[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sÄ… niedaleko, o kilka godzin od Tucuman...
 Gdzie? Gdzie?  zakrzyknął Marek i skoczył z krzesła jak gdyby wskrzeszony.
 Będzie z piętnaście mil stąd  mówił kupiec.  Na brzegu Saladilli, w tym miejscu gdzie
budują wielką cukrownię i osadę przy niej. Tam teraz mieszka pan inżynier, wszyscy wiedzą
o tym, a byleś tęgo nogi zbierał, będziesz tam w kilka godzin.
 Ja tam byłem miesiąc temu  rzekł jakiś młodzieniec, który na krzyk do sklepu podbiegł.
Marek spojrzał na niego prawie że wystraszonym wzrokiem i blednąc zapytał nagle:
 Czy pan tam widział służące państwa Mequinez, Włoszkę?
 Genuenkę? Widziałem.
Marek wybuchnął konwulsyjnym łkaniem, płacząc i śmiejąc się razem. I zaraz porwał się
gwałtownie biec, pytając jedno przez drugie:
 Jak się idzie? Prędko! Jaką drogą? Na miłość Boską! Prędko! Zaraz muszę biec... Pokaż-
cie mi drogÄ™!...
 Ale to cały dzień trzeba tam iść!  mówili wszyscy razem.  Jesteś zmęczony... Musisz
odpocząć do jutra. Jutro pójdziesz z rana.
 Nie mogę! Nie mogę!  wołał chłopiec.  Powiedzcie mi tylko, gdzie. Pokażcie! Ani
chwili nie mogę czekać. Idę zaraz, choćbym miał paść... Drogę mi pokażcie!
Widząc go tedy tak zdecydowanym, nikt się już nie przeciwił biednemu chłopczynie.
 Niechże cię Bóg prowadzi!  mówili.  A pilnuj się w drodze przez las. Szczęśliwej dro-
gi, mały Włoszku!
40
Ów mÅ‚odzieniec wyprowadziÅ‚ go z miasta, pokazaÅ‚ goÅ›ciniec, udzieliÅ‚ kilku objaÅ›nieÅ„ i
patrzył za nim, kiedy chłopiec ruszył. Po kilku chwilach mały wędrowiec, kulejący, z torbą na
plecach, zniknÄ…Å‚ mu z oczu poza drzewami wysadzonymi z obu stron ulicy.
*
Noc, która w dniu tym zapadła, była okropną dla chorej. Biedna kobieta cierpiała straszli-
we bóle, które jej wydzierały nieprzytomne jęki i wprawiały ją w szał jakiś chwilami. Osoby
czuwające nad nią traciły głowę. Pani przybiegała przerażona, od czasu do czasu daremnie
szukając, czym by ulżyć w męce. Wszyscy zaczęli się obawiać, że gdyby nawet chora zdecy-
dowała się na operację, lekarz, który miał przybyć z Tucuman nazajutrz rano, mógłby już
przybyć za pózno.
Wszakże w chwilach, kiedy kobieta odzyskiwała przytomność, można było poznać, że
najcięższym jej cierpieniem była nie męka ciała, lecz męka duszy, mysi rozpaczliwa o dale-
kiej, dalekiej rodzinie. Blada, wycieńczona, z twarzą zmienioną chwytała się za włosy ruchem
rozpaczy, który przenikał serca.
 Boże mój! Boże mój! Umierać tak daleko! Umierać i nie widzieć nikogo, nikogo! O
dzieci moje, o moje sieroty! O nieszczęsne sieroty wy moje! O Marku mój! Takie małe, takie
dobre, takie kochające dziecko! Nie wiecie, wy ludzie, nikt nie wie, co to za kochające było
dziecko! O, żeby pani wiedziała! Od szyi go sobie nie mogłam oderwać, kiedym odjeżdżała, a
płakał!... Tak płakał, że mało mu serce nie pękło. Oj, wiedziałeś ty, wiedziałeś, sieroto, że
matki nie zobaczysz więcej! %7łem też ja wtedy trupem nie padła! %7łe się też wtedy Pan Bóg nie
zmiłował i śmierci mi nie dał! Oj, żebym ja była tam padła przy tym żegnaniu! %7łeby we mnie
piorun Boży był trzasnął!
Bez matki... Takie dziecko... Takie serdeczne... takie kochające... A to tylko wisiało przy
mnie cały dzień... w sieroctwie... w nędzy zmarnieje to, na żebry pójdzie... Oj, dziecko moje
wygłodniałe... rękę wyciągające po kawałek chleba... Och! Stwórco litościwy! Nie! Nie! Nie
chcę umierać! Doktora! Wołajcie prędko doktora. Niech idzie, niech się spieszy, niech mnie
kraje, niech ja zwariuję, ale niech mnie ocali! Chcę życia, chcę zdrowia, chcę za morza je-
chać, zaraz chcę do swoich... do dzieci... Ratujcie!... Ratujcie...
I wpadała w straszny szał rozpaczy. Pilnujące kobiety chwytały ją za ręce, trzezwiły,
uspokajały, mówiły jej o Bogu, o ufności, aż zwolna, zwolna przychodziła do siebie zapada-
jąc w śmiertelne zgnębienie lub płacząc jak dziecko. A z piersi jej razem z tym płaczem do-
bywały się ciche jęki i westchnienia:
 O Genuo! O miasto moje... O mój domu... O ty, morze moje! O mój Marku! Gdzieżeś ty
drogie, drogie dziecko!
*
Północ była. Marek wypocząwszy parę godzin na brzegu rowu zaczął iść przez ogromny
las, przez puszczę zarosłą olbrzymimi drzewami, potworną roślinnością, pniami podobnymi
do kolumn w jakiejś katedrze, które na niezmiernej wysokości splatały korony swoje, wysre-
brzone księżycowym światłem. W półzmroku tej gęstwy i miesięcznej nocy widział zastępu-
jące mu drogę miliony drzew najrozliczniejszych kształtów, prostych, pochylonych, pokręco-
nych, pokrzyżowanych, poplątanych z sobą w najdziwaczniejszych ruchach jak gdyby walki,
zaczajenia, grozby.
Niektóre z pni, leżące na ziemi jak powalone bramy, pokryte były bujną roślinnością, która
zdawała się być tłumem wydzierającym sobie każdą ich piędz w zażartym boju. Inne, ści-
śnięte i prostopadłe, zebrane w wielkie grupy wyglądały jak powięzie tytanicznych lanc, któ-
rych ostrze przebijało chmury. Jakaś pycha wielkości, jakiś cudowny zamęt olbrzymich
kształtów, jakiś straszliwy i majestatyczny widok, na jaki natura rzadko tylko się zdobywa w
41
wielkim swoim roślinnym państwie. Marek zatrzymywał się niekiedy w podziwie i osłupie-
niu, ale wnet dusza jego porywała się znowu ku matce. Szedł więc dalej, choć omdlewał ze
znużenia, a stopy miał krwawe. Szedł sam, skróś tej potwornej puszczy, gdzie tylko w rzad-
kich odstępach czasu spotykał nędzne, mrowiskom podobne siedziby ludzkie, przytulone do
tych pni olbrzymich, i stada bawołów uśpione nad drogą. Omdlewający był, a nie czuł zmę-
czenia, sam był, a nie czul bojazni. Ta królewska potęga natury duszę mu podniosła. Bliskość
matki dawała mu siłę i wytrwanie męskie, wspomnienie oceanu, przerażeń, zawodów, boleści
przecierpianych i zwyciężonych, trudów podjętych i prac wykonanych, poczucie żelaznej i
niezłomnej woli czoło jego podnosiło wysoko, wysoko! Wszystka jego szlachetna genueńska
krew zalewała mu serce gorącą falą wielkodusznego męstwa.
I zaszła w nim jedna jeszcze rzecz niespodziewana. Ten obraz matki, który nosił w sercu i
w myśli aż dotąd, obraz zamierzchły i wyblakły przez te dwa lata jej nieobecności, rozjaśnił
mu się jakimś wielkim światłem wśród tych majestatycznych widoków natury. Ujrzał tę dro-
gą twarz tak widną, tak czystą, jak gdyby patrzył na nią swymi oczyma, ujrzał ją bliską siebie, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl