[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ten widok.
Od razu pobiegła w kierunku stajni. Gdy przekonała
się, \e stały puste, głośno lamentowała nad takim
marnotrawstwem. Zasypała go pytaniami na temat
koni, które hodowała jego matka oraz sprawdziła,
gdzie trzymał swego wierzchowca. Pominęła natomiast
kompletnym milczeniem widok samolotu amfibii,
stojącego tu\ koło stajni. Wszyscy oczywiście wiedzieli,
\e Tanner zwykł latać z turystami. Tylko \e teraz
wcale nie było lato. Musiała te\ dostrzec, \e samolot
był wyposa\ony w płozy i nadawał się do lądowania i
startu na śniegu.
No, ale mo\e Charly nie znała się na samolotach.
Zaprosił ją do domu. Zwykły ceglany dom z trzema
sypialniami. W jednej spał. W drugiej urządził rodzaj
gabinetu. Na półkach stały ksią\ki z prawa między-
narodowego, a na stole potę\na krótkofalówka i
komputer, który ewidentnie nie słu\ył do zabawy.
Trzeci pokój zawalony był ekwipunkiem turystycznym,
plecakami, lampami, zwojami lin, rakami, etc. etc.
- JesteÅ› okropnym pedantem, Tanner. Nigdzie nie
widzę nawet ziarenka kurzu. Musisz być bliski
szaleństwa, gdy jesteś u mnie. Jak znosisz moje
bałaganiarstwo? - powiedziała widząc zgromadzony
sprzęt.
115
NOC MYZLIWEGO
Rzeczywiście był bliski szaleństwa. W kuchni
znalazła cztery pudełka biszkoptów i wyśmiewała się,
\e chomikuje je tak, jak George zdechłe myszy. Nie
potrafiłby powiedzieć, jak to się stało, ale skłoniła go
do opowiedzenie jej o swym dzieciństwie i o ojcu,
który ich opuścił. Musiał wtedy w jednej chwili z
chłopca przemienić się w dorosłego mę\czyznę. Nigdy
przedtem Tanner nie opowiadał o tym nikomu.
Jego zakłopotanie wzrosło, gdy zaczęła wypytywać
o pochodzenie wszystkich porcelanowych waz i dzban-
ków, jakie matka zgromadziła w ciągu wielu lat. Do
diabła, nie mam zielonego pojęcia, skąd się wszystkie
wzięły, nawet nie pamiętałem o nich - odpowiedział na
jej pytania. Bardzo jej się spodobał ciemnopomarań-
czowy dywan w salonie. Według niej, miał kolor dyni.
W entuzjazm wprawiły ją te\ liczne ksią\ki na
półkach, oraz stare meble, w szczególności sofa i
kredens. Są bardzo cenne - powiedziała.
Z irytacją rozglądał się po własnym domu. Wątpił,
czy kiedykolwiek nazwał zwykłą szafkę kredensem. Z
wysiłkiem ponownie skupił całą uwagę na Charly.
Byłby o wiele spokojniejszy, gdyby nie zawracała mu
głowy kredensami, lichtarzami i innym drobiazgami.
Luzny czerwony sweter nieuchronnie przywoływał
wspomnienie jej piersi. Znoszone d\insy zwisały z tyłu
niczym worek, częściowo z powodu starości, częściowo
dlatego, \e Charly nie miała wielkiej pupy. Uwielbiał
jej tyłeczek. Najwyrazniej dziś rano nie miała czasu
zapleść włosów. Teraz rozumiał ju\, czemu tak często
nosiła warkocze: jej włosy spływały poni\ej ramion,
jedwabiste, delikatne i splątane. Liczne pasma tańczyły
wokół jej twarzy. Co chwila odgarniała je do tyłu.
Beskutecznie.
Zapragnął ująć w dłonie jej włosy i piersi, poczuć
rękami jędrność jej pośladków. Chciał obejmować i
być w objęciach. Niestety, w tej chwili ani jedno, ani
116 NOC MYZLIWEGO
drugie nie wydawało się mo\liwe. Musiał dać jej czas
na podjęcie decyzji.
Charly nagle podniosła głowę i odwróciła się w jego
stronÄ™.
- Czy zauwa\yłeś, \e twoja matka czytała wyłącznie
romanse, w których występowały równie\ konie?
- Naprawdę? Właściwie to nic dziwnego. Bardzo
lubiła konie. Myślę, \e chciała hodować konie czystej
krwi, takie jak ty trzymasz, ale szło jej zupełnie niezle
z mieszańcami i końmi pod siodło.
Nie wiadomo, który ju\ raz rozgarnął palcami włosy.
- Myślę, \e lubiłabym twoją matkę, Tanner - po
wiedziała cicho.
- Jestem pewny, \e ona tak\e przepadałaby za tobą.
Jęknął w duchu. Jak mogła go tak torturować? Nie
potrafił przestać myśleć o tym, jak bardzo lubiłaby ją
matka. Były do siebie podobne, praktyczne, bezkom-
promisowe, niezmiennie uprzejme i serdeczne. Matka
zawsze miała dla niego czas. Miał ochotę powiedzieć
jej o tym...
Tanner przerwał te dumania i wyprostował się
gwałtownie. Był rozdra\niony. Równie\ na tym polegał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl