[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Podróżowali po całym wybrzeżu kalifornijskim, zwiedzając miejsca, które
Gabrielle znała jedynie z opisów. Big Sur, Carmel Valley, Monterey. Wszędzie było
pięknie, ale najpiękniejsze było to, że jeździła tam z mężem. Kochali się każdej nocy z
takim zapamiętaniem, że wkrótce znała jego ciało tak samo dobrze jak swoje własne.
Luc był czarodziejem, który rzucił na nią urok. Każdej nocy próbowała mu się
oprzeć. Za każdym razem, kiedy jej dotykał, starała się ocalić przednim trochę samej sie-
bie, ale za każdym razem przegrywała. Teraz, kiedy stała, patrząc na panoramę San
Francisco, zastanawiała się, po co w ogóle zadawała sobie ten trud, skoro i tak była mu
we wszystkim uległa. Jak mogła pozwolić, żeby tak się stało? Ojca kochała miłością
bezwarunkową i była mu bezwzględnie posłuszna, ale w przypadku Luca instynktownie
wiedziała, że nie powinna tego robić. I proszę, minęło kilka tygodni, a ona tańczyła do-
kładnie tak, jak jej zagrał.
Najgorsze było to, że tak naprawdę wcale nie chciała mu się opierać. Może z jej
strony wcale nie było to poddanie się, a tylko pełna akceptacja przyjemności, jakiej jej
dostarczał? Coś, na co nigdy wcześniej sobie nie pozwalała?
Któregoś dnia czar pryśnie, przekonywała samą siebie. Co wtedy jej pozostanie?
Małżeństwo bez miłości. Życie pod kontrolą mężczyzny, którego nie ona sobie wybrała.
Jednak na razie nie była w stanie o tym myśleć.
- Gabrielle.
Wystarczyło, że wymówił jej imię, a już cała miękła. Tylko jej imię. To było zu-
pełnie niesamowite. Spojrzała na stojącego w drzwiach Luca. Ubrany cały na czarno -
spodnie i kaszmirowy sweter, wyglądał bardzo francusko. Zmarszczył brwi. Na szczęście
nie reagowała już na to drżeniem serca, co nie znaczy, że zupełnie uodporniła się na jego
humory.
- Na dworze jest chłodno. Zaziębisz się.
- Jest taki piękny wieczór - odparła z uśmiechem.
Nie poruszyła się. To była jej mała rebelia, jej osobisty protest.
Powoli zapadał zmrok. Zapalały się kolejne światła, tak że nad miastem powstała
świetlista łuna. Gabrielle poczuła, jak w piersiach rodzi jej się dziwne uczucie, którego
nie potrafiła nazwać, a od którego zachciało jej się płakać. Przełknęła z trudem.
- Wyglądasz uroczo - powiedział Luc, podchodząc do niej.
Ujął jej dłoń i pocałował. Nawet ten prosty gest wystarczył, żeby przeszedł ją
dreszcz.
To tylko seks, powtarzała sobie. Fizyczne przyciąganie. Nic ponadto. Żadnej ma-
gii, żadnego czaru, uczucia. Był tylko człowiekiem, jej pierwszym w życiu kochankiem.
Powtarzała sobie tę prawdę jak mantrę.
Bardzo chciała w to uwierzyć.
- Dziękuję - odparła zduszonym głosem.
Założyła dziś prostą czarną sukienkę, włosy związała w koński ogon, który przy-
pięła nad karkiem ozdobną klamrą.
- Przepraszam, że musiałem cię na jakiś czas zostawić. Obawiam się, że moje inte-
resy nie chcą poczekać, aż wrócę z wakacji.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]