[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dodatkowego konia i wyraził chęć sprzedania go. Mówił też, że zamierza zatrzymać się w
oberży Pod Znieżnym Kotem. Mogę posłać parobka z pytaniem o cenę i jeśli sobie tego
życzysz, pani, obejrzeć to zwierzę, by stwierdzić, czy rumak będzie odpowiedni dla twej
ciotki.
Nolar z wdzięcznością przyjęła jego propozycję. Tego samego dnia wieczorem była
już właścicielką krzepkiego, dobrze ujeżdżonego wierzchowca.
Kramarz obiecał postarać się o zapasy żywności dla nich na drogę. Był naprawdę
zmartwiony tym, że dziewczyna i jej ciotka pojadą bez żadnej eskorty.
Pani powiedział na gościńcach można teraz napotkać łotrzyków wszelkiego
autoramentu. Oczywiście nie musicie obawiać się Pograniczników i Członków Gwardii, ale
krąży tu wielu innych zbrojnych, którzy porzucili swoje oddziały i teraz hulają swobodnie
po okolicy.
Strapiony oberżysta rozejrzał się na boki i ściszywszy głos, dodał:
Podobno wszyscy najezdzcy z armii Pagara zginęli w czasie Wielkiego
Poruszenia, ale chodzą słuchy o zabłąkanych szpiegach i pojedynczych wojownikach z
Karstenu, którzy włóczą się jakoby po naszej stronie gór. No, i nie brak też zwykłych
banitów, nie uznających niczyjej władzy, dla których własne żądze są jedynym prawem.
Nalegam, abyś zastanowiła się raz jeszcze. Za kilka dni mógłbym odnalezć pewnego
chłopaka, który odwiózłby cię do Lormt, jeśli koniecznie musisz tam jechać.
Nolar z rozmysłem opuściła welon, próbując zignorować fakt, że oberżysta
mimowolnie odskoczył jak oparzony.
To miło z twej strony, że okazujesz nam tyle troski, mości karczmarzu, ale mając
taką twarz, nie obawiam się ani gorących spojrzeń, ani niepożądanej kompanii. Banitów, jak
sądzę, interesuje głównie rabunek, a ja i moja ciotka nie wieziemy ze sobą bogactw, które
mogłyby skusić jakiegokolwiek opryszka. Podjęłam nieodwołalną decyzję. Muszę wyruszyć
do Lormt i to nie za kilka dni, ale jutro, wczesnym rankiem.
Oberżysta potrząsnął głową w niemym geście dezaprobaty, ale starannie
przygotował wszystko do wyjazdu. Następnego ranka odprowadził je nawet kawałek w
stronę murów miejskich.
Miej się na baczności, pani! wołał za Nolar, gdy jechała powoli, prowadząc
wierzchowca Czarownicy. Powiem o tobie dowódcom patroli Pograniczników, aby
mogli czuwać nad wami.
Na przestrzeni mili droga z miasta była dobrze widoczna i wolna od przeszkód, więc
podróż szła im jak z płatka. Ale kiedy tylko gród zniknął za horyzontem, szlak zaczął się
coraz bardziej odchylać ku wschodowi, prowadząc wzdłuż brzegu rzeki Es. Nolar musiała
zsiąść z konia i prowadzić oba wierzchowce. Było widoczne, że rzeka wylała w czasie
niedawnej katastrofy ogromne zwały ziemi, zgarnięte przez wodę z obu brzegów,
wypełniły koryto żwirem, dziesiątkami wyrwanych wraz z korzeniami drzew i mnóstwem
innych, pozostałych po burzy, szczątków. Wszystko to, osiadając na dnie tworzyło tamy,
przy których wirowała wezbrana woda.
O zachodzie słońca, które było tego dnia czerwone i zamglone., gdyż w powietrzu
unosił się kurz, a na niebie wisiały ciężkie chmury Nolan usłyszała konnych jadących
w stronę Es. Spętawszy na noc wierzchowce, rozkładała właśnie na ziemi płaszcz,
mający służyć za posłanie Czarownicy, gdy na pobliskim wyboistym gościńcu stanęło
trzech mężczyzn. Dwóch trzymało się prosto w siodłach, trzeci zwisał z kulbaki, robiąc
wrażenie rannego lub wyczerpanego. Dowódca uniósł rękę w powitalnym geście, wołając:
Wszystko w porządku u ciebie, pani? Potrzebujesz może pomocy?
Czy jesteście Pogranicznikami?! odkrzyknęła. Dowódca kiwnął głową.
Tak, pani. Przetrząsaliśmy okolicę w poszukiwaniu maruderów z armii Pagara,
banitów i innych, którzy niepokoją uczciwych ludzi. Czy pozwolisz, że odprowadzimy cię
do Es?
Nolar zbliżyła się do jezdzców, żeby nie musieli porozumiewać się krzykiem.
Dzięki ci, panie, ale moja droga wiedzie do Lormt. Szukam skutecznego leku dla
ciotki, która doznała poważnych obrażeń w czasie Wielkiego Poruszenia.
Zaniepokojony Pogranicznik spojrzał na nią z wysokości kulbaki.
Nie powinnaś podróżować samotnie. Nie mogę się teraz pozbyć żadnego z moich
ludzi, gdyż dziś przed świtem strzała ugodziła Goswika w ramię i spieszymy, aby oddać go
w opiekę uzdrowicielowi z Es. Aotrzyk, który go zranił, nikomu już nie będzie sprawiał
kłopotów. Doprawdy, pani, ten rozległy kraj nie jest bezpieczny, o nie! Czy mimo to
odmawiasz udania siÄ™ z nami do miasta?
Nolar potrząsnęła głową.
Dzięki, ale muszę szukać uzdrowicieli w Lormt, skoro Wiedzmy z Es nie
potrafiły nam jej udzielić. Drugi jezdziec badał tymczasem rannego towarzysza.
Znów krwawi powiedział ochryple. Dowódca szarpnął cugle.
Musimy jechać dalej. Miejcie się na baczności, pani, ty i twoja ciotka.
Nolar postanowiła przenieść obóz w miejsce nieco mniej rzucające się w oczy, za
krzaki, które zasłaniały widok z gościńca. Noc minęła spokojnie, a kiedy zrobiło się na tyle
jasno, że można było dojrzeć szlak, dziewczyna zaprowadziła konie nad rzekę, aby je tam
napoić. Czuła jakiś niepokój, ciarki chodziły jej po grzbiecie, jak gdyby ktoś obserwował ją
z ukrycia. Nie usłyszała stukotu kopyt ani zdradzieckiego brzęku uprzęży, ale wciąż miała
wrażenie, że jest podpatrywana. Parząc poranną herbatę dla Wiedzmy, nasłuchiwała
wyczulona na wszelkie nienaturalne dzwięki. Tam! grzechot potrąconego kamyka. Nie
odwracając się, powiedziała swobodnym tonem:
Nie musisz czaić się za krzakiem. Znacznie wygodniej byłoby usiąść na jednym z
tych dużych kamieni. Jeśli zechcesz się do nas przyłączyć, mam tu dodatkową filiżankę.
Po krótkiej chwili ciszy usłyszała, że ktoś idzie wprost ku niej po sypkim piasku,
wcale się przy tym nie kryjąc. Spojrzała w górę. Stał przed nią wysoki młodzieniec w stroju
do jazdy konnej, jaki zwykli nosić Pogranicznicy.
Masz bardzo dobry wzrok, pani powiedział, zajmując miejsce na jednym z
przysadzistych otoczaków, przy jej małym ognisku.
Słuch również, mości Pograniczniku. Trudno jest poruszać się bezszelestnie po
tego rodzaju skałach. Muszę zanieść filiżankę ciotce, póki napój jest jeszcze ciepły.
Wróciła do ogniska i wyjęła z torby przy siodle dodatkowe naczynie. Nalewając
herbatę patrzyła na nieznajomego.
Miał czarne włosy i szare oczy ludzi ze Starej Rasy, a jego ubranie i rynsztunek,
choć robiły wrażenie nieco zniszczonych wskutek długiego używania, były czyste i dobrze
utrzymane. Obcy przyglądał jej się równie otwarcie.
Dzięki za napitek, pani powiedział, przejmując filiżankę oddaliłaś się spory
kawał drogi od Es.
Ty również. Nie wątpię, że miałeś po temu równie ważne jak ja powody. Czy
mogę je poznać? W zamian wyjawię ci moje. Jestem Nolar z rodu Meroney, a to moja
nieszczęśliwa ciotka... Elgaret.
To miano po prostu wpadło jej do głowy. Musiała jakoś nazywać Czarownicę, a
imię Elgaret" wydało się odpowiednie.
Mieszkam w pomocnych górach z ostrożności nie powiedziała, jak daleko na
północ leżą te góry. W czasie ostatnich wstrząsów, które lud nazywa Wielkim
[ Pobierz całość w formacie PDF ]