[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w dwóch miejscach. Za wodą jest to, czego szukał kamień!
Sprawnie wspiął się na szczyt statku. Czy i ja dałbym radę? Dotknąłem zranionej nogi
i szybko cofnąłem rękę. Ból był nie do wytrzymania. Próbowałem zgiąć nogę, jednak
wciąż była zbyt sztywna. Eet mógł poruszać się szybko i zwinnie, ja piąłbym się długo.
Z pewnością tubylcy od razu by mnie zauważyli. Nie miałem szans we wspinaczce po
pochyłej i śliskiej powierzchni statku.
Co jest za rzekÄ…?
Urwiska z pieczarami i inne zrujnowane mury. Ale co... Nagle kontakt się urwał.
Poczułem za to w głowie intensywny napór przemocy.
Eet! spróbowałem wstać. Z kwiatów znów wzbił się tuman pyłu. Dławiłem się
i kasłałem. Wymachiwałem w powietrzu ręką żeby odegnać chmurę duszącego pyłu
i złapać trochę świeżego powietrza.
Eet! krzyknąłem ponownie. Nie odpowiadał.
Podszedłem do wyjścia. Zastanawiałem się, czy może oberwał maczugą.
Eet!
Ta cisza była nie do zniesienia. Na zewnątrz słyszałem jedynie szum wiatru i plusk
wody.
I... coÅ› jeszcze!
Jeśli chociaż raz w życiu słyszało się dzwięk wchodzącego w atmosferę statku
kosmicznego, nie można już pomylić tego odgłosu z żadnym innym. Ten huk... ten
ryk hamujących silników. Wrak, w którym się znajdowałem, zatrząsł się cały jakby
w odpowiedzi. Gdzieś w pobliżu lądował statek, z pewnością kierowany przez coś lub
kogoś. Odskoczyłem od szczeliny. Huk był tak donośny, że skuliłem się na posadzce
korytarza i zakryłem głowę rękami. Ze wszystkich stron sypały się na mnie kwiaty
i pnącza. Dławiąc się ich zapachem i pyłem, spojrzałem na wejście. Na zewnątrz coś
błysnęło i nawet przez ściany wraku czułem falę gorąca, która się po nim przetoczyła.
Wszystko, co znajdowało się na zewnątrz, musiało spłonąć w jednej chwili. Pomyślałem
o tubylcach. Może teraz miałbym szansę im uciec.
Kto mógł tu wylądować? Jakiś pionier, badający nowo odkryty świat? Czy lądowano
tu już wcześniej z jakichś nieznanych nikomu powodów? Tak czy owak, gdzieś niedaleko
wylądował statek. Sądząc po odgłosie silnika, nie był zbyt duży, na pewno nie większy
od statków Wolnych Kupców.
87
Wygrzebałem się z pnączy i podpełzłem do wyjścia. Wszędzie pachniało spalenizną.
Eet, nawet jeśli żył jeszcze przed lądowaniem...
Eet!
Włożyłem w ten myślowy krzyk wszystkie siły. Wciąż jednak nikt nie odpowiadał.
Całą okolicę spowijał gęsty dym. Powietrze było tak nagrzane, że cofnąłem się
z powrotem do środka. Należało zaczekać, aż trochę się ochłodzi. Może płomień
silników tak podgrzał wodę w rzece, że aż zawrzała? Wierciłem się niecierpliwie.
Chciałem jak najszybciej wyjść i obejrzeć statek. Znów pojawiła się szansa, o której
dawno już przestałem nawet marzyć. Mogliśmy przecież spędzić tu resztę życia... My?
Wszystko wskazywało na to, że zostałem teraz sam. Nawet jeśli Eet nie zginął zaraz po
wyjściu, musiał spłonąć w ogniu silników lądującego statku.
Oczekiwanie, aby powietrze ostygło nieco, a mgła i dym rozwiały się, dłużyło mi się
jak godziny spędzone w sanktuarium na Tanth. Wszystko aż pchało mnie do wyjścia,
gdzie być może czekało wybawienie. Jedno z najstarszych międzygalaktycznych
praw mówiło bowiem, że rozbitek mógł zażądać transportu od załogi pierwszego
napotkanego statku. Nie wolno mu było odmówić.
Wreszcie, choć na zewnątrz nadal było gorąco jak na stepach Arzorii, podczołgałem
się do wyjścia i przecisnąłem przez szczelinę, osłaniając przy tym zranioną nogę
najlepiej jak umiałem. Obok wejścia kulił się jakiś zwęglony kształt jeden z tubylców,
który nie zdążył uciec. Pokuśtykałem w przeciwną stronę.
Huk i żar zmyliły mnie. Statek nie wylądował wcale tak blisko. Płomień z jego
silników oczyścił jednak powierzchnię wraku, w którym się skryłem. Dopiero teraz
mogłem dokładnie ocenić jego rozmiary. Zauważyłem, że swą wielkością zaledwie
dorównywał Vestris i z całą pewnością nie był potężniejszy od tego, na który
natknąłem się w kosmosie. Być może na początku stał równie prosto jak nowo przybyły
prom, jednak pózniej jakiś kataklizm mógł przewrócić go na bok.
Skryty za przerdzewiałą konstrukcją wraku przyglądałem się teraz z daleka tamtemu
statkowi. Był mniej więcej rozmiarów Vestris . Jednak nie widziałem na nim oznaczeń
Wolnych Kupców. Nie był to też statek badawczy ani patrolowy. Po co więc miałaby tu
lądować prywatna jednostka? Słyszałem wprawdzie o bogatych namiestnikach, którzy
urzÄ…dzali sobie okrutne Å‚owy na nieznanych planetach, z dala od tras odwiedzanych
przez patrole. Jeśli już wcześniej wylądował tu taki łowca, to nic dziwnego, że tubylcy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]