zaryzykowałam i złamałam dla ciebie pierwszą zasadę. I dokąd to mnie zaprowadziło? Do łóżka z
mężczyzną, który bez zmrużenia oka mija się z prawdą, bo akurat tak mu wygodnie. Oszukałeś mnie.
Musisz przyznać, że takie postępowanie nie świadczy najlepiej o twoim honorze. Ja przynajmniej
zawsze byłam wobec ciebie szczera.
- Owszem - rzucił szorstko. - Byłaś szczera. Do bólu. Zwłaszcza gdy zachowywałaś się jak pełna
uprzedzeń dogmatyczka i snobka. I skrajnie interesowna materialistka. Do cholery, kobieto, nie
rozumiesz, że byłem wobec ciebie tak samo nieufny, jak ty wobec mnie?
- Więcej już dla ciebie nie zaryzykuję! - oznajmiła twardo.
Zaklął, a ona, nieprzygotowana na to, cofnęła się o krok.
- Właśnie że zaryzykujesz, Ariano. W sobotę złamałaś pierwszą zasadę. Obiecuję ci, że wcześniej
czy pózniej złamiesz następną!
Zaakceptujesz mnie razem z moją mało chlubną przeszłością.
Takiego, jaki jestem. Byłego członka młodzieżowego gangu, byłego jarmarcznego showmana, byłego
żołnierza, aktualnie spekulanta i magika. I będziesz musiała przyznać, że wiem, co to honor.
- Niby dlaczego miałabym cię zaakceptować? I po co miałabym dla ciebie ryzykować?
- Nie masz wyboru - oznajmił. - Jesteś moja. Oddałaś mi się w sobotę, a gdybym tylko zechciał,
pewnie zrobiłabyś to dużo wcześniej.
- To nieprawda!
- Mylisz się! Jeśli jednak to miałoby poprawić twoje samopoczucie i dać ci satysfakcję, wyznam ci,
iż nie jesteś sama.
Jedziemy na jednym wózku, Czarodziejko. Należę do ciebie w takim samym stopniu, w jakim ty
należysz do mnie. - Powiedziawszy to, uniósł rękę i z wdziękiem wykonał okrągły ruch. Następnie
wyciÄ…gnÄ…Å‚
dłoń w jej stronę, a gdy rozwarł palce, spostrzegła maleńki pąk żółtej róży.
Skonsternowana patrzyła, jak kładzie ją przed nią na biurku.
- Do widzenia. Dziękuję za wspólny lunch - powiedział z uśmiechem. - 1 staraj się nie zapominać o
moich ostrzeżeniach. Nie denerwuj magika, bo możesz tego gorzko pożałować.
Oderwała wzrok od róży i podniosła głowę. Nim jednak zdążyła znalezć odpowiednie słowa, które
wyraziłyby jej zdumienie, rozgoryczenie i złość, Lucian był już przy drzwiach. Kiedy wyszedł, wolno
opadła na fotel, czując, jak uchodzą z niej złe emocje. Po chwili wyciągnęła rękę i przesunęła
palcami po delikatnych żółtych płatkach.
Pomyślała przy tym, że Lucian zawsze musi mieć ostatnie słowo.
Dobry Boże, co ja teraz zrobię? - jęknęła bezradnie. Nie miała złudzeń, że Lucian Hawk idzie do celu
po trupach. Człowiek, który należał do gangu, pracował w wesołym miasteczku i mimo takie]
przeszłości odniósł sukces w poważnym biznesie, na pewno potrafi walczyć o to, na czym mu zależy.
Sama zawsze realnie oceniała sytuację, wiedziała więc, że w konfrontacji z tak twardym
przeciwnikiem jest niemal bez szans.
Wzdrygnęła się i jeszcze raz spojrzała na różyczkę.
Lucian jej pragnie.
Co gorsza, ona również pragnęła jego. Wcześniej czy pózniej będzie musiała przyjąć do wiadomości,
że jej uczucie wobec niego wykracza daleko poza zwykłe fizyczne pożądanie. Z tym umiałaby sobie
poradzić. Tymczasem uczucie, które od pewnego czasu ją prześladowało, było o wiele głębsze i
bardziej złożone; i właśnie przez to złowrogie.
Zamknęła różę w dłoni i obróciwszy się w fotelu, wyjrzała przez okno.
Czy Lucian nie mógłby być choć trochę zbliżony do jej ideału?
Czy nie mógłby być człowiekiem honoru, jak Richard Dearborn? Czy nie mógłby pojawić się w jej
życiu jako człowiek prawy i uczciwy, który nie ma nic do ukrycia i który nie musi wstydzić się
swojej przeszłości? Czy nie mógłby dawać jej oparcia i poczucia bezpieczeń-
stwa? Wiele by dała, żeby tak się stało.
Nagle drgnęła, gdyż uświadomiła sobie, że w jej myśleniu kryje się poważny paradoks. W gruncie
rzeczy nie wątpiła w prawość Luciana. Osobowość człowieka kształtuje się pod wpływem
życiowych doświadczeń. Zdarzenia, które go spotykają, są kuznią charakteru. Gdyby więc Lucian nie
przeżył tego wszystkiego, o czym jej opowiedział, byłby dziś kimś zupełnie innym.
A ona nie wyobrażała sobie, by w tej chwili mogła być z innym mężczyzną. Była gotowa zakochać
się w Lucianie, nie zważając na jego burzliwą przeszłość i błyskotliwą karierę, która z pewnością
wymagała od niego stosowania nie mniej wyrafinowanych sztuczek niż jego magiczne hobby.
ROZDZIAA SIÓDMY
Teatralny gest z różą zupełnie mu się nie udał. Lucian zaplanował sobie, że na koniec poda Arianie
kwiat, a potem ją pocałuje. A nie, że ją przestraszy!
Niezadowolony z sobie, skrzywił się i zacisnął w pięść tę samą dłoń, w której niedawno ukrywał
różę. Po lunchu wrócił do biura, lecz nie mógł zabrać się do pracy. Zamyślony, stał przy oknie i
niewidzącym wzrokiem spoglądał na żaglówki krążące po zatoce.
Nie tylko numer z różą mu nie wyszedł. W ogóle wszystko poszło nie tak, jak chciał! A niech to jasny
szlag! Powinien był
przewidzieć, że Arianie nie chodzi tylko o pieniądze. Okazało się, że jej problem jest o wiele
bardziej złożony. Po tym, co ją spotkało, miała prawo oczekiwać od mężczyzny bezwzględnej
uczciwości.
Zdawał sobie sprawę, że zgubiła go męska próżność. Był pewny, że gdy Ariana dowie się o jego
bogactwie, od razu rzuci mu się w ramiona. W każdym razie tak to sobie wyobrażał, dokładnie
planując każdy element spektaklu. Tymczasem los z niego zadrwił i zamiast wielkiego finału wyszła
wielka klapa. Zirytowany, zaklął pod nosem i wrócił za biurko. Nerwowo rzucił się na fotel i bez
zainteresowania zaczął przeglądać materiały dotyczące projektu, w który miał się zaangażować.
Jednak praca mu nie szła, bo nie potrafił oderwać myśli od Czarodziejki, która postanowiła raz na
zawsze zniknąć z jego życia.
Nie mógł jej na to pozwolić. Wiedział to aż za dobrze. Nad wyraz rozwinięty instynkt
samozachowawczy, który swego czasu kazał mu uciekać jak najdalej od ulic biednej dzielnicy Los
Angeles, teraz wprost krzyczał, żeby za wszelką cenę zatrzymał przy sobie tę kobietę. Lucian nie
próbował nazywać tego, co do niej czuje. Ale ponad wszelką wątpliwość wiedział, że chce z nią
być.
Dlaczego nie przewidział, że z kobietą taką jak ona nie pójdzie mu łatwo? Naiwnie sądził, że
wystarczy, jak wyciągnie królika z kapelusza, i Ariana już będzie jego! Ależ był głupi!
Sprawa pieniędzy okazała się wierzchołkiem góry lodowej.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]