[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Michelle zabrzmiał prawdziwy żal, a potem nagle zawstydzenie. - Pewnie
myślisz, że w moim wieku już nie wypada robić takich rzeczy.
Dominik wzruszył ramionami.
- Niby dlaczego? Sam tu przychodzę z torbą chleba, żeby karmić łabędzie i
kaczki.
Jej oczy zrobiły się okrągłe ze zdumienia.
- Naprawdę? My ze Stephenem też często chodziliśmy do parku karmić
kaczki. Nie mieliśmy dużo pieniędzy, ale na chleb dla nich zawsze nam
starczało.
Poczuł dojmujący ból na myśl. że nigdy nie zastąpi w jej życiu tamtego
mężczyzny.
- Pieniądze wcale nie są ważne - ciągnęła Michelle. - Nieraz ludzie myślą,
że tylko bogaci A są .-szczęśliwi, a przecież to nieprawda. Nieraz zwykły
spacer po parku jest znacznie lepszy niż kolacja w drogiej restauracji, jeśli
tylko jest się z właściwym człowiekiem.
RS
75
Było w jej głosie tyle żalu, że postanowił szybko zmienić temat.
- Może byśmy jednak pospacerowali, zamiast tak stać. Przyrzekam, że nie
będzie to żaden wyczynowy bieg. Tak sobie, po prostu, pójdziemy brzegiem
rzeki.
Michelle rozchmurzyła się.
- Bardzo chętnie, a skoro już mowa o sportowych wyczynach, to mogę cię
zapewnić, że pozwolę ci dreptać tak wolniutko, jak zechcesz.
- Traktujesz mnie jak zgreda. - Skrzywił się. - A ja też przecież nieraz
biegam dla sportu.
- Bardzo dobrze - przytaknęła z powagą. - Nie będziesz takim mięczakiem.
- Ja mięczakiem? Jak śmiesz? - Rozejrzał się komicznie. - Szkoda że
właśnie ktoś idzie, bo bym cię wepchnął do rzeki, ty jędzo!
- Tylko spróbuj! - Michelle roześmiała się radośnie. Cienie z jej oczu
zniknęły. Przypominała teraz małą rozbrykaną dziewczynkę.
- Zawrzyjmy pokój i chodzmy, ranek jest rzeczywiście niesamowity.
Ujął ją za rękę i pozwoliła mu na to. Czuł się lekki i szczęśliwy, bo
wiedział, że ma obok siebie kobietę swego życia. Zakochał się w, niej i starał
się nie dopuszczać do siebie myśli, że ona nigdy nie odwzajemni jego uczu-
cia. Rozkoszował się obecną chwilą, chciał, żeby trwała wiecznie, a
przyszłość nigdy nie nadeszła.
Przeszli wzdłuż brzegu kawał drogi i z wielkim żalem zawrócili. Dużo ze
sobą rozmawiali, a czas mijał niepostrzeżenie. W powrotnej drodze zajrzeli
do wspomnianej przez Dominika kawiarenki i skierowali siÄ™ do jednego z
żelaznych stolików stojących na zewnątrz.
- Tu będzie dobrze?
- Doskonale.
Nie pamiętała już, kiedy ostatnim razem było jej tak dobrze. Dominik
wszedł do środka zamówić kawę i rogaliki, a Michelle chusteczką starła
deszczową wodę z krzesełka, zanim usiadła. Po chwili Dominik wrócił z tacą
i też usiadł.
- Uważaj, tam jest mokro! - ostrzegła go, ale nieco za pózno.
Zerwał się; spodnie miał mokre.
- Przepraszam - powiedziała. - Nie uprzedziłam cię. Zachichotała; rzucił
jej złe spojrzenie i z rezygnacją znowu opadł na krzesło.
- Strasznie zabawne - burknął. - Będę tak szedł z powrotem w mokrych
spodniach i ludzie sobie pomyślą, że nie zdążyłem do toalety.
RS
76
- Strasznie mi przykro - wykrztusiła i znowu wybuchnęła śmiechem. - To
takie śmieszne!
- Uważaj - syknął ostrzegawczo. - Jesteśmy jeszcze blisko rzeki...
Michelle sięgnęła po dzbanek i nalała kawy; rogaliki ze świeżym masłem i
truskawkowym dżemem okazały się rzeczywiście pyszne.
- Ale to dobre - oblizała się.
- Właściciel jest Francuzem i piecze je według oryginalnej receptury -
wyjaśnił Dominik.
Zjedli wszystko do ostatniej okruszynki i Michelle przeciągnęła się
rozkosznie.
- I pomyśleć, że mogłam jechać prosto do domu i stracić takie
przyjemności...
Spojrzał jej prosto w oczy.
- Czujesz się tutaj dobrze? - zapytał z naciskiem.
- Bardzo, a dlaczego pytasz?
- Tak sobie.
Zrobił wyrazny unik, jakby nie chciał wchodzić na niepewny grunt, i
znowu ogarnął ją niezrozumiały niepokój. Może dlatego, że tak naprawdę
chciał się dowiedzieć, czy czuje się dobrze w jego towarzystwie,..
W milczeniu wrócili do samochodu. Dominik zawahał się na krótką
chwilę, zanim go otworzył.
- Co się stało? - zapytała.
- Czy moglibyśmy wpaść do mnie? Chciałbym się przebrać. Nie bardzo
mam ochotę jechać taki kawał drogi w mokrych spodniach - wyjaśnił i
spojrzał na nią pytająco.
- Może poczekam w samochodzie?
- Jak wolisz - odparł i Michelle szybko się wycofała. Byłoby dość głupio,
gdyby siedziała pod jego domem, czekając, aż wyjdzie.
- Właściwie to chętnie zobaczę, jak mieszkasz - rzuciła od niechcenia i
poszli w stronÄ™ domu Dominika.
Otworzył drzwi i szybko wyłączył alarm.
- Rozgość się - zaprosił ją do środka. - Zaraz po prawej strome jest salon,
potem jadalnia i kuchnia. Wszystko sobie pozwiedzaj, a ja tymczasem siÄ™
przebiorÄ™.
Pobiegł na górę, a Michelle weszła do salonu, i zaczęła się ciekawie
rozglądać. Uderzyła ją prostota umeblowania; jakoś inaczej wyobrażała
sobie mieszkanie kogoś takiego jak Dominik. Duży kominek i miękkie ka-
RS
77
napy wyglądały bardzo zachęcająco; wyobraziła sobie,, jak się tu musi
cudownie odpoczywać po męczącym dniu.
Zwiedziła jadalnię i przeszła do kuchni. Uwagę jej przyciągnęła drewniana
półka zastawiona kubkami. Napisy na kubkach głosiły: Lekarz ma zawsze
racjÄ™", Zaufaj swojemu lekarzowi", i tak dalej, w tym stylu.
- Podziwiasz mojÄ… kolekcjÄ™?
Odwróciła się, słysząc głos Dominika. Nie spostrzegła, kiedy wszedł.
- Tak. Sam je kupiłeś czy to prezenty?
- Podarunki od telewidzów - wyjaśnił. Podszedł i zdjął jeden z kubków z
półki. - Ten przysłała mi w zeszłym tygodniu pewna pani. Zobacz, co tam
jest napisane.
Lekko drżącą dłonią wzięła od niego kubek.
- "Jedno jabłko dziennie zastąpi ci lekarza" - przeczytała z uśmiechem i
odwróciła kubek. - Wolę lekarza" - głosił napis z drugiej strony.
- Bardzo przyjemnie jest dostawać takie rzeczy - dodał Dominik i odstawił
kubek. - Chociaż niedługo zabraknie mi na nie miejsca. - Podszedł do okna i
przywołał ją ruchem dłoni. - Zobacz, jaki stąd niezwykły widok.
Podeszła na uginających się nogach.
- Są nawet łabędzie, o tam, i tu.
W ciszy, która zapadła po jego słowach, Michelle słyszała łomot własnego
serca.
Delikatnym ruchem odwrócił ją ku sobie.
- Michelle...
W jego głosie brzmiało pytanie i odpowiedz. Poczuła łzy napływające do
oczu i dawno nieznane pożądanie rodzące się gdzieś w głębi jej spragnionej
istoty.
- Nie płacz, kochanie - szepnął. - Nie mogę na to patrzeć.
Powiedział to z takim bólem, że postanowiła wyznać mu prawdę.
- Boję się, bardzo się boję... Zupełnie nie rozumiem, co się ze mną dzieje.
- Nie rozumiesz? - Ujął jej rękę i położył sobie na sercu. - Posłuchaj, jak
bije. - Potem przeniósł jej dłoń na jej własne serce. - Posłuchaj, jak bije
twoje. Czy teraz już rozumiesz, co się dzieje?
- Ale ja nie wiem, czy tego chcę - jęknęła.
- Sama musisz się zdecydować, kochanie.
Objął ją i pocałował. Poczuła, że rodzi się w niej pustka gotowa wypełnić
się miłością.
- Michelle...
RS
78
Uniósł ją lekko, zaniósł do salonu i położył na kanapie. Ukląkł obok i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]