[ Pobierz całość w formacie PDF ]
najmniej cztery metry od niego, marszczy nos kaszląc. Tuż obok Polly
Makepeace maglowała biednego Bernarda na temat jego życia w szkol
nej instytucji". Hob zdołał dopchać tu jej wózek.
Nigdy dotąd nie miał okazji cieszyć się towarzystwem kobiet, kiedy
są rozluznione i beztroskie, i był zdziwiony, gdy odkrył, że właściwie
lubi je słuchać. Zauważył, że mają o wiele bardziej złożoną psychikę,
niż przypuszczał. Tylko Lily Bede zawsze umiał właściwie ocenić. Ale
ona była wyjątkiem
Odwrócił głowę, by lepiej ją widzieć. Z profilu miała wręcz nie
przyzwoicie długie rzęsy, zgrabny nos, piękne, powabne usta...
Niesamowita istota. Skora do kłótni. Cięta. Drażliwa. Wyobrażał sobie,
że leżąc nocą w łóżku snuje intrygi, jak by go tu sprowokować... Jej deter
minacja, żeby zdobyć Mili House, była niemal tak wielka jak jego własna.
Odkrycie podobnej stanowczości u istoty, która powinna być uległa i po
słuszna, zburzyło jego spokój. Pewnie stąd ta wielka fascynacja jej osobą.
- Co planujesz na jutro, Lily? - spytała Evelyn.
- Nic szczególnego - odparła Lily. - Mam się spotkać z Drummon-
dem, jak w każdy trzeci poniedziałek miesiąca.
- Powinna pani powiedzieć swojemu rządcy, żeby jak najszybciej
wykąpał owce - odezwała się Polly, przyciągając ku sobie zdumione
spojrzenia całego towarzystwa. - Widziałam je ostatnio całe oblepione
gliną. Zanosi się, że lato będzie okropnie gorące. Chyba nie chce pani,
żeby chorowały z przegrzania?
76
- Dobrze, wspomnę mu o tym - odparła Lily.
- Ojciec panny Makepeace był rządcą w jednym z majątków księcia
Hintona - wyjaśniła Evelyn.
- Jakież to okropne - zauważyła Francesca, a usłyszawszy, że Eve-
lyn z przerażeniem chwyta powietrze, dodała szybko: - Och, nie, nie
mam na myśli zajęcia pani ojca, panno Makepeace, tylko jutrzejsze pla
ny Lily. Nigdy nie mogła się dogadać z Drummondem.
Lily wolałaby, żeby Francesca nie wspominała teraz o jej proble
mach z rządcą. Avery mógł uznać kłopoty z Drummondem za dowód jej
bezradności. Dlaczego jednak tak bardzo liczyła się ze zdaniem Ave-
ry'ego, nie mogła pojąć.
- Nasze kontakty są w miarę poprawne - powiedziała.
- Ależ, Lily! - wykrzyknęła Evelyn. - Zawsze mówiłaś, że ten czło
wiek nie ma dla ciebie szacunku. Kiedy ostatnio byłaś z nim umówiona,
nie wpuścił cię do kancelarii.
Lily zaśmiała się nerwowo.
- Och, to był po prostu taki drobny żart z jego strony.
- Podejrzewam, że nie pozwalałby sobie na podobne żarty, gdyby
u twego boku stał Avery - powiedziała niewinnie Evelyn. Lily rzuciła
jej wściekłe spojrzenie.
- Nie będzie takiej konieczności - zerknęła na Avery'ego, który le
żał beztrosko niczym basza pośród swoich konkubin.
- Pamiętam starego Drummonda - rzekł leniwie. A więc to tak...
Avery chciał odkryć, jak Lily rządziła gospodarstwem. Księgi rachunko
we zawierały jedynie wydatki na mydło, zboże, odzież i żywność. Urzęd
nicy bankowi nie wiedzieli, w jaki sposób zdołała uzyskać dodatni bi
lans, wiedzieli tylko, że go uzyskała. Może zysk pochodzi z wyprzedaży
sprzętu albo nadmiernego wypasu? Drummond mógł mu o wszystkim
powiedzieć. - Uczył mnie polować na króliki.
- Cóż to za skarbnica wiedzy ten Drummond zauważyła Lily
z przekÄ…sem.
- Och, zdziwiłaby się pani - powiedział Avery. - W gruncie rzeczy
jest dosyć miły.
Lily otworzyła usta.
- Drummond? Miły?
- No cóż, być może miły" to nieco przesadne określenie dla jego
powabu. - Avery nie mógł powstrzymać uśmiechu.
Ciemne oczy Lily rozszerzyły się, brwi uniosły, kąciki ust wygięły
leciutko - i dziewczyna roześmiała się. Gardłowy, głęboki, ujmujący
śmiech zawładnął jego sercem.
77
- Powab Drummonda jest raczej nieuchwytny - powiedziała, chi
choczÄ…c.
Uśmiechnął się jeszcze szerzej. Lily pochyliła się ku niemu, tak jak
by chciała coś dodać, szepnąć. Odrzucił cygaro i usiadł, żeby lepiej sły
szeć. Wciąż się uśmiechała, twarz miała łagodną i bezbronną. Kruczo
czarny kędziorek, który uwolnił się z upiętych włosów, tańczył beztrosko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]