[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wyraz absolutnej rozkoszy.
- Kane - szepnęła, ale w pustych ścianach kopalni dzwięk niósł się echem w chłodnym
powietrzu.
Nie odpowiedział, lecz unosił ją w górę i w dół z prędkością błyskawicy; kiedy po raz
ostatni opadła, wygięła się w łuk, ściskając udami biodra Kane a.
Przebiegł ją dreszcz, silny jak trzęsienie ziemi, a kiedy wszystko się skończyło, opadła na
jego spoconą pierś. Objął ją tak mocno, że myślała, iż połamie jej żebra.
Leżeli przytuleni.
Kane łagodnie gładził jej włosy.
- Czy wiesz, że zaczęło padać? - spytał po chwili.
Houston nie obchodziło teraz nic, prócz tego niezwykłego uczucia, którego właśnie
doświadczyła. Potrząsnęła głową.
- Czy wiesz, że tu jest temperatura około pięciu stopni, że leżę na setkach ostrych
kawałeczków węgla, którymi tak się zachwycałaś, a lewa noga ścierpła mi chyba godzinę temu?
Houston z uśmiechem potrząsnęła głową.
- I nie planujesz przypadkiem ruszyć się stąd w ciągu najbliższego tygodnia?
Houston wciąż kryła twarz na jego piersi i kręciła głową, ale wzbierała w niej chęć do
śmiechu.
- I nie przeszkadza ci, że mam tak zlodowaciałe palce u nóg, że gdybym w coś uderzył, to
pewnie by mi odpadły?
Pokręciła głową przecząco. Kane roześmiał się i przytulił ją jeszcze mocniej.
- A mogę cię przekupić?
- Tak - szepnęła.
- To ubierzmy się. Będziemy tu siedzieć i patrzeć na deszcz, a ty możesz mi zadawać pytania.
To chyba najbardziej lubisz?
Uniosła głowę i popatrzyła na niego.
- A odpowiesz na nie?
- Pewnie nie - powiedział, odsuwając ją delikatnie i głaszcząc po policzku. - Czarownica -
szepnął i odwrócił się.
Zauważyła, że na plecach miał mnóstwo wbitych w skórę węgielków, więc zaczęła je
strzepywać, co chwila muskając go piersiami.
Kane odwrócił się i schwycił ją za ręce.
- Nie zaczynaj znowu. Jest w tobie, moja damo, coś takiego, że nie mogę się oprzeć. I nie
bądz taka zadowolona z siebie. - Wędrował wzrokiem po jej nagim ciele. - Houston - jęknął,
odwracając się - jesteś zupełnie inna, niż się spodziewałem. A teraz ubieraj się, nim znów zrobię z
siebie głupca.
Houston już nie pytała, co oznacza zrobienie z siebie głupca, ale było jej radośnie na sercu.
Gdy wkładała jego ubranie, od koszuli oderwało się kilka guzików. Bardzo ją to rozbawiło.
Ledwie się ubrała, objął ją, posadził sobie na kolanach i oparł się o ścianę tunelu.
Drobny deszcz padał powoli, jakby nigdy nie miał przestać.
- Jestem z tobą szczęśliwa - powiedziała, wtulając się w jego ramiona.
- Ze mną? Nawet nie dostałaś ode mnie prezentu. Ach, rozumiem, chodzi ci o to, że jesteś
szczęśliwa. No, ja też nie jestem z tobą smutny.
- Nie, to ty sprawiasz, że jestem szczęśliwa, nie prezenty ani miłość fizyczna, chociaż bardzo
pomagajÄ….
- No, to opowiedz, dlaczego jesteś ze mną szczęśliwa.
Milczała przez chwilę, po czym zaczęła opowiadać:
- Kiedy zaręczyliśmy się oficjalnie, mieliśmy z Leanderem wybrać się na potańcówkę do
Masonie Tempie. Bardzo się cieszyłam na ten wieczór i dla podkreślenia nastroju kazałam sobie
uszyć czerwoną sukienkę. Ale nie jakiś przytłumiony, ciemny odcień, tylko jaskrawą. Gdy nadszedł
ów wieczór, ubrałam się w tę swoją suknię i czułam się jak najpiękniejsza kobieta na świecie. -
Przerwała i wzięła głęboki oddech. - Kiedy schodziłam po schodach, Leander i pan Gates gapili się
na mnie, a ja myślałam, że to z zachwytu. Ale pan Gates zaczął na mnie krzyczeć, że wyglądam jak
ladacznica, i zażądał, żebym natychmiast poszła na górę się przebrać. Wtedy Leander powiedział, że
się mną zajmie. Nigdy nie kochałam go bardziej niż wówczas. Kiedy zajechaliśmy na miejsce,
Leander zaproponował, żebym nie zdejmowała peleryny i mówiła wszystkim, że jestem przeziębiona.
Przesiedziałam cały wieczór w kącie i czułam się strasznie.
- Dlaczego nie kazałaś im iść do diabła i nie tańczyłaś w czerwonej sukience?
- Chyba zawsze robiłam to, czego ode mnie oczekiwano. Dlatego przy tobie czuję się
szczęśliwa. Ty uważasz, że skoro schodzę po kratkach z pierwszego piętra, ubrana tylko w bieliznę,
to tak widocznie zachowują się damy. I nie przeszkadza ci chyba, że robię ci propozycje zupełnie nie
jak dama.
Odwróciła głowę i spojrzała na niego. Natychmiast ją pocałował.
- Nie mam nic przeciwko propozycjom, ale może wolałbym, żebyś nie latała publicznie w
bieliznie. Nie pamiętasz przypadkiem szczeniaczków?
- Nie bardzo wiem, o czym mówisz.
- Na urodzinach Marka Fentona, kończył chyba osiem lat, zabrałem cię do stajni, żeby
pokazać szczeniaczki, białe w czarne łatki.
- Pamiętam! Ale przecież to nie mogłeś być ty, to był jakiś dorosły pan.
- Miałem chyba osiemnaście lat, więc ty miałaś...
- Sześć. Opowiedz mi o tym.
- Ty i twoja siostra przyszłyście razem, ubrane w białe sukienki z różowymi szarfami, a we
włosach miałyście duże różowe kokardy. Twoja siostra pobiegła gdzieś na tył domu bawić się z
dziećmi, a ty usiadłaś na żelaznej ławeczce. Nie poruszyłaś się ani o milimetr, siedziałaś grzecznie z
rękami złożonymi na kolanach.
- A ty zatrzymałeś się przede mną z taczką, na której niewątpliwie przedtem woziłeś koński
nawóz.
Kane chrzÄ…knÄ…Å‚.
- Pewnie tak. Było mi cię żal, że tak siedzisz sama, więc spytałem, czy chcesz zobaczyć
szczeniaki.
- I poszłam z tobą.
- Ale najpierw dokładnie mi się przyjrzałaś. Chyba zaliczyłem, bo poszłaś ze mną.
- I ubrałam się w twoją koszulę, a pózniej stało się coś strasznego. Pamiętam, że płakałam.
- Nie chciałaś podejść bliżej do szczeniaków, tylko stałaś i patrzyłaś z daleka. Powiedziałaś,
że nie możesz sobie ubrudzić sukienki, więc dałem ci swoją koszulę, ale przedtem musiałem trzy razy
przysiąc, że jest czysta. A ta wielka tragedia, którą pamiętasz, to wstążka. Przybiegł za tobą pies i
rozwiązał ci kokardę. Nigdy nie widziałem, żeby dziecko tak się zmartwiło. Zaczęłaś płakać i
powiedziałaś, że pan Gates cię znienawidzi. Chciałem ci zawiązać, ale stwierdziłaś, że tylko mama
potrafi zawiązać właściwie. Tak powiedziałaś: Właściwie .
- Jednak zawiązałeś właściwie. Nawet mama nie zorientowała się, że była rozwiązana.
- Zawsze zaplatałem koniom grzywy i ogony.
- Dla Pameli?
- Cholernie jesteÅ› ciekawa. Zazdrosna?
- Od kiedy mi powiedziałeś, że ją odrzuciłeś, już nie.
- Dlatego kobietom nie można mówić sekretów.
- Chciałbyś, żebym była zazdrosna.
Kane zastanawiał się chwilę.
- Nie miałbym nic przeciwko temu. Ty przynajmniej wiesz, że odrzuciłem Pam. Nie słyszałem
nic takiego o Westfieldzie.
Pocałowała rękę, którą trzymał na jej piersi. Wiedziała doskonale, że kilka razy mówiła mu o
Leanderze.
- Odrzuciłam go przy ołtarzu - powiedziała cicho.
- No, chyba tak. Jasne, nie ma tyle pieniędzy co ja.
- Ty i te twoje pieniądze! Nic innego nie potrafisz? Na przykład całować?
- Uwolniłem potwora. - Zaśmiał się, ale nie sprzeciwiał się jej propozycji. - Zachowuj się
przyzwoicie. Nie mam tyle energii co ty. W porównaniu z tobą jestem starym człowiekiem.
Zachichotała, moszcząc się wygodniej na jego kolanach.
- I z każdą minutą robię się starszy. Siedz spokojnie! Gates miał rację, że trzeba by was obie
zamknąć.
- A ty mnie zamkniesz? - spytała.
Zwlekał z odpowiedzią tak długo, że odwróciła się i popatrzyła na niego.
- Może - odpowiedział w końcu i usiłując koniecznie zmienić temat, dodał: - Wiesz, od lat
nie gadałem tyle o czymś innym niż o interesach.
- O czym rozmawiałeś z innymi kobietami?
- Jakimi innymi?
- Innymi. Jak panna La Rue.
- Nie pamiętam, żebym kiedyś z Viney o czymkolwiek rozmawiał.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]