[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Bayeux albo średniowieczny całun.
Wyciągnąłem rękę i dotknąłem worka. Materia była mięka ze starości. Delikatnie
przesunąłem po nim palcami wyczuwając różnego rodzaju występy i kule. Sądząc po dotyku
był to worek kości… Stary, zmurszały worek kości.
Chrząknąłem. — Postaram się ci go podać! — zawołałem do Madeleine. — Jak ci się
wydaje, weźmiesz to w ręce?
Skinęła głową. — Pośpiesz się. Ojciec Anton wygląda na bardzo zmarzniętego.
— Postaram się.
Wcisnąłem latarkę w hydraulikę czołgu, kierując snop światła na przeciwległą ścianę
wieżyczki, a potem uklęknąłem przy worku. Wymagało to dużo samozaparcia, ale wreszcie
objąłem zbutwiałą, czarną materię ramionami i uniosłem worek na pół metra. Zwisł, a to, co
znajdowało się wewnątrz, kości czy co tam, przesunęło się w jeden z rogów, lekko
grzechocząc. Materiał nie podarł się, więc mogłem całą tę rzecz podnieść jeszcze wyżej i
podać Madeleine. Sięgnęła ręką w dół i chwyciła materię, a ja nakazałem: — Dobra, ciągnij.
Przez chwilę, jedną straszliwą chwilę, właśnie wtedy gdy Madeleine uniosła worek,
mógłbym przysiąc, że poczułem, jak to coś się poruszyło, jakby w środku siedziało coś
żywego. Może przesunęła się jedna z kości, może zadziałała moja przewrażliwiona
wyobraźnia, w każdym razie cofnąłem dłonie tak szybko, jakby worek nagle zapłonął.
Madeleine złapała oddech. — Co się stało?
— Po prostu wyciągnij ten worek stąd! Szybko! — wrzasnąłem.
Gdy pociągnęła go do góry, zahaczył na parę sekund o ostre zęby wyłamanej pokrywy
włazu. Udało się jej jednak podciągnąć worek i usłyszałem, jak kładzie go nadwoziu.
Zabrałem latarkę i wdrapałem się na wieżyczkę. Nigdy w życiu nie cieszyłem się tak na
widok śniegu i ponurego nieba!
Ojciec Anton zbliżał się do czołgu od tej strony, po której! leżał na nadwoziu czarny
worek. Przed sobą trzymał krucyfiks i Biblię. Wbił oczy w nasze dziwne odkrycie jak
człowiek, który wreszcie ma przed sobą niezbity dowód na! to, że jego własna żona
przyprawiła mu rogi.
— Enfin, le diable — odezwał się.
Niepewnie dotknąłem worka stopą. — Tylko to znajdowało się wewnątrz. Sprawia
wrażenie, jakby był pełen kości.
Ojciec Anton ani na sekundę nie zdejmował oczu z worka.
— Tak — powiedział. — Kości demona. Zsunąłem się z czołgu i pomogłem zeskoczyć
Madeleine.
— Nie wiedziałem, że demony miewają kości — zauważyłem. — Wydawało mi się, że są
wytworami wyobraźni.
— O, nie — zaprzeczył ojciec Anton. — Przez pewien czas w średniowieczu demony i
gargulce chodziły żywe po świecie. Za wiele istnieje na to dowodów, abyśmy mogli temu
zaprzeczyć. Paul Lucas, średniowieczny podróżnik, opisuje, jak spotkał demona Asmodeusza
w Egipcie, utrzymuje się też, że demon Sammael włóczył się po ulicach Rouen aż po wiek
dwunasty.
— Nie wiemy, czy to rzeczywiście są kości — przerwała Madeleine. — Może to być
cokolwiek.
Ojciec Anton włożył Biblię z powrotem do kieszeni.
— Oczywiście, oczywiście. Zabierzemy to do mnie do domu. Mam tam piwniczkę, w
której będzie można ukryć to bezpiecznie. Wydaje się dość spokojne, przynajmniej na razie.
Spojrzałem na Madeleine, ale ta tylko wzruszyła ramionami. Jeżeli kapłan chciał zabrać
worek ze sobą do domu, to właściwie nie mogliśmy mu w tym przeszkodzić. Miałem tylko
nadzieję, że to coś nie zechce się obudzić i zemścić na nas za tak bezceremonialne zakłócanie
mu spokoju w zimne grudniowe popołudnie.
— Otworzyłem bagażnik citroena i razem z Madeleine przeniosłem zmurszały worek
przez jezdnię i ostrożnie ułożyłem go w samochodzie. Potem pozbierałem narzędzia
pożyczone od ojca Madeleine i usadowiłem się za kierownicą. Ojciec Anton zdjął kapelusz,
strząsnął śnieg i oznajmił: — Czuję się dziwnie podniecony i zadowolony z siebie. Czy
możecie to zrozumieć?
Uruchomiłem silnik. — Przecież tego właśnie chciał ojciec dokonać przez trzydzieści lat,
nieprawdaż? Chciał ojciec otworzyć czołg i przekonać się, co, u licha, w nim siedzi?
— Panie McCook — odparł kapłan — powinien był pan tu przyjechać dawno temu. Aby
dokonać czegoś takiego, trzeba nadzwyczajnej prostoty, bezpośredniości.
— Nie jestem pewien, czy to komplement, czy nie.
— Nie miałem na myśli naiwności.
Jechaliśmy w zapadającym zmierzchu, a naokoło wirowały i opadały płatki śniegu. Gdy
dotarliśmy do domu kapłana, stojącego w samym środku wioski, zegar kościelny wybijał
piątą i prawie nic nie było widać z powodu śnieżycy. Kiedy podjeżdżaliśmy, gospodyni
otworzyła drzwi i stanęła w progu z marsem na twarzy, splótłszy palce na fartuchu.
Pomogłem ojcu Antenowi wejść na werandę.
— Il a quatre–vingt–dix ans — zawarczała, biorąc staruszka pod rękę i prowadząc go do
środka. — Et vous leforcez de sortir dans la neige pour jouer comme un petit garçon.
— Antoinette — odezwał się ojciec Anton gładząc ją po ręce uspokajająco. — Dawno nie
czułem się tak zdrowo.
Madeleine i ja otworzyliśmy bagażnik citroena i wyjęliśmy worek.
— Tak, tak, dajcie go tutaj! — zawołał ojciec Anton Z mrocznego hallu. — Antoinette,
przynieś mi, proszę, klucze od piwnicy!
Antoinette przyjrzała się podejrzliwie czarnemu workowi, który nieśliśmy przez padający
śnieg. . — Qu’est–ce que c’est? — zapytała.
— C’es t un sac de charbon — odparł ojciec Ant z uśmiechem.
Rzucając za siebie ostatnie spojrzenie pełne ogrom nieufności Antoinette poszła po klucze
od piwnicy, a Madeleine i ja ułożyliśmy nasz diabelski ciężar na podłodze w hallu.
— Jeżeli to istotnie są kości — odezwał się ojciec Anton — znam ceremonię, za pomocą
której można je zniszczyć. Kości demona mają podobną moc, jak ożywiony demon. Tak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]