[ Pobierz całość w formacie PDF ]

innego mógł zrobić rycerz, jak tylko okazać współczucie,
zwłaszcza że dzięki temu miał okazję dowiedzieć się czegoś
o swoim wrogu. Ta kobieta dosiadała konia MacBaina, wiec
Ranald liczył na to, że dobrze zna jego właściciela.
Okazała się też wyjątkowo rozmowna, kiedy wyznał, że
MacBain ukradł mu narzeczoną. Opowieść o jej własnym
nieszczęściu wróżyła coś nad wyraz, fortunnego. MacBain
kochał ją, nie Mairi. tak mu powiedziała. Tyle że jej dziadek
oszukaÅ‚ oboje. A teraz mężczyzna, który byÅ‚ jej przeznaczo­
ny, znalazł sobie inną, tylko po to, by zrobić jej na złość.
zarówno jej, jak i Ranaldowi wyrządzono wielką krzywdę,
oÅ›wiadczyÅ‚a. Ranald naturalnie siÄ™ z tym zgodziÅ‚. W tym mo­
mencie najlepszym rozwiÄ…zaniem wydawaÅ‚a siÄ™ zwykÅ‚a wy­
miana. Jehan za Mairi.
OpowiedziaÅ‚a mu też o gÅ‚uchocie MacBaina. Rob jej po­
trzebował, by uczyniła jego życie łatwiejszym, tak mówiła,
a tego żadna inna kobieta nie potrafiłaby robić, bo ona była
przygotowywana do tej roli przez caÅ‚e życie. PomysÅ‚ z wy­
mianą bardzo jej się spodobał.
Tyle że pózniej, kiedy rozÅ‚ożyli siÄ™ obozem na noc, pod­
słuchała jego rozmowę z Czerwonym Clemem o Mairi
i o tym, dlaczego tak mu zależy na odzyskaniu kuzynki. Nie­
ważne. Wymiana i tak może się udać.
Dziewczyna twierdziła, ze MaeBain znają od dzieciństwa
i bardzo mu na mej zależy. Jej brat pełnił funkcję zarządcy
w Bamcroft, a tutejsi ludzie byli jej bardzo oddani. MacBain
nie odważy się odmówić wykupienia lady Jehan za Mani
w charakterze zapłaty.
A wiedy on, Ranald. bÄ™dzie mógÅ‚ usunąć tÄ™ ostatniÄ… prze­
szkodÄ™, która uniemożliwiaÅ‚a mu odebranie przysiÄ™gi wier­
ności od mieszkańców Craigmuir i całego klanu Maclnness.
Kiedyś miał nadzieję, że pojmie Mairi za żonę i tym sposo-
bem zdobędzie władzę, której tak pożądał, teraz jednak wie-
dział, że byłaby temu zbyt niechętna. Ludzie jej ojca mogliby
go obalić, gdyby z nią wrócił. Będzie musiała umrzeć.
Mając tych wszystkich najemników, którzy służyli podje-
go dowództwem przez ostatnie parę miesięcy, wkrótce będzie
rzÄ…dziÅ‚ caÅ‚ymi górami. Craigmuir to idealna kryjówka, z któ­
rej bÄ™dzie mógÅ‚ przeprowadzić swój metodyczny plan pod­
bicia wszystkich większych twierdz na północy.
Jego legenda, ziemie i jego świta będą rosnąć z każdym
zwycięstwem. Może pewnego dnia będzie rządził całą Szko-
cją, jeśli nie prawem, to silą. Maclnnessowie mieli jakieś
dawne powiązania z korona.. a każdy byłby lepszy od obe-
cnego króla. Już wyobrażał sobie urok władzy, szacunek, bo-
gactwa. Tylko Mairi siała mu na drodze.
Cmoknął i ruszył cwałem, gotów jak najszybciej spotkać
się z przeciwnikiem i dokonać wymiany.
Mairi rzuciła się do ubierania. Naciągnęła koszulę, leżącą
od ubiegłego wieczoru na podłodze, i sięgnęła po błękitną
wełnianą suknię, którą ktoś wyjął z jej sakwy i powiesił na
kołku wbitym w ścianę. Szybko zapięła pleciony pas wokół
bioder i wsunęła stopy w cienkie skórzane ciżmy przezna-
czone do chodzenia po domu. Jej ciężkie buty gdzieś znikły,
a nie miała czasu na poszukiwania.
Za jej plecami rozległ się brzęk kolczugi. Rob właśnie
zdejmowaÅ‚ zbrojÄ™ ze stojaka w rogu. SzczÄ™k metalowych og­
niw napełnił ja lękiem. Baincroft mógł ucierpieć tak samo
jak Craigmuir. gdyby ludziom Ronalda udało się wedrzeć do
środka.
Tym razem nie mogła zamknąć się w zbrojowni i czekać,
aż wszystko siÄ™ rozstrzygnie. Rob bÄ™dzie potrzebowaÅ‚ jej po­
mocy. Ktoś musi obserwować, co się dzieje za jego plecami
Mairi zadrżała W tamtej walce nie miał nikogo, kto by się
tym zajmował. Prawdziwy cud, że udało mu się przeżyć.
Każdy mógł podejść go od tyłu i zadać cios.
Z tą myślą chwyciła swój mały nożyk i przymocowala do
paska. Gdyby tylko miała prawdziwą bron. Tyle że kobiety
nie braÅ‚y udziaÅ‚u w walce, nawet w górach, a juz z pewno­
ścią me tutaj.
- Zostań tu - polecił Rob w drodze do drzwi.
- Jak jeden z twoich psów myśliwskich? Akurat! Nie licz
na to - odparła, doskonale wiedząc, że maż nie usłyszy jej
buntowniczych słów. W pośpiechu nawet nie odwrócił się za
siebie, by sprawdzić, czy go posłuchała.
Zeszła po schodach do wielkiej sali, trzy kroki za nim.
Niemal biegła, żeby dotrzymać mu kroku.
- Zwolnij, ty długonoga bestio! - burczała.
Cały czas podążała tuż. za mężem, przez zamek, w- dół
schodów i na dziedziniec. Ci ludzie, którzy liczą na to, że on
ich obroni, mogą pozwolić mu wyjechać z zamku i zmierzyć
się z tym przeklętym kuzynem. Nie zamierzała dopuścić, by
naraził się na takie niebezpieczeństwo. Była gotowa rzucić
się pod kopyta jego konia, jeśli nie będzie innego wyjścia.
Ku swojej uldze wkrótce zobaczyÅ‚a, że Rob nie ma takie­
go zamiaru. PodszedÅ‚ do drewnianych schodów prowadzÄ…­
cych na mur i zaczął się na nie wspinać po dwa stopnie naraz.
Uniosła spódnice i ruszyła krok w krok za nim.
- A co ty tu robisz ? - spytał obcesowo sir Thomas. kiedy
znalezli się na górze.
- Mogłabym spytać cię o to samo - odparła, odrzucając
przy tym rozpuszczone włosy do lyłu.
Jej buntowniczosc przygasła nieco, kiedy Rob odwrócił
się i wreszcie ją dostrzegł. Na szczęście wyglądał raczej na
poirytowanego niż rozgniewanego.
Thomas zignorował ją i pociągnął Roba za rękaw. Gdy
tylko ten się odwrócił, zarządca zaczął błyskawicznie gesty-
kulować. nawet nie próbując tego ukryć
Zdziwiło ja, że wymawiaj słowa, nie tylko je pokazywał.
Nie robił tego ze względu na nią, postawiłaby w zakład włas-
ne życie. W pobliżu staÅ‚o kilku mężczyzn w peÅ‚nym ryn­
sztunku, podobnie jak Rob i Thomas. Zapewne słowa były
przeznaczone dla nich.
- Maclnncss ma ze sobÄ… dwa razy tyle ludzi, ile my w ob-
rębie murów. Wyglądają na niebezpiecznych. %7łąda. żebyś mu
wydał jego kuzynkę - mówił Thomas. skinąwszy głową
w jej stronÄ™.
Nie - odparł Rob.
- Mówi. że zgodnie z prawem Mairi Maclnness należy
do niego i musisz mu ją zwrócić. Była z nim zaręczona, więc
nie może być twoją prawowitą żoną.
- Kłamie -oświadczył Rob. po czym spokojnie podszedł
do muru, zamierzając wyjrzeć na zewnątrz
- Cofnij się! - Mairi próbowała odciągnąć go od otworu.
On na pewno ma łuczników!
Nikt nie zwracał na nią najmniejszej uwagi. Rob stanął na
kamieniu, który najwyrazniej umieszczono tutaj po to. by
uÅ‚atwić dostÄ…p do otworu strzelniczego. WspiÄ…Å‚ siÄ™ na gó­
rę i stanął między blankami Baincroft, opierając na nich
dłonie,
- Maclnness! - zawołał. - Rokowania?
- Nie! - -protestowała Mairi. - Nie wpuszczaj go do
Å›rodka! - OdwróciÅ‚a siÄ™ do sir Thomasa i chwyciÅ‚a go za rÄ™­
kawicę. - Powstrzymaj go, błagam!
Thomas uniósł dłon, chcąc ją uciszyć, i wtedy usłyszała
głos Ronalda.
- Kimkolwiek jesteś, powiedz MacBainowi, że mam tu
jego kobietę i gotów jestem wymienić ją na moją!
Rob wycofał się bez słowa i oparł się plecami o mur,
z twarzÄ… pobladÅ‚Ä… z gniewu pomieszanego z czymÅ›, co wy­
glądało na strach. Nie był to sirach o siebie. Mairi wiedziała
o tym doskonale.
Odgadła, o jakim zakładniku mówił Ronald. Nie mógł to [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl