[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ramiÄ™. Czy to atak serca?
- Na to wyglÄ…da. - Joel badaÅ‚ puls mężczyzny. - Mo­
ja torba lekarska jest w samochodzie.
- Przyniosę ją. - Thea rzuciła się pędem i po chwili
była z powrotem, w biegu wyjmując stetoskop.
- Dzięki - mruknął Joel, uważnie badając chorego.
- Nazywa siÄ™ Parker?
- Bill Parker - odparła dziewczyna. - Ma farmę
w Trevannic i nikt go tu zbyt dobrze nie zna.
- Cholera, chciałbym się czegoś o nim dowiedzieć.
Może ma jakichś krewnych?
WRA%7Å‚LIWE SERCE 101
- Nie - wtrąciła Thea. - Znam go. Jego żona umarła
kilka lat temu i mieszka sam. Badałam kiedyś jego bydło.
Twarz Joela stężała.
- A wiesz może, czy brał jakieś lekarstwa i czy leczył
siÄ™ na serce?
Thea zmarszczyła brwi.
- Coś mi wspominał... Narzekał, że twój wuj kazał
mu iść do specjalisty. Chyba nie przepadał za lekarzami
i uważał, że na wszystko najlepsze jest świeże powietrze.
- Do diabła, nie oddycha!
Thea instynktownie rzuciła się na pomoc, odchyliła
głowę mężczyzny do tyłu i oczyściła drogi oddechowe,
Joel tymczasem rozpoczął masaż serca.
Po chwili pot zalewał mu twarz.
- Raz... dwa... trzy... Gdzie jest ten oddech?
- ZastÄ…piÄ™ ciÄ™ na chwilÄ™.
Pokręcił głową.
- To nie pomaga, spróbuj zrobić mu sztuczne oddy­
chanie.
Thea powoli wpompowywaÅ‚a powietrze do pÅ‚uc męż­
czyzny, aż poczuła, że klatka się unosi.
- Mam puls! Człowieku, oddychaj, karetka już jest.
Thea z trudem stanęła na miękkich nogach, robiąc
drogÄ™ dla sanitariuszy.
CzekaÅ‚a, aż Joel wszystko im wyjaÅ›ni. Po chwili ka­
retka ruszyÅ‚a w drogÄ™, a ludzie powoli zaczÄ™li siÄ™ roz­
chodzić.
- Chodz, zawiozÄ™ ciÄ™ do domu.
- Nie trzeba, naprawdÄ™...
- Nie upieraj siÄ™, to byÅ‚ ciężki dzieÅ„ i marzÄ™ o pry­
sznicu i drinku.
102 WRA%7Å‚LIWE SERCE
Dopiero gdy samochód stanÄ…Å‚, Thea zdaÅ‚a sobie spra­
wę, że podjechali pod jego dom, a nie pod jej.
- ChcÄ™ jak najszybciej zadzwonić do szpitala i po­
rozmawiać z Davidem Western o Parkerze. Wszystko
wskazuje na to, że to ja jestem jego lekarzem rodzinnym.
Dlaczego, do diabła, nie pokazał się nigdy u mnie?
- Bill należy do ludzi, którzy nie lubiÄ… zawracać in­
nym głowy. Może zresztą dobrze się czuł?
Joel rzucił marynarkę na najbliższe krzesło.
- Przygotuj drinki - poprosił i zniknął w gabinecie.
Nalała mu dużą porcję brandy, sobie zaś niniejszą.
Pociągnęła łyczek i rozejrzała się wokół. Aadny pokój.
Podobał się jej już wcześniej, za życia Boba, a teraz
jeszcze i Joel odcisnął na nim swe piętno. Przybyło kilka
rzędów książek i parę antyków, troskliwie dobranych
i dodających pokojowi uroku. Lampa na lśniącym blacie
stolika z różanego drewna, piÄ™kny bukiet suchych kwia­
tów przy kominku. Dotknęła ich płatków.
- To nie moja kompozycja. - Nie usłyszała, kiedy
wrócił. - Przepraszam, że tak długo to trwało, ale
wziąłem prysznic. - Sięgnął po brandy.
- Czy są już jakieś wiadomości o Billu? - spytała.
- Jeszcze trochę za wcześnie, ale w każdym razie
żyje.
- Dzięki tobie. - Postawiła kieliszek na stole.
- I tobie. - Odstawił swoją brandy obok.
- Nie zrobiłam nic specjalnego.
- To nieprawda. - Stał z rękoma w kieszeniach
i przyglÄ…daÅ‚ siÄ™ jej. - Dlaczego nie poszÅ‚aÅ› na medycy­
nÄ™? ByÅ‚abyÅ› dobra. Masz charakter i nie wpadasz w pa­
nikÄ™.
WRA%7Å‚LIWE SERCE 103
- SkoÅ„czyÅ‚am medycynÄ™ - przypomniaÅ‚a mu, zado­
wolona z jego niespodziewanej pochwały.
- Mam na myśli leczenie ludzi.
Lekko wzruszyła ramionami.
- Zwierzęta też potrzebują opieki. W pewnym sensie
sÄ… bardziej narażone na cierpienia niż ludzie. Nie potra­
fiÄ… powiedzieć, że sÄ… chore, mogÄ… to tylko pokazać swo­
im zachowaniem.
Joel nie spuszczał z niej wzroku. Thea dostrzegła, jak
tężeją jego mięśnie i zafascynowana wpatrywała się
w jego oczy. Podszedł bliżej i wziął jej twarz w dłonie.
- ChcÄ™ ciÄ™. Bóg jeden wie, jak bardzo z tym walczy­
łem, ale nic dobrego z tego nie wynikło. Chcę się z tobą
kochać, trzymać cię w ramionach, czuć cię... Nie
odchodz - mówił cicho. - Zostań.
- Ja... - Głos jej się łamał. - To nie to, że nie chcę...
Tylko...
- Zaufaj mi, proszÄ™...
Ona też pragnęła go rozpaczliwie. Jego ramiona ob­
jęły ją mocniej, a wargi wędrowały po szyi, twarzy
i oczach, aż dotarły do jej ust z pasją, która pozbawiła
oddechu ich obydwoje.
- Czy ty masz pojÄ™cie, jak bardzo ciÄ™ pragnÄ™? - wy­
szeptał jej do ucha.
- Ja też. - Nie poznawała swego głosu. Odchyliła
gÅ‚owÄ™ do tyÅ‚u i zamknęła oczy. Wtem zamarÅ‚a: ktoÅ› pu­
kał do drzwi.
- O, Boże... Musimy porozmawiać. Nie wychodz
- powiedział szorstko. - Ktokolwiek to jest, zaraz się go
pozbędę.
Kręciło się jej w głowie, a w całym ciele czuła tępy
WRA%7Å‚LIWE SERCE
104
ból nie spełnionego pożądania. Trzęsącymi się dłońmi
usiłowała poprawić bluzkę.
Joel poszedł otworzyć drzwi.
Dobiegł ją przytłumiony głos:
- ...w porzÄ…dku. Chyba możemy sobie pogratulo­
wać. - Helen weszła do pokoju. - Nie wiedziałam, że
masz gościa. Powiedziałeś, o ósmej... - Urwała, a serce
Thei ścisnęło się boleśnie. Wzięła swoją torbę i ruszyła
w stronÄ™ drzwi.
- Thea, poczekaj... - Joel dogonił ją przy wyjściu
i chwycił za ramię.
Ten krótki kontakt znów rozbudził w niej pragnienia,
które tak gwałtownie usiłowała zwalczyć. Zaczerpnęła
głęboko powietrza i wyrwała się.
- ProszÄ™ ciÄ™, ja tego nie wytrzymam! Idz lepiej i za­
jmij się swoim gościem.
- ZadzwoniÄ™ do ciebie.
- Dobranoc - wydusiła z trudem i wyszła. W oczach
piekły ją łzy.
Zaufaj mi, powiedział, i na chwilę tak się stało. I co?
Paul miał rację, Joel to podrywacz. Wykorzystałby ją,
a ona by mu na to pozwoliła, zapomniawszy o Helen.
Brnąc w ciemnościach, trzęsła się ze wstydu i poniżenia.
Chwała Bogu, na czas oprzytomniała. Przynajmniej za
to powinna być wdzięczna Helen.
Dlaczego więc czuje się taka oszukana?
ROZDZIAA DZIEWITY
Dwa dni pózniej Thea jechaÅ‚a drogÄ… wzdÅ‚uż wybrze­
ża. WracaÅ‚a z farm w gÅ‚Ä™bi wyspy. Blade sÅ‚oÅ„ce z tru­
dem przedzierało się przez mgłę, co nie poprawiało jej
nastroju.
Kiedy nareszcie wróciła do lecznicy, okazało się, że
poczekalnia jest pusta.
- Cześć - powitała ją Karen. - Miałaś ciężki ranek? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl