[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tylko dla próby. Nie mogło zresztą być inaczej. Trzeba mianowicie pamiętać, że położenie
Jotapaty na urwistym wzgórzu dawało oblegającym dostęp wyłącznie z jednej strony, i to na
stosunkowo wąskim odcinku. Gdy się okazało, że mur, choć nadwerężony, jeszcze się trzyma,
a obrońcy stają dzielnie, Rzymianie ostatecznie odstąpili. Wespazjanowi szkoda było każdego
żołnierza, ginącego lub ranionego przy zdobywaniu grodu, który i tak musiał paść w dniach
najbliższych. Józef natomiast, zawsze skłonny do orientalnej przesady i do podnoszenia rangi
działań rozgrywających się pod jego przywództwem, uczynił z owych starć zmagania na mia-
rÄ™ Homerowych.
Atak przypuszczono w dniu 20 miesiąca Siwan, a więc pod koniec czerwca lub z począt-
kiem lipca. Nazajutrz i w dniach następnych Rzymianie już nie podchodzili ku murom. Zasto-
sowali inny sposób. Znacznie podwyższyli swój mur i ustawili na nim trzy wysokie wieże
drewniane, obite jednak blachą żelazną, tak że próżno byłoby ogień na nie rzucać. Na wieżach
tych, ukryci za parapetami, stanęli najlepsi łucznicy, procarze i włócznicy; umieszczono tam
nawet lekkie machiny. Strzelcy razili obrońców miasta celnie i bez przerwy, nie pozwalając
im nawet pokazać się na murze. Ludzie Józefa próbowali jeszcze dokonywać wypadów. Były
jednak one coraz słabsze i coraz mniej skuteczne, a przy tym okupywano je coraz boleśniej-
szymi stratami.
107
PIERWSZE ZWYCISTWO TYTUSA
Był jeszcze inny powód, dla którego Wespazjan nie ponawiał szturmu na Jotapatę. Oto w
tychże dniach wyprawił znaczne oddziały swych wojsk, by spacyfikować dwie dość odległe
miejscowości.
Pierwszym z nich dowodził Trajan. Wiodąc tysiąc jezdzców i dwa tysiące pieszych, ruszył
na miasto Jafę, leżące w Galilei południowej, w pobliżu Nazaretu. Było ono bardzo ludne i
obwarowane znakomicie, bo murem podwójnym; zachodziła przy tym obawa, że wystąpi
czynnie przeciw Rzymianom, zachęcone długotrwałym oporem Jotapaty. Oblężenie Jafy z
pewnością nie byłoby łatwe; na szczęście jednak dla Trajana jej mieszkańcy, ufni w swoją
przewagÄ™ liczebnÄ…, wystÄ…pili do walki w otwartym polu. Rzymianie przegnali ich za pierw-
szym uderzeniem, a w pościgu wdarli się za mur pierwszy razem z uciekającymi. Pokonani
chcieli schronić się do miasta właściwego, za mur drugi, bramy jednak znalezli zamknięte.
Próżne były ich krzyki i błagania. Ich rodacy, siedzący bezpiecznie wewnątrz, drżeli z trwogi,
że gdy tylko otworzą się szerokie podwoje, Rzymianie wejdą razem z tłumem ich braci. Tak
więc wszyscy miotający się pomiędzy pierwszym a drugim murem zostali wyrżnięci w pień
przez legionistów; niektórzy sami zabijali się wzajem.
Było oczywiste, że zdobycie Jafy, która straciła tylu swych najdzielniejszych obrońców,
przyjdzie łatwo. Trajan postąpił jednak bardzo lojalnie w stosunku do wodza naczelnego; za-
wiadamiając go o sukcesie i sytuacji poprosił jednocześnie, by przysłał tu swego syna; nie-
chże i on ma udział w zwycięstwie! I rzeczywiście, Tytus wnet stanął pod Jafą. Prowadził
pięciuset jezdzców i tysiąc pieszych.
Zgodnie z przewidywaniami wypadki potoczyły się tu inaczej niż pod Jotapatą. Nie trzeba
było prowadzić uciążliwych robót, walić w mury taranem, wznosić wałów, ostrzeliwać miasta
z machin. %7łołnierze podeszli pod mury z dwóch stron; przystawili drabiny, wdarli się na górę,
szybko złamali opór. Natomiast prawdziwą, wielogodzinną bitwę musieli stoczyć w samym
mieście, w jego wąskich uliczkach. Mieszkańcy stawiali tu opór rozpaczliwy. Nawet kobiety
brały udział w walce, obrzucając z dachów czym tylko się dało rzymskie szeregi.
Potem wszystko skończyło się jak zwykle. Mężczyzn wycięto w pień, kobiety i małe dzie-
ci sprzedano w niewolę. Był to dzień 25 miesiąca Siwan dzień pierwszego zwycięstwa Ty-
tusowego.
W tymże samym czasie Cerealis, dowódca legionu piątego, podchodził w Samarii ku
świętej górze Garizim; miał ze sobą sześciuset jezdzców i trzy tysiące pieszych. Powodem
wyprawy były przedziwne wieści, że zebrały się tam tłumy uzbrojonych Samarytanów, ocze-
kując nie wiadomo czego. Ponieważ Samarytanie, zgromadzeni na wierzchołku, zachowywali
się spokojnie, Cerealis poprzestał na otoczeniu podnóży góry kordonem żołnierzy. Kopuła
Garizim była ogromna, naga, odkryta, a stojące na niej tysiące ludzi nie zaopatrzyły się ani w
żywność, ani nawet w wodę. Niektórzy, wystawieni przez cały dzień na prażące promienie
słońca, zmarli z wycieńczenia; inni schodzili w dół i oddawali się w ręce Rzymian. Dopiero
gdy siły tamtych znacznie stopniały, wódz odważył się wprowadzić swoich wyżej. Otoczył
tych, co wytrwali, i wezwał ich do złożenia broni. Odmówili. Zginęli wszyscy w dniu 27 mie-
siąca Siwan. Lecz ci, którzy ich zabijali, z pewnością sami się zdumiewali nad szaleństwem
swych ofiar. Jakiż to tajemniczy zew kazał stawić się tu ludziom z różnych stron Samarii?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]