[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przez barierkę, udając, że sprawdza, czy wszystko w porządku z %7łółtą
KurtkÄ….
- Z bramki wyskoczy w lewo - powiedziała, kiedy Jesse zaciskał sznur.
- Zrobi korkociąg i spróbuje wyrzucić cię na prawą stronę.
Jeszcze mocniej zacisnął sznur, a potem zaczął go owijać.
- PoradzÄ™ sobie.
- Jeżeli poradzisz sobie lepiej niż ze wszystkimi bykami od czasu
Rapids City, to będzie to bardzo pożądana zmiana.
Jesse uśmiechnął się tylko i poprawił dosiad.
Sloan spochmurniała, widząc, że zacisnął sznur trochę za mocno, co
zwiększało ryzyko wypadku. Jeżeli bykowi uda się zrzucić jezdzca, ten
nadal będzie trzymał sznur i zawiśnie u boku rozjuszonego zwierzęcia.
Zauważyła też zupełnie inne szczegóły - siłę jego muskularnego
przedramienia, które zniknęło w jezdzieckiej rękawicy, nie osłoniony
ochraniaczami przód dżinsów, tworzący kształt odwróconej litery U i
całkiem niezamierzenie podkreślający jego męskie walory. I błysk w
oczach, uważnych, skupionych na grzbiecie byka.
Wreszcie był gotów. Podpowiedziało jej to przyspieszone bicie serca,
zanim jeszcze Jesse skinął głową.
Bramka otworzyła się z hukiem, tłum zaryczał... i po siedmiu
sekundach było po wszystkim. Jesse wylądował na ziemi sekundę przed
dzwonkiem. Jeden z najlepszych byków Sloan zrzucił jezdzca z pierwszej
dziesiątki faworytów mistrzostw z taką łatwością, jakby uwalniał się od
muchy na grzbiecie.
38
RS
Dopiero kiedy Sloan zobaczyła, że Jesse podniósł się z areny o
własnych siłach, odetchnęła z ulgą, potrząsnęła głową i poszła do
następnego w kolejce byka. Nie miała czasu i ochoty martwić się o kowboja
i o to, co napisze o nim prasa. Musiała zająć się pracą.
Ujeżdżanie byków tradycyjnie było ostatnią konkurencją wieczoru.
Mimo że Sloan miała dwóch pomocników, zawsze sama doglądała każdego
zwierzęcia przed występem i śledziła każdą jazdę, żeby upewnić się, że
zarówno byk, jak i kowboj wyszli z niej bez szwanku.
Dzisiejsze zawody dobiegały już końca, ale Sloan musiała jeszcze
dopilnować, żeby %7łółta Kurtka i pozostałe zwierzęta zostały należycie
oporzÄ…dzone.
Jesse James poradzi sobie sam, pomyślała. I chociaż wiedziała, że
kowboj łatwo może znalezć ukojenie w innych ramionach, i mimo że ta
myśl była dla niej bolesna, postanowiła, że na pewno nie będą to jej
ramiona.
Dotarła do motelu za piętnaście jedenasta. Wyczerpana, wzięła szybki
prysznic i od razu poszła do łóżka. Prawie zasypiała, kiedy zadzwonił
telefon.
Natychmiast pomyślała o Noahu. Goś się musiało stać... Zapaliła
lampkę i mrużąc oczy, poszukała ręką słuchawki.
- Halo? - wymamrotała, odgarniając z policzków włosy.
- Mam twojÄ… kozÄ™.
Zmarszczyła czoło, próbując wyłowić z tego oświadczenia jakiś sens.
- Co?
39
RS
- Twoją kozę. Mam twoją kozę. Spotkaj się ze mną za piętnaście minut
na starym moście przy południowych rogatkach. Będziemy negocjować
warunki jej uwolnienia.
-Negocjować? Co... Kto mówi?
- Jeżeli jesteś mądra, nie będziesz do nikogo dzwonić. I przyjedziesz
sama.
W końcu rozjaśniło jej się w głowie i zaklęła pod nosem.
- Do jasnej cholery, Randy, czy to ty? Nikt się nie odezwał.
- Odczep się, słyszysz? Jestem za bardzo zmęczona, żeby zajmować
się głupstwami.
Bo to był bardzo głupi dowcip. Wszyscy ludzie związani z rodeo
wiedzieli, że bez swojej kozy Baby nie da się załadować na ciężarówkę, a
nawet wyprowadzić z zagrody. %7łartowano czasem, że każdy kowboj z
odrobiną pomyślunku mógłby wyeliminować najtrudniejszego byka z
zawodów, porywając kozę. Powszechnie jednak wiadomo, że ujeżdżacze
byków nie grzeszą rozumem, dlatego natychmiast przyszedł Sloan do głowy
Randy Johnson, ten zawsze uśmiechnięty jezdziec konny, ó niezbyt
błyskotliwym i nieco dziwacznym poczuciu humoru.
- Piętnaście minut - powtórzył porywacz głębokim, przytłumionym
głosem, a potem odłożył słuchawkę.
Sloan popatrzyła na telefon. Co za głupek robi mi dowcipy, pomyślała,
zastanawiając się jednocześnie, czy nie naciągnąć kołdry na głowę i
przetrwać w ten sposób do rana. Ale znała Randy'ego i ludzi jego pokroju.
Robienie kawałów było ich ulubionym zajęciem i gotowi byli stanąć na
głowie, żeby doprowadzić całą rzecz do końca.
40
RS
Chcąc, nie chcąc, włożyła dżinsy, skarpetki i kowbojskie buty. Na
podkoszulek, w którym spała, narzuciła dżinsową koszulę, przeczesała
palcami włosy i związała je rzemykiem. Wyjęła z komódki kluczyki od
samochodu i zatrzasnęła za sobą drzwi.
Pięć minut zajęło jej dojechanie z jedynego w miasteczku motelu do
stajni dla bydła, gdzie dowiedziała się, że istotnie koza zniknęła. Następne
dziesięć minut trwało znalezienie ulicy Old Mill i dojechanie nią do ślepego
zaułka nad rzeką.
Księżyc był przysłonięty chmurami, dlatego, wysiadając z samochodu,
zostawiła włączone długie światła.
- No dobrze - powiedziała, starając się, żeby jej głos brzmiał jak
najspokojniej. - Zrobiłam, co chciałeś. A teraz oddaj mi moją kozę, a ja
wrócę do motelu i wreszcie porządnie się wyśpię.
Nie poruszył się żaden cień. %7ładen głos nie przerwał ciszy.
- Randy, jeżeli to ty, postaram się, żebyś już nigdy nie miał spokojnej
nocy.
Ciszę zakłócał jedynie szum silnika samochodu. Kręcąc ze złości
głową, wyłączyła stacyjkę, ale zostawiła włączone światła.
-Nianiu!
Delikatny powiew letniego wiatru zmarszczył powierzchnię płytkiej,
wolno płynącej rzeki. Oddech Sloan uspokoił się, zestroił z rytmicznym
pluskiem wody.
- Nianiu, jesteÅ› tam?
Powitało ją ciche, dochodzące z niezbyt daleka meczenie.
Nie zastanawiając się ani chwili, Sloan ruszyła przed siebie. Grunt był
[ Pobierz całość w formacie PDF ]