[ Pobierz całość w formacie PDF ]
okryło go całego. Wydawało się jej nie do zniesienia, żeby glina, którą na niego zaraz zrzuca, dotknęła jego
nagiego ciała.
Potem poszła do domu i wróciła z obrożą i ze smyczą i z garścią czekolady, która pozostała
nietknięta od rana na podłodze. Rzuciła to wszystko do dołu.
Obok jamy leżała kupa świeżo wykopanej gliny. Tomasz wziął do rak łopatę.
Teresa przypomniała sobie swój sen: Karenin urodził dwa rogaliki i jedną pszczołę. To zdanie
zabrzmiało jej nagle jak epitafium. Wyobraziła sobie tutaj, pomiędzy dwiema jabłonkami pomnik z napisem:
,.Tu leży Karenin. Urodził dwa rogaliki i jedną pszczołę .
W ogrodzie był zmierzch, chwila pomiędzy dniem a wieczorem, na niebie tkwił blady księżyc,
lampa zapomniana w pokoju zmarłych.
Obydwoje mieli zabłocone buty, odnieśli kilof i łopatę do szopy, w której równo stały narzędzia:
grabie, szpadle i motyki.
6.
Siedział w swoim pokoju, miał zwyczaj czytać tu przy biurku.
W takich momentach Teresa przychodziła do niego, nachylała się i przyciskała od tyłu policzek do
jego policzka. Kiedy zrobiła to tego dnia. zobaczyła, że Tomasz nie patrzy w żadną książkę. Przed nim leżał
list i pomimo że składał się zaledwie z pięciu rządków i był pisany na maszynie, Tomasz długo i nieruchomo
wlepiał w niego wzrok.
Co to jest? spytała Teresa z przeczuciem nieszczęścia.
Nie odwracając się. Tomasz podniósł list i podał jej go. Było tam napisane, że jeszcze tego samego
dnia ma się stawić na lotnisku w sąsiednim mieście.
Wreszcie odwrócił do niej twarz i Teresa zobaczyła w jego oczach takie samo przerażenie, jakie
czuła sama.
Pojadę z tobą powiedziała. Pokręcił głową:
Wezwanie dotyczy tylko mnie.
Nie. pojadę z tobą powtórzyła.
Pojechali ciężarówką Tomasza. Po chwili byli już na płycie lotniska. Była mgła. Niewyraznie
rysowały się w niej sylwetki stojących samolotów. Chodzili od jednego do drugiego, ale wszystkie drzwi
były nieprzystępnie zamknięte. Wreszcie w jednym z nich dostrzegli na górze otwarte drzwiczki, do których
prowadziły dostawiane schody. Weszli na górę, w drzwiach pojawił się steward i zaprosił ich do środka.
Samolot był mały, zaledwie na trzydziestu pasażerów i zupełnie pusty. Weszli w przejście między
siedzeniami, ciągle dotykając jedno drugiego, obojętni na to, co się działo wokół. Usiedli na siedzeniach
obok siebie i Teresa położyła głowę na ramieniu Tomasza. Początkowe przerażenie rozpływało się i
przemieniało w smutek. Przerażenie jest szokiem, chwilą całkowitego oślepienia. Przerażenie jest
pozbawione jakiegokolwiek śladu piękna. Nie widzimy niczego poza nieznanym światłem nieznanego
wydarzenia, które nas zaskakuje. W przeciwieństwie do tego smutek zakłada naszą wiedzę. Tomasz i Teresa
wiedzieli, co ich czeka. Zwiatło przerażenia przytłumiło się i świat występował w delikatnej błękitnawej
poświacie, która opromieniała wszystko pięknem. W momencie czytania listu Teresa nie czuła do Tomasza
żadnej miłości, wiedziała tylko, że teraz nie może go opuścić: przerażenie zdusiło wszystkie inne uczucia i
odczucia. Teraz, kiedy siedziała przytulona do niego (samolot płynął w chmurach), lęk zniknął i Teresa czuła
swą miłość i wiedziała, że nie ma ona miary ani granic.
Wreszcie samolot wylądował. Wstali i poszli w kierunku drzwi, które steward otworzył. Szli wciąż
objęci wpół i tak też stanęli na górze, na schodkach. Zobaczyli na dole trzech mężczyzn w maskach na
twarzach i z karabinami w ręku. Nie było po co zastanawiać się, ponieważ nie było ucieczki. Schodzili
wolno, a kiedy postawili stopy na płycie lotniska, jeden z mężczyzn podniósł karabin i wycelował. Nie było
słychać żadnego wystrzału, ale Teresa uczuła, jak Tomasz, który jeszcze przed sekundą przytulał się do niej i
trzymał swą rękę na jej biodrach, osuwa się na ziemię.
Przyciskała go do siebie, ale nie mogła go utrzymać: osuwał się na beton pąsu startowego. Pochyliła
się nad nim. Chciała rzucić się na niego i przykryć go swoim ciałem, ale w tym momencie zobaczyła coś
dziwnego: jego ciało na jej oczach szybko się zmniejszało. Było to tak niewiarygodne, że zastygła jak
przykuta. Ciało Tomasza było coraz mniejsze i mniejsze, w ogóle już nie przypominało Tomasza, pozostało
z niego coś całkiem maleńkiego i ta mała rzecz zaczęła się poruszać, rzuciła się do ucieczki i biegła szybko
po płycie lotniska. Mężczyzna, który wystrzelił, zdjął maskę i uśmiechnął się miło do Teresy. Potem
odwrócił się i zaczął gonić tę małą rzecz, która biegała w popłochu zakosami, jak gdyby uskakiwała przed
kimś i poszukiwała rozpaczliwie kryjówki. Przez chwilę obaj biegli, aż nagle mężczyzna rzucił się na ziemię
i pogoń zakończyła się.
Wstał i wracał do Teresy. Niósł jej w ręce ten przedmiot. Przedmiot drżał z przerażenia. Był to zając.
Podał go Teresie. W tym momencie jej lęk i smutek opuściły ją i poczuła szczęście, że trzyma zwierzątko w
objęciach i że może przytulić je do siebie. Rozpłakała się ze szczęścia. Płakała i płakała, nic nie widziała
poprzez łzy i niosła zajączka do domu, przekonana, że teraz jest już u celu, że jest tam. gdzie chciał być,
skąd już nie trzeba uciekać.
Szła praskimi ulicami i bez trudu odnalazła swój dom. Mieszkała tu z mamą i tatą, kiedy była mała.
Ale mamy i taty nie było. Przywitało ją dwoje staruszków, których nigdy nie widziała, ale o których
wiedziała, że są jej prababcią i pradziadkiem. Obydwoje mieli pomarszczone jak kora drzewa twarze i
Teresa ucieszyła się, że będzie z nimi mieszkać. Ale teraz pragnęła pozostać sama ze swoim zwierzątkiem.
Bez trudu znalazła swój pokój, w którym mieszkała do piątego roku życia, kiedy to rodzice zadecydowali, że
jest już dość duża, by mieć własny pokój. Stał tam tapczan, stolik i krzesła. Na stoliku stała zapalona lampa,
która czekała na nią przez cały ten czas Na lampie siedział motyl z rozpostartymi skrzydłami, na których
namalowane były wielkie oczy. Teresa wiedziała, że jest u celu. Położyła się na tapczanie i tuliła zajączka do
swego policzka.
7.
Siedział za biurkiem, gdzie zwykle czytał książkę. Przed nim leżała otwarta koperta z listem.
Powiedział do Teresy:
Dostaję od czasu do czasu listy, o których nie chciałem ci mówić. Pisze do mnie mój syn.
Starałem się, żeby jego i moje życie nigdy się nie spotkały. I spójrz tylko, jak los się na mnie zemścił. Już
przed kilku laty wyrzucono go z uczelni. Pracuje jako traktorzysta w jakiejś wsi. Moje i jego życie nie
stykają się co prawda, ale biegną obok siebie tym samym torem jak dwie równoległe.
Ale dlaczego nie chciałeś mi o tych listach powiedzieć? - spytała Teresa czując wielką ulgę.
Nie wiem. Było to dla mnie jakoś nieprzyjemne.
Pisze ci często?
Od czasu do czasu.
A o czym?
O sobie.
I to ciekawe?
Tak. Matka, jak wiesz, była namiętną komunistką. Dawno już z nią zerwał kontakty. Zaprzyjaznił
się z ludzmi, którzy znalezli się w takiej samej sytuacji jak my. Starali się działać politycznie. Niektórzy z
nich są dziś w wiezieniu. Ale z nimi rozszedł się również. Mówi o nich z dystansem jako o wiecznych
rewolucjonistach .
A on pogodził się z tym reżymem?
Nie, w ogóle nie. Wierzy w Boga i myśli, że w tym leży klucz do wszystkiego. Podobno wszyscy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]