[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zalała ci oczy, a ty ciągle potrząsałeś głową. Miałem wtedy piętnaście lat i zaledwie
trzech zabitych na swoim koncie, i pomyślałem, że umrzesz, bo nawet nie drasnąłeś
Yeganina. A potem twoja prawa ręka poleciała w jego kierunku jak rzucony młotek, tak
szybko! Trafiłeś go w sam środek podwójnej kości, którą niebiescy mają w klatce
piersiowej - a jest ona twardsza od naszego splotu słonecznego - i zmiażdżyłeś go jak
jajko. Jestem pewien, że mnie nigdy by się to nie udało, i dlatego boję się twoich rąk i
ramion. Pózniej dowiedziałem się, że przetrąciłeś również nietoperza pająkowatego. Nie,
Karagee, zabiłbym cię z dystansu.
- To było tak dawno temu... Nie myślałem, że jeszcze ktoś to pamięta.
- Wygrałeś dziewczynę.
- Tak. Nie pamiętam jej imienia.
- Ale nie zwróciłeś jej poecie. Zatrzymałeś ją dla siebie. Dlatego prawdopodobnie
nienawidzi ciÄ™.
- Phil? Z powodu tamtej dziewczyny? Nawet nie pamiętam, jak wyglądała.
30
- Ale on nigdy nie zapomniał. Dlatego uważam, że cię nienawidzi. Potrafię wyczuć
nienawiść, wyniuchać jej zródła. Zabrałeś mu jego pierwszą kobietę. Byłem tam.
- To był jej pomysł.
- I on się starzeje, a ty pozostajesz młody. To smutne, Karagee, kiedy przyjaciel ma
powód, żeby nienawidzieć przyjaciela.
- Tak.
- F wcale nie odpowiadam na twoje pytania.
- To możliwe, że zlecono ci zamordowanie Yeganina.
- Możliwe.
- Dlaczego?
- Powiedziałem jedynie, że to możliwe, a nie, że tak rzeczywiście jest.
- A więc zadam ci jeszcze tylko jedno pytanie i dam spokój. Co dobrego by przyszło ze
śmierci Yeganina? Jego książka mogłaby bardzo przyczynić się do poprawy stosunków
miedzy ludzmi i Yeganami.
- Nie wiem, co dobrego lub złego by przyszło z jego śmierci, Karagee. Porzucajmy
jeszcze nożami.
Przystałem na propozycję. Dobrze oceniłem odległość oraz ciężar noży i umieściłem oba
w samym środku tarczy. Hasan wcisnął obok nich swoje dwa ostrza, przy czym drugie
zazgrzytało z ostrym metalicznym dzwiękiem, ocierając się o jedno z moich.
- Coś ci powiem - odezwałem się, kiedy znów je wyciągnęliśmy z tarczy. - Jestem
kierownikiem tej wycieczki i odpowiadam za bezpieczeństwo jej uczestników. Ja też będę
ochraniał Yeganina.
- To bardzo dobrze, Karagee. On potrzebuje ochrony. Odłożyłem noże na tacę i ruszyłem
do drzwi.
- Wyjeżdżamy jutro rano o dziewiątej. Na pierwszym polu na terenie Biura będzie czekał
konwój ślizgowców.
- Tak. Dobranoc, Karagee.
- I mów do mnie Conrad.
Trzymał nóż przygotowany do rzutu do tarczy. Zamknąłem drzwi i ruszyłem korytarzem.
Kiedy szedłem, usłyszałem kolejny brzdęk, który zabrzmiał znacznie bliżej niż za
pierwszym razem. Odbił się wokół mnie echem, wypełniając cały korytarz.
***
Kiedy sześć wielkich ślizgowców przemykało nad wielką wodą w kierunku Egiptu,
przeniosłem się myślą najpierw na wyspę Kos i do Cassandry, po czym z pewnym
trudem wróciłem do rzeczywistości i pomyślałem o przyszłości: o krainie piasku, o Nilu, o
zmutowanych krokodylach i o paru martwych faraonach, których spokój był wtedy
zakłócony przez jedno z moich bieżących przedsięwzięć. ("Zmierć szybkim lotem
przybywa do tych, którzy bezczeszczą..." itd.) Potem pomyślałem o ludzkości:
wegetującej w ciężkich warunkach na przystanku tytań-skim, pracującej w Biurze Ziemi,
upokarzanej na Talerze i Bekabie, borykajÄ…cej siÄ™ z trudnymi warunkami na Marsie i
31
wiodącej taki sobie tryb życia na Rylpahu, Divbahu i kilkudziesięciu innych światach w
Konglomeracie Yegańskim. I wtedy pomyślałem o Yeganach.
Niebieskoskórzy osobnicy z zabawnymi nazwiskami i dołkami na twarzy,
przypominającymi ślady po ospie, przyjęli nas, kiedy byliśmy zziębnięci, nakarmili nas,
kiedy byliśmy głodni. Tak. Zrozumieli to, że nasze marsjańskie i tytańskie kolonie
cierpiały zmuszone do niemal stuletniej nagłej samowystarczalności - po wypadkach
zwanych Trzema Dniami - nim wynaleziono nadajÄ…cy siÄ™ do zastosowania statek
międzygwiezdny. Niczym kwiaciaki bawełniane (określenie Emmeta) po prostu
szukaliśmy domu, ponieważ wyeksploatowaliśmy ten, który posiadaliśmy. Czy Yeganie
sięgnęli po środek owadobójczy? Nie. Będąc mądrą, starszą rasą, pozwolili nam osiedlić
się na ich światach, żyć i pracować w ich miastach lądowych i morskich. Bo nawet
kultura tak rozwinięta jak vegańska potrzebuje siły roboczej od gatunku istot
przystosowanych do pracy fizycznej. Dobrych służących domowych nie można zastąpić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]