[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Obydwaj spojrzeli na niÄ… z niepokojem.
Rysy najemnika złagodniały, gdy Vierna poprosiła go, by udał się za nią w głąb
korytarza, dalej od niebezpieczeństwa.
Lloth pomoże nam dokończyć to, co tu zaczęliśmy wyjaśniła kapłanka.
* * *
Catti-brie wpakowała na wszelki wypadek jeszcze jedną strzałę w korytarz, po czym
rozejrzała się, szukając wyrazniej szych celów. Obserwowała walkę pomiędzy
Bruenorem a potwornym driderem, wiedziała jednak, że wszelkie strzały w kierunku
nadętego stwora byłyby zbyt ryzykowne.
Wulfgar miał najwyrazniej sytuację pod kontrolą. U jego stóp leżał martwy drow, on
zaś przeglądał gruzowisko w poszukiwaniu przeciwnika, który się nie wyłaniał. Pwenta
nie było nigdzie widać.
Catti-brie spojrzała na roztrzaskaną półkę skalną ponad Bruenorem i driderem,
szukając drowów, którzy nie spadli, następnie na drugą, gdzie zniknęła Guenhwyvar.
W małej alkowie pod spodem młoda kobieta zauważyła zagadkowy widok kłęby mgły
podobne do tych, które zapowiadają nadejście pantery. Obłok zmienił kolory, stał się
pomarańczowy, niemal niczym wirująca kula płomieni.
Catti-brie wyczuła złą aurę, gromadzącą się i rozprzestrzeniającą i skierowała
w tamtą stronę łuk. Włosy na jej karku stanęły dęba ktoś ją obserwował.
Catti-brie opuściła Poszukiwacza Serc i obróciła, jednocześnie wyszarpując
z pochwy swój krótki miecz, ledwo na czas, by odbić pchnięcie lewitującego drowa,
który bezszelestnie opadł ze stropu.
Wulfgar również zauważył mgłę i wiedział, że wymaga ona jego uwagi, że musi być
gotów ją zaatakować, zaraz gdy ujawni się jej natura. Nie mógł jednak zignorować
nagłego krzyku Catti-brie, a kiedy na nią spojrzał, zauważył, że jest mocno naciskana,
niemal siedzi na ziemi, jej krótki miecz pracuje zaciekle, by utrzymać napastnika na
dystans.
W cieniach, niedaleko od młodej kobiety i jej napastnika, zaczął opadać kolejny
ciemny kształt.
* * *
Ciepła krew poszarpanego wroga mieszała się ze śliną na brodzie Thibbledorfa
Pwenta. Drow przestał się szamotać, jednak Pwent, pławiąc się w zabójstwie, nie.
Kusza przebiła jego ucho. Wydając z siebie ryk podniósł głowę, podnosząc
makabrycznie na szpikulcu ramię martwego drowa. Stał tam następny wróg, zbliżając się
stopniowo.
Szałojownik poderwał się gwałtownie, miotając głową z boku na bok i szarpiąc
schwytanym drowem w przód i w tył, dopóki mahoniowa skóra nie rozerwała się,
uwalniając szpikulec na hełmie.
Zbliżający się mroczny elf przystanął, starając się jakoś ogarnąć potworną scenę.
Znów się poruszał w przeciwną stronę kiedy nieposkromiony Pwent rozpoczął
z rykiem szarżę.
Drow był szczerze zdumiony szaleńczym tempem przysadzistego krasnoluda, dziwił
się, że nie może łatwo przegonić przeciwnika. I tak nie odbiegłby zresztą zbyt daleko,
woląc odciągnąć tego niebezpiecznego osobnika od głównej bitwy.
Mknęli szeregiem krętych korytarzy, mroczny elf dziesięć kroków w przedzie. Jego
pełne wdzięku kroki prawie nie straciły gracji, gdy skoczył, wylądował i obrócił się,
z mieczem w gotowości i szerokim uśmiechem.
Pwent nawet na chwilę nie zwolnił, jedynie pochylił głowę, by wycelować szpikulec
na hełmie. Z oczyma utkwionymi w kamieniach szałojownik zbyt pózno uświadomił
sobie pułapkę, dopiero gdy przekraczał krawędz jamy, którą subtelnie przeskoczył drow.
Szałojownik spadł w dół, obijając się i uderzając, liczne szpikulce na jego zbroi
bojowej krzesały iskry, ślizgając się o skałę. Jakiś kawałek niżej złamał sobie żebro
o zaokrąglony kraniec stalagmitu, wykonał kompletny obrót i wylądował płasko na
plecach w komnacie poniżej.
Leżał tam przez jakiś czas, podziwiając przebiegłość swego przeciwnika oraz
zaskakujący sposób, w jaki strop tony solidnej skały wciąż się obracał.
* * *
Nie będąc nowicjuszką w używaniu miecza, Catti-brie wspaniale wymachiwała
swym ostrzem, wykorzystując każdy manewr obronny, który pokazał jej Drizzt, by
uzyskać pewnego rodzaju równowagę w walce. Była przekonana, że początkowa
przewaga drowa słabnie, że wkrótce będzie w stanie podnieść się i potykać na równych
prawach z tym przeciwnikiem.
Nagle, nieoczekiwanie, nie miała już z kim walczyć.
Przemknął obok niej Aegis-fang, jego podmuch rozwiał jej włosy. Młot trafił z całą
siłą zaskoczonego mrocznego elfa, odrzucając go.
Catti-brie obróciła się, a jej początkowa wdzięczność osłabła, gdy rozpoznała
protekcyjność Wulfgara. Do tego czasu mgła w pobliżu barbarzyńcy uformowała się już,
przybierając materialną, cielesną formę mieszkańca jakiegoś niegodziwego niskiego
planu, jakiegoś przeciwnika znacznie bardziej niebezpiecznego niż mroczny elf, z którym
walczyła Catti-brie.
Wulfgar pomógł jej, sam ryzykując, przedłożył jej bezpieczeństwo nad swoje własne.
Dla Catti-brie, przekonanej, że sama poradziłaby sobie ze swoją sytuacją, czyn ten
wydawał się bardziej głupi niż altruistyczny.
Catti-brie schyliła się po łuk musiała to zrobić.
Zanim jednak całkowicie położyła na nim dłonie, potwór, yochlol, pojawił się
w pełni na tym planie. Był bezkształtny, przypominał trochę bryłę na wpół stopionego
wosku z ośmioma przypominającymi macki wypustkami oraz umieszczoną pośrodku
otwartą paszczą z długimi, ostrymi zębami.
Catti-brie wyczuła za sobą niebezpieczeństwo, zanim zdołała zawołać do Wulfgara.
Odwróciła się z łukiem w dłoni i spojrzała na swego przeciwnika, na miecz drowa
spadający szybko na jej głowę.
Catti-brie wystrzeliła pierwsza. Strzała uniosła drowa kilkanaście centymetrów nad
podłogę i przebiła się przez niego, wybuchając pod stropem deszczem iskier. Mroczny elf
wciąż trzymał miecz, kiedy opadł na podłogę, a jego mina ukazywała, że nie był do
końca pewien, co się stało.
Catti-brie chwyciła swój łuk niczym maczugę i skoczyła w jego stronę, okładając go
zaciekle, dopóki jego umysł nie zarejestrował faktu, że nie żyje.
Natychmiast odwróciła wzrok, by zobaczyć, jak Wulfgar jest chwytany przez jedną
[ Pobierz całość w formacie PDF ]