[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Marilyn odkrywała kolejne cechy charakteru Douga i jeszcze bardziej umacniała się w przekonaniu,
że ściąga sobie na głowę coraz większe kłopoty. Doug pilnował się, podobnie jak Marilyn, by do
minimum ograniczać kontakty fizyczne. Skończyły się pocałunki, przytulanie, czasem tylko
przypadkiem spotykały się ich ręce. Nic, co można by uznać za nieodpowiednie zachowanie".
Stopniowo zaczęło to Marilyn doprowadzać do szaleństwa, bo pragnęła czegoś więcej.
Dwa razy zjedli obiad z jego dziadkiem, podczas których Doug nie skąpił jej pieszczotliwych gestów:
lekko przesunął ręką po plecach Marilyn, kiedy pomagał jej usiąść, delikatnie odsunął jej włosy za
ucho, uśmiechnął czule, gdy Franklin zauważył, że widzi, jak bardzo są w sobie zakochani.
Nieprawda!- miała ochotę powiedzieć Marilyn starszemu panu. - Nie widzisz, że tylko udajemy?
Czy aby na pewno? pytało jej serce. Nie mogła mówić za Douga. Natomiast jeśli o nią chodziło, miała
poważne obawy, czy tak jest. Mało brakowało, by się w nim zakochała.
Kilka razy odwiedzili Kelly i jej synów, parę razy zabrali dzieciaki na lody albo na przejażdżkę, by
dać wytchnąć Shirley, kiedy Kelly dłużej zostawała w pracy. To wystarczyło, żeby Marilyn się
przekonała, że Doug naprawdę kocha swoich bratanków i byłby wspaniałym ojcem.
Był wtorkowy wieczór, drugi tydzień ich narzeczeństwa", kiedy mało brakowało, by Marilyn znów
zrezygnowała z całej tej komedii. Jak zwykle odprowadził ją pod same drzwi i nie pocałował jej, ale
ujÄ…Å‚ pod brodÄ™ i przesunÄ…Å‚ palcem po ustach.
- Marilyn, wiem, że postawiłaś sprawę jasno, i zgodziłem się na twoje warunki. Staram się, ale
chciałbym...
Urwał i ją objął.
- ChcÄ™ tego.
Delikatnie musnął jej usta swoimi wargami. Rozchyliła je, czując falę pożądania. Chwyciła poły jego
marynarki i cicho westchnęła.
Objął ją mocniej i przycisnął do siebie. Zsunęła z nogi sandał i przesunęła bosą stopą po jego łydce.
Odchylił głowę Marilyn do tyłu i zaczął ją całować jeszcze żarliwiej. Przyparł ją do drzwi, jego ruchy
były wolne i zmysłowe, podobnie jak pocałunek. Marilyn serce waliło jak młotem, w głowie jej się
kręciło. Roz-
koszowala się jego pieszczotami, wdychała jego zapach, mieszający się z wonią kwiatów, rosnących
w ogródku przed domem.
Oderwał się od niej. Oddychał ciężko, nierówno. Przyjrzał się jej w żółtawym świetle lampy,
zainstalowanej nad drzwiami.
- Jutro muszę lecieć do Los Angeles - powiedział. -Nie będzie mnie przez tydzień. Pojedz ze mną.
- Jechać z tobą?
- Tak. We wszystkich naszych hotelach są apartamenty z kilkoma sypialniami, wyposażonymi w
zamki w drzwiach. Marilyn, nie proszę o więcej, niż jesteś gotowa mi dać. Zwyczajnie chcę cię mieć
przy sobie. Rozmawiać z tobą, śmiać się. Widzieć cię, słyszeć twój głos, dotykać twoich włosów.
- Doug... - Głos jej drżał, być może ze strachu. Widocznie tak to odebrał.
- Cokolwiek wydarzy się między nami, chcę, żebyś to ty dyktowała tempo - obiecał.
Miała ogromną ochotę z nim pojechać. Nigdy w życiu nie pragnęła niczego równie gorąco.
Aadna historia! Wyraznie widziała niebezpieczeństwa, których chciała uniknąć, ale teraz wcale nie
była pewna, czy chce tego naprawdę. Już samo to napawało ją lękiem.
Jednak zmusiła się do śmiechu i odsunęła od Douga. Kiedy jej nie dotykał, łatwiej jej było zachować
rozsÄ…dek.
- Los Angeles? Może inne twoje znajome są na każde twoje skinienie. Ja do nich nie należę.
- Dlaczego nie możesz wyjechać? Przecież jesteś na urlopie.
- Tak, ale pojutrze mam odczyt w Klubie Kobiet Interesu, a w piątek po południu jest konferencja
wszystkich członków zarządu fundacji. Poza tym muszę być
na miejscu na wypadek, gdybym była potrzebna Josie lub Edwinowi. - Improwizowała, więc
ograniczyła się do tego, co było prawdopodobne. - Ale nawet gdyby nie to, nasza znajomość miała
pozostać czysto platoniczna.
- Wiem. - Zanurzył palce w jej włosach. - Lecz tak nie jest, prawda, Marilyn? - Ton głosu Douga stał
się nieco niższy. - Obydwoje pragniemy tego samego.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]