[ Pobierz całość w formacie PDF ]
umowie fuzyjnej i dopiero wtedy przysłać do mnie gościa z nakazem eksmisji. Ale Pan
Korporacyjny Bandyta nie lubi tracić czasu...
- Znów do tego wracasz? Myślałem, że się rozumiemy.
- Ja też myślałam. O wielu sprawach. Myślałam, że zyskujesz przy bliższym po-
znaniu, że jednak nie jesteś pozbawionym serca krwiopijcą. Ale wygląda na to, że oboje
się myliliśmy.
R
L
T
- Bella...
Rozmawiała z nim lodowatym tonem i to go martwiło. Gdyby krzyczała, wyzywa-
ła go od najgorszych, wiedziałby, jak ją przebłagać. Ale lód w jej spojrzeniu przekreślał
jego szanse na jakiekolwiek porozumienie. Bella nie zamierzała słuchać żadnych wyja-
śnień.
Nie poddam się, uznał Jesse; postanowił podjąć jeszcze jedną próbę. Przecież mu
na niej zależało, i to bardzo. Może nawet ją pokochał. Może zakochał się i nawet nie
zdawał sobie z tego sprawy. Dopiero dziś, teraz...
Zakręciło mu się w głowie. Boże, ależ jest idiotą. Czy straci Bellę teraz, gdy
uświadomił sobie, jak wiele dla niego znaczy? O nie! Nie pozwoli jej odejść. Musi wy-
powiedzieć te dwa magiczne słowa, których nigdy nie mówił żadnej kobiecie. Wtedy mu
uwierzy. Nie będzie miała wyjścia.
- Bello... Kocham ciÄ™.
Zmrużyła oczy, po czym roześmiała się w głos.
- Tracimy grunt pod nogami? Pora wytoczyć cięższe działa?
Nie takiej spodziewał się reakcji.
- Przysięgam. Jesteś jedyną kobietą, która usłyszała ode mnie takie wyznanie.
- I mam ci uwierzyć?
- Tak!
- Przykro mi - oznajmiła, zniżając głos jeszcze bardziej. - Nie wierzę. Odkąd zgo-
dziłam się przyłączyć do King Beach, przestałeś się pokazywać, bo dostałeś to, na czym
ci zależało.
- Wcale nie dlatego! - Zastanawiał się nerwowo, jak ma się z tego wyplątać. Co ma
powiedzieć, by przekonać Bellę, że jej nie okłamuje. - Po prostu... rozmyślałem. O nas.
O naszej przyszłości.
Pokręciła smutno głową.
- Nas nie czeka żadna przyszłość, Jesse. Trzy lata temu spędziliśmy z sobą noc na
plaży. To było autentyczne, a cała reszta, te ostatnie tygodnie, to jedno wielkie kłamstwo.
Gra.
R
L
T
- Nieprawda - zaprotestował, patrząc jej głęboko w oczy, jakby wzrokiem chciał ją
skłonić do zmiany nastawienia.
Nie udało się.
- Romantyczne kolacje, uwodzenie, pieszczoty, seks - ciągnęła. - To nie było
szczere. Nigdy mnie nie pragnąłeś. Chciałeś przejąć moją firmę, a reszta to była gra.
Najchętniej zapadłby się pod ziemię. Nadeszła chwila, której się bał. Oddałby
wszystko, aby móc powiedzieć Belli, że się myli, ale nie odzyska jej, uciekając się do
kłamstwa.
- Przyznaję, tak było na samym początku. - Zobaczywszy ból w jej oczach, poczuł
się jak najgorszy drań. - Doszły mnie słuchy, że Nick Acona próbuje zdobyć Bella's Bea-
chwear, więc...
- Więc stanąłeś do boju? %7łeby pokonać swego przyjaciela?
- Tak jakby.
- Tak jakby?
- Od tego się zaczęło, ale teraz jest inaczej.
- Oczywiście. - Skinąwszy głową, wykrzywiła usta. - Wierzę ci. To nie była żadna
gra. Kochasz mnie do szaleństwa. Czemu nie?
- Psiakość, Bello! - Postąpił krok w jej stronę.
Nie, to bez sensu. Zatrzymał się. Gdyby podszedł bliżej, próbowałby wziąć ją w
ramiona, a gdyby go odtrąciła... Wolał o tym nie myśleć. W gardle mu zaschło, czuł bo-
lesne kłucie w sercu. Miał wrażenie, jakby walczył o życie. I przegrywał.
Przeczesał ręką włosy. Przez dłuższą chwilę szukał właściwych słów. Wreszcie za-
czął mówić:
- Przyznaję, że zacząłem się z tobą spotykać, bo chodziło mi o twoją firmę. Chcia-
łem pokonać Nicka. Ale ciebie też pragnę. Od trzech lat nieustannie o tobie myślę.
Otworzyła usta, ale milczała. Po prostu stała, świdrując Jessego wzrokiem. Czuł się
jak robak na szkiełku mikroskopowym.
- Już po pierwszym czy drugim dniu wszystko się zmieniło. - Potarł ręką kark. -
Przestałem myśleć o Bella's Beachwear wiele tygodni temu. Ta cholerna eksmisja wyle-
ciała mi z głowy, bo spędzaliśmy razem całe dni. Nic innego się nie liczyło.
R
L
T
Twarz Belli pozostała niewzruszona, jedynie w jej oczach widać było ból.
- Nie wierzÄ™.
- Wiem. - Podarł nakaz eksmisji na strzępy. - Zapomnij o tym. Zostań w swoim
sklepie. Zostań za darmo. I nie przyłączaj się do King Beach. Nie chcę twojej firmy.
Chcę tylko ciebie. Nie mogę cię stracić.
- Za pózno - szepnęła.
Bez względu na to, co Jesse mówił, nic nie mogło zmienić faktu, że uwiódł ją po
to, aby przejąć jej firmę. Czy po czymś takim jeszcze kiedyś zdołałaby mu zaufać? Ra-
czej nie. Czuła koszmarny ból. Z trudem wciągnęła w płuca powietrze. Kocham cię, po-
wiedział. Gdyby kilka godzin temu usłyszała te słowa, byłaby najszczęśliwszą osobą na
świecie. Teraz było za pózno. Jesse użył ich, aby zatrzeć swój postępek.
Straciła wszystko. Marzenia, przyszłość z mężczyzną, którego pokochała.
- Za pózno? Nie zgadzam się.
Widziała, że Jesse nie zamierza się poddać, że chce walczyć. Ale na walkę też było
za pózno.
- Przykro mi. - Cofnęła się.
Wściekłość z niej wyparowała. Oburzenie, pod wpływem którego przybiegła, by
rzucić mu w twarz nakaz eksmisji, znikło.
Została pustka i ogromny żal.
Te kilka kroków do tyłu to była najtrudniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek musiała
zrobić, ale wiedziała, że to konieczne. Jeśli ich nie zrobi, nie będzie mogła spojrzeć sobie
w twarz.
- To koniec, Jesse. Koniec.
- Bello, gdybyś mnie wysłuchała...
- Nie. - Cofała się, nie odrywając od Jessego wzroku. - Opuszczę lokal. Zwolnię go
przed końcem miesiąca.
- W nosie mam lokal - warknął. - Możesz zostać. Nie musisz się nigdzie przenosić.
- Muszę. - Położywszy rękę na klamce, obejrzała się przez ramię.
R
L
T
Wiedziała, że na zawsze zachowa w pamięci ten obraz: Jessego o złocistych wło-
sach i mocno zaciśniętych ustach, który stoi na tle oceanu rozświetlonego promieniami
słońca.
Wszystko w niej krzyczało, by zawróciła, rzuciła mu się na szyję i jeszcze przez
jeden dzień poudawała, że łączy ich prawdziwa więz, że Jesse odwzajemnia jej uczucie,
że choć raz w życiu ktoś ją autentycznie kocha.
Jeśli jednak miałaby udawać, to jaki jest w tym sens?
- Nie przejmiesz mojej firmy - oznajmiła, wzdychając ciężko - bo wtedy musiałbyś
przejąć również mnie. A mnie nigdy nie dostaniesz. Nie zasługujesz na kogoś takiego jak
ja, Jesse.
WciÄ…gnÄ…Å‚ z sykiem powietrze.
- Bello, daj nam szansę. Mnie... Mnie daj szansę - poprosił cicho.
- Nie, Jesse. Swoje szanse już wykorzystałeś. Powinnam była wiedzieć, że to się
tak skończy - dodała smutno. - Nie jesteś człowiekiem, który szczerze się w cokolwiek
angażuje.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]