[ Pobierz całość w formacie PDF ]

łona Kościoła, korzystali mimo to z jego do-
brodziejstw, brali udział w nabożeństwach i przys-
tępowali do stołu Pańskiego. Wyklęci biskupi i
kanonicy spełniali służbą ołtarza, drwiąc z  pi-
orunów św. Piotra".
Najmożniejsi świeccy i duchowni ubiegali się
na dworze królewskim o względy Bertolda, a tu,
w zapadłym kącie, odciętym Alpami od świata,
lękała się własna narzeczona dotknięcia jego ręki.
Byłażby potęga starego Rzymu jeszcze tak
wszechwładna w pobliżu Italii? Ale dlaczego rządz-
ił w takim razie w Konstancji biskup Otton bez żad-
nej przeszkody, aczkolwiek Hildebrand zawiesił i
jego w urzędzie?
Więc nie sama tylko klątwa rzuciła na niego
ów cień, co wznosił się pomiędzy nim a Judytą.
Jakieś inne wpływy działają na trwożliwe serce
dziewczyny. Ktoś straszy rozmyślnie jej duszę
pobożną, aby ją oderwać od narzeczonego.
67/170
 Burgrabio!  zawołał Bertold.
A kiedy stary sługa nadbiegł, zapytał:
 Czy nie możecie mi powiedzieć, kto naw-
iedza najczęściej zamek Hohenau?
 Wolna pani z Hohenau wróciła dopiero
niedawno z klasztoru szafuskiego, gdzie uczyła
się przez cztery lata różnych mądrych rzeczy 
odpowiedział burgrabia.  Na zamku jej dotąd
pusto i cicho. Oprócz naszej pani i przydanego jej
przez hrabiego okręgu opiekuna nie widzieli ludzie
w Hohenau nikogo.
 A kogoż mianował hrabia okręgu
opiekunem?
 Hrabia przydał do boku pani z Hohenau
starego pana z Grimmingen, który powiada się jej
krewniakiem.
Bertold roześmiał się wesoło.
 Grimmingen krewniakiem wolnej pani z Ho-
henau?  mówił.  Czy ludzie już zapomnieli, że
ojciec Wernera z Grimmingen był poddanym dzia-
da pani Judyty?
 Starzy ludzie pamiętają o tym na całym po-
brzeżu jeziora, ale któż ośmieliłby się przypom-
inać bogaczowi prawdę nieprzyjemną? Nie-
boszczyk pan z Hohenau był prawdziwym panem.
68/170
Swoich wyzwolonych poddanych obdarowywał ho-
jnie, a gdy mu wiernie służyli, przepasywał ich
mieczem rycerskim. Staremu wilkowi z Grimmin-
gen dał od razu zamek. Resztę dorobił sobie ten
zbój najazdami i łupem kupieckim. Dziś należą
Grimmingenowie do możniejszego rycerstwa
naszych stron i nie każdy ma ochotę zasłużyć na
ich gniew.
 I pani z Hohenau poddała się bez oporu
samowoli hrabiego okręgu?  pytał Bertold. 
Jej, sierocie, służy prawo odwołania się do wyroku
samego króla.
 Cóż miała robić?  odpowiedział burgrabia.
 Nasz pan, Henryk IV, daleko, a zamek Grimmin-
gen wisi ciągle dzień i noc nad siedzibą pani z Ho-
henau, grożąc jej setką ostrych włóczni. Z takimi
sąsiadami lepiej żyć w zgodzie.
 Albo ich zdeptać jak szkodliwą gadzinę 
rzek? Bertold.  Nasz pan, Henryk, nie jest tak
daleko, jak się wam zdaje. Mój goniec znajdzie
go wszędzie. Powiedzcie mi jeszcze, czy Werner z
Grimmingen nie nadużywa opieki.
 Nic o tym dotąd nie słychać. Jego pod-
czaszy, stary Hubald, opowiadał mi kiedyś, gdy
siedzieliśmy w Konstancji przy lampce wina, że
pan Werner strzeże mienia pani z Hohenau tak
69/170
troskliwie jak własnego dobra. I kto wie, czy
ziemie hohenauskie nie złączą się wkrótce z
zamkiem Grimmingen. Od czasu kiedy wolna pani
wróciła z Szafuzy, uczy się podobno pan Rudolf
ubierać i mówić po dworsku...
Nagle zamilkł burgrabia i spojrzał uważnie w
stronÄ™ zamku Grimmingen.
 Cofnijmy się, panie  rzekł.  Zdaje się, że
zbóje pana Rudolfa zstępują w dolinę.
Wśród zarośli, z których wychylał się zamek
Grimmingen, migotały iskry, to gasnąc, to ukazu-
jąc się na innym miejscu. Promienie słoneczne
łamały się widocznie na jakichś przedmiotach
polerowanych.
Po jakimÅ› czasie wysunÄ…Å‚ siÄ™ spoza zielonego
płotu jezdziec jeden, potem drugi, trzeci, dziesią-
ty, dwudziesty. Równocześnie nadleciał z pola
krzyk przerażonych robotników. Gromadnie, w
popłochu uciekali poddani Bertolda do lasu.
 Sam pan Rudolf prowadzi swoich junaków
 odezwał się burgrabia.
 Który to?  spytał Bertold.
 Ten z czarnÄ… kitÄ… na szyszaku.
 Dobrze. Panu Rudolfowi obrzydzÄ™ ja sam
niebezpiecznÄ… zabawkÄ™, wy zaÅ› podzielicie hufiec
70/170
na dwie części i wpadniecie dwoma klinami na
jego drużynę. Czekać na mój znak!
Mimo wyraznego rozkazu, nie opuszczał bur-
grabia boku pana.
 Spieszcie się!  zawołał Bertold.  Ludzie
pana Rudolfa rozwijają się już w półkole. Chcą
otoczyć naszych chłopców. Bić tęgo! Nie szczędzić
pięści i miecza.
Burgrabia chrzÄ…knÄ…Å‚, nie ruszajÄ…c siÄ™ z miejs-
ca.
 Nie podobajÄ… siÄ™ wam moje rozkazy? 
rzekł Bertold niecierpliwie.
 Gdyby Wasza Szlachetność raczyła... 
odezwał się burgrabia nieśmiało.
 Mówcie prędko, już idą...
 Pan Rudolf wysadza z siodła najlepszych
rycerzy... Miałbym wielką ochotę zmierzyć się z
tym zuchem. Gdyby mi go Wasza Szlachetność
zechciała odstąpić...
Bertold spojrzał bystro na zafrasowaną twarz
starego wojaka. Odgadł, że się burgrabia lęka o
niego.
 O to wam idzie?  odparł z uśmiechem. 
Nie obawiajcie
71/170
się o moją skórę. Jako doświadczony rycerz
powinniście wiedzieć, że rozumna zręczność bije
zawsze głupią sitę.
Z dala, z pola zbliżał się tuman kurzu, lecący
prosto na pachołków, którzy cofali się wolno, w
porzÄ…dku.
Na kilka kroków przed długą, błyszczącą, za-
krzywioną linią pędził olbrzym żelazny. Czarny
ogon koński powiewał na jego szyszaku.
Ruchy tego olbrzyma śledził Bertold uważnie
spod zmrużonych powiek, zacisnąwszy zęby. Na
jego twarzy nie było w tej chwili ani śladu mięk-
kich tonów. Rysy zaostrzyły się, nozdrza wydęły
jak u drapieżnego zwierzęcia, gdy idzie śladem
upatrzonego łupu. Pochylony na koniu wpatrywał
się w rycerza wzrokiem pożądliwym.
Błyszcząca krzywa linia zaczęła już pachołków
okalać. Wtem odezwał się róg Bertolda pa-
chołkowie rozbiegli się na dwie strony i z lasu
wypadł hufiec meersburski.
Rudolf z Grimmingen ściągnął tak mocno
wodze, że jego koń stanął dęba. Zdziwił się...
rozglądał się dokoła bezradny.
Ale już zbliżył się do niego Bertold na
odległość głosu.
 Z siodła, chłopie!  krzyknął.
72/170
Z przeciwnej strony odpowiedział mu ryk po-
drażnionego niedzwiedzia.
 Bij, zabij!  huczał rycerz.
Zgrzytnęły kopie, trzaskając o tarcze, zadz-
woniło żelazo. Mąż zwarł się z mężem.
Rudolf z Grimmingen zarył ostrogę w boku
swojego ogiera i szedł jak strzała na Bertolda.
Ten stał spokojnie na miejscu przyciskając
kopię prawym ramieniem. Już widział tuż przed
sobÄ… ogniami gniewu oblanÄ… twarz przeciwnika,
już dotykało prawie lśniące ostrze jego puklerza
 jeszcze sekunda, a żelazny olbrzym zgniecie
go swoim ciężarem. Wtem, w chwili stanowczej,
rzucił się nagle W bok jego koń, trącony lekko
wodzami i kopia Rudolfa z Grimmingen uderzyła w
próżnię.
Ruchem błyskawicznym odwrócił się Bertold i
zanim zdumiony rycerz zdążył pojąć, co się stało, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl