[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rozluznić, lecz nic jej z tego nie wychodziło.
Odtańczyli z Baileyem obowiązkowy pierwszy taniec, pokroili tort. Lecz
z każdą chwilą rosło w niej napięcie.
Za to Bailey bawił się coraz lepiej. Z niepokojem patrzyła, jak wlewa w
siebie kolejne kieliszki szampana. Oczy mu się skrzyły, stał się bardzo
rozmowny. Zawsze się taki robił, gdy za dużo wypił.
Ona też wypiła więcej niż zwykle. Lecz każdy kolejny kieliszek wzmagał
w niej napięcie. To stanie się dzisiaj. Na samą myśl, że znajdzie się z
Baileyem w jednym łóżku, nerwy napinały się jeszcze mocniej.
Popatrzyła na parkiet, gdzie Bailey tańczył z ciocią Nancy. Już dawno
zdjął frak, teraz rozpiął guzik przy szyi.
Zawsze lubił tańczyć, miał świetne wyczucie rytmu. Nie to co ona. yle
czuła się na parkiecie, więc unikała tańca. Bailey obtańczył już chyba
wszystkie panie. Zebrani powoli zaczynali się rozchodzić.
Przypomniała sobie, że zgodnie z tradycją młoda para powinna wyjść,
gdy zabawa jeszcze trwa w najlepsze. Postanowiła wyciągnąć męża.
No tak, przecież jest jej mężem. Popatrzyła na lśniący na palcu
pierścionek od jego mamy. Wydawał się zimny i obcy. Tak jak wtedy, gdy
go dostała.
Mąż, ale tylko na chwilę. Za to na zawsze pozostaną przyjaciółmi.
Odczekała, aż umilknie muzyka. Podeszła do Baileya.
- Chyba powinniśmy się zbierać - powiedziała. - Zwyczaj każe, by młoda
para wyszła przed gośćmi.
- Tak mówisz? - Uśmiechnął się promiennie. - No, to powinniśmy się
dostosować. - Otoczył ją ramieniem. Ruszyli do wyjścia, po drodze
żegnając się z gośćmi i dziękując im za przybycie. Spostrzegła, że Bailey
nie stoi na nogach zbyt pewnie. - Może ty poprowadzisz? - zasugerował,
gdy już znalezli się obok auta. Sięgnął do kieszeni po kluczyki. - Nim
dojedziemy, dojdę do siebie. Chyba trochę przeholowałem.
- Bardzo chętnie poprowadzę.
Podczas drogi Bailey był wyjątkowo elokwentny. Wyraznie wypił za
dużo.
- Jak się bawiłaś? - spytał. - Bo ja świetnie. Nie sądziłem, że można się
tak dobrze bawić na własnym weselu. Ze Stephanie nie robiliśmy wesela. W
RS
41
ogóle nic nie zrobiliśmy. Gdyby był jakiś bal, pewnie bez końca by mi
wypominała, że tańczę ze wszystkimi paniami. Ale ty nie masz o to
pretensji, co?
- Nie, nie mam - odparła, nie odrywając oczu od drogi.
- Wiem, jak bardzo lubisz tańczyć.
- I to jest właśnie najlepsze, Mellie. %7łe oboje się doskonale rozumiemy. -
Wyciągnął rękę i klepnął ją po ramieniu.
- Jesteś fantastyczna.
Wcale się tak nie czuła. Gdy zaparkowała pod domem, czuła się raczej
jak kłębek nerwów.
Wymarzyła sobie, że straci cnotę z mężczyzną, który obdarzy ją
nieziemską miłością. Którego ona sama będzie kochać całym sercem. Tak
się nie stało. Wyśniony ukochany nigdy się nie pojawił. Więc zrezygnowała
z marzeń i wmanewrowała Baileya w ten pokrętny układ.
Wysiedli. Bailey szedł chwiejnym krokiem.
- Chyba nie chcesz, bym przeniósł cię przez próg?
- Chciałabym, gdyby to było prawdziwe małżeństwo rzekła spokojnie,
choć w głębi duszy poczuła ukłucie żalu.
- Zanim pójdziemy do sypialni, może zerkniesz do kuchni - powiedział,
gdy znalezli się w domu.
- Do kuchni? Zostawiłeś stos brudnych naczyń jako prezent ślubny? -
zapytała
Uśmiechnął się. Miał nieco rozbiegany wzrok. Potem odwrócił się i
ruszył w kierunku sypialni.
Melanie poszła do kuchni. Zatrzymała się na widok dziecinnej furtki
zagradzającej wejście. Tuż za nią siedział Kajtek. Na szyi miał zawiązaną
srebrną kokardkę. Gdy zobaczył Melanie, od razu zaczął machać ogonkiem.
- Och, Bailey! - wyszeptała, pochylając się i podnosząc z podłogi psiaka.
Doskonale wiedziała, jak mocno Bailey przeżył śmierć Champa. Po nim nie
chciał mieć innego psa.
Wziął Kajtka do domu. Bo wie, że marzyła o psie. Błagała rodziców,
lecz nie dali się uprosić. Teraz ma własne mieszkanie, jednak w budynku
obowiązywał absolutny zakaz trzymania zwierząt domowych.
Przytuliła szczeniaczka do piersi. Ciepła, mięciutka istotka.
Nieoczekiwanie jej lęk gdzieś się ulotnił. Zniknęło napięcie, jakie dręczyło
ją przez cały wieczór. Może sprawiło to ciepło tego pieska, może miły gest
Baileya.
Będzie dobrze, nie ma się czego bać. Pocałowała Kajtka i postawiła go
na podłodze. Ruszyła do sypialni.
RS
42
Zatrzymała się na progu. Jej lęki okazały się całkiem niepotrzebne.
Bailey leżał w poprzek łóżka, zmożony snem. Koszulę zdążył rozpiąć tylko
do połowy.
Wiedziała, że dużo wypił, ale nie zdawała sobie sprawy, że aż tak dużo.
Dlaczego to zrobił? Czasem wypijał wieczorem piwo, ale bardzo rzadko
przebierał miarę. Weszła do łazienki, wzięła z niej swoje rzeczy.
W ciągu ostatnich dni przeniosła do domu Baileya prawie wszystko, co
mogło się jej przydać w czasie tego krótkiego, oby owocnego, małżeństwa.
Wyszła na korytarz i poszła do gościnnej sypialni. Czuła ciężar na piersi.
Zdjęła białą suknię i przebrała się w cieniutką piżamkę.
Nie tak to sobie wyobrażała. Jak ma zajść w ciążę, kiedy Bailey śpi jak
zabity?
Po chwili do poczucia rozczarowania dołączyło coś jeszcze. Dziwny,
podskórny lęk. Położyła się do łóżka. Ta myśl stawała się coraz bardziej
natrętna. Może on tyle wypił, bo przerażała go perspektywa wspólnej nocy?
RS
43
ROZDZIAA SZSTY
Jeszcze nim otworzył oczy, wiedział, że przesadził. W głowie coś
dudniło i ten miarowy rytm był nie do zniesienia. Czuł nieprzyjemną
suchość w gardle. I jakiś przykry, metaliczny posmak.
Przebrał wczoraj miarę. I to jak! Nie mógł sobie przypomnieć, kiedy
ostatnio tak się czuł. Nawet jeśli kiedyś coś podobnego mu się zdarzyło, to
od tamtej pory minęły całe lata.
Przez długą chwilę nie otwierał oczu. Leżał nieruchomo, przypominając
sobie wydarzenia wczorajszego wieczoru. Jęknął głucho. No tak, stało się
to, czego się najbardziej obawiał. Sprawdziły się jego czarne myśli -
zawiódł Mellie.
Gdy wczoraj ujrzał ją podchodzącą do ołtarza, ogarnął go lęk. Jeszcze
nigdy Mellie nie wydawała mu się taka... powabna. Miedziane,
prześwietlone słońcem włosy lśniły ciepłym blaskiem, dopasowana suknia
podkreślała figurę i apetyczne krągłości, jakich nawet się nie domyślał.
Tej nocy miał się sprawdzić. Wypełnić swoją część zobowiązania. Tej
nocy mieli począć dziecko. Na to liczyła Mellie. Tego się po nim
spodziewała.
Co będzie, jeśli to okaże się niemożliwe? Do tej pory nie miał takich
problemów. Ale przecież niczego nie można wykluczyć. Co wtedy? Jedno
pytanie pociągało za sobą kolejne.
Może jego pieszczoty wzbudzą w niej niechęć'? Jak daleko powinien się
posunąć? Czy pocałunek to za mało, czy już za wiele? Może poczuje się
urażona?
Kotłowało mu się w głowie, pytania mnożyły się jak króliki, wszystko
wydawało się coraz bardziej skomplikowane i niejasne. Nie potrafił nad tym
zapanować. Więc, by uciszyć niepokój i ukoić nerwy, sięgał po kolejny
kieliszek. I przeholował. Nawet nie pamięta, jak dojechali do domu.
Otworzył oczy, usiadł na łóżku. Objął rękami skronie. Głowa mu pęka z
bólu. Boże, chyba zaraz zwariuje.
Gdzie jest Mellie? Musi ją natychmiast przeprosić, bez chwili zwłoki.
Ależ się zachował! Podniósł się i ruszył do drzwi. Zatrzymał się na progu.
Widział stąd wnętrze gościnnej sypialni. W uchylonej szafie wisiała ślubna
suknia. Aóżko nie było posłane.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]