[ Pobierz całość w formacie PDF ]

że nie możesz się w tym stroju napawać widokiem moich
kształtów, ale w życiu trzeba zaznać trochę rozczarowań.
Tucker przeszedł przez pokój i rzucił róże na mały stolik.
Wyglądał jak wyrośnięty chłopiec, którego zmuszono do zje-
dzenia szpinaku na obiad.
- W porzÄ…dku, PÄ…czusiu. Punkt dla ciebie. JesteÅ› bardzo nie-
zależna i ubierasz się, jak chcesz. A teraz załóż ładną sukienkę i
wychodzimy. Jestem wściekle głodny.
.Mercy jednak musiała zdobyć jeszcze jeden punkt. Podeszła
do Tuckera tak blisko, że niemalże dotknęli się nosami i ścisnęła
drobnymi dłońmi jego ramiona.
- Muszę ci coś powiedzieć, Tucker. Nienawidzę tego prze-
zwiska:  Pączuś". Zawsze nienawidziłam. Nie nazywaj mnie tak
więcej. Nie jestem Pączusiem. Nazywam się Mercy Rose
Sullivan, a nie Mercy Rose Healy, dzięki Bogu.
Tucker strząsnął z siebie jej rękę i rozejrzał dookoła dziko;
jak gdyby podejrzewał, że trafił do niewłaściwego mieszkania.
S
R
- Nic z tego nie rozumiem. Kiedy wychodziłem stąd dziś ra-
no, wszystko było w porządku. A teraz zmieniłaś się.... za-
mieniłaś się w...
- W siebie - powiedziała Mercy z naciskiem, potrząsając
końskim ogonem. - Jak ci się podobam, Tucker? Zresztą to nie
ma dla mnie żadnego znaczenia. Ja się sobie podobam. Z chęcią
pójdę z tobą na kolację, ale nie zdejmę czapki i odmawiam po-
łożenia na ustach nawet najcieńszej warstwy szminki. Nie je-
stem w nastroju.
- Nigdzie cię nie zabiorę w tym stanie - powiedział Tucker
stanowczo. - Już dość długo ciągniesz tę swoją gierkę, Mercy.
Daj spokój i przebierz się, albo...
Mercy zdała sobie sprawę, że Tucker całkowicie się odsłonił
i ten fakt pobudził w niej ducha walki.
- Albo co? - zapytała z oczekiwaniem płonącym w ciemnych
oczach.
- Albo odejdę i już nie wrócę. Nie wydaje mi się, aby które-
kolwiek z nas tego pragnęło.
Mercy uśmiechnęła się szeroko, odsuwając jednym palcem
czapkę na tył głowy.
- Szczerze mówiąc, Tucker, tego właśnie pragnę. Nie wiem,
czego pragniesz ty, i wcale mnie to nie obchodzi. Osobiście
najchętniej wysłałabym cię na lotnisko i przyrządziła sobie
smaczne jedzonko.
Tucker popatrzył na Mercy i na policzkach wystąpiły mu ru-
mieńce niczym ślady po uderzeniu. - Nie mówisz chyba po-
ważnie?
S
R
Wyglądał na tak zaskoczonego, że Mefcy poczuła dla niego
litość. Piękny Tucker, który prawdopodobnie do końca Swoich
dni będzie łamał niemądre, ufne serca. Ale jej serca nie złamie.
Teraz już nie, Dotknęła jego twarzy po raz ostatni, z niepewnym
uśmiechem na wargach.
- Obawiam się, że tak - powiedziała cicho. - Wracaj do do-
mu, Tucker. Nie mogę żyć wedle twoich wyobrażeń. Dałam ci
już zbyt wiele przez te lata, kiedy wszystko, co robiłam, inspi-
rowane było przez poczucie winy i strach. W końcu odkryłam,
że można kochać bez zatracania jednocześnie własnej osobo-
wości.
- Sam Christie?-- Twarz Tuckera pobladła z gniewu. - Tak
naprawdę chcesz mi powiedzieć, że znalazłaś sobie kogoś, kto
da ci więcej niż ja. Czujesz się z nim o wiele ważniejsza, praw-
da?
Mercy usunęła rękę.
- Przypuszczam, że ty to widzisz właśnie w ten sposób
-wymamrotała ze smutkiem. Przykro mi, że to się tak kończy.
- No tak - powiedział Tucker szyderczo, ujmując Mercy pod
brodę i ściskając boleśnie. - Widzę, że masz złamane serduszko,
P ą czus i u. Kiedy wszystko runie ci na głowę, nie przylatuj
do mnie. Ja nie dajÄ™ nikomu dodatkowych szans.
- Ja już znalazłam swoją dodatkową szansę - odparła Mercy.
Podeszła do drzwi, otworzyła je na oścież i usunęła się, aby dać
Tuckerowi przejście. - %7łegnaj, Tucker. Mam nadzieję, że znaj-
dziesz to, czego szukasz.
Posłał jej złośliwy uśmiech.
- O mnie siÄ™ nie martw. ZnajdÄ™ sobie lepszÄ….
S
R
Wyszedł, nie oglądając się za siebie. Mercy cicho zamknęła
drzwi, czując, jak kłębiące się w pokoju namiętności powoli
wygasajÄ….
- Czy to rzeczywiście się stało? - szepnęła.
I wtedy pomyślała o Samie. Resztki smutku zniknęły z jej
oczu. Udało jej się przebrnąć szczęśliwie przez  bolesny śro-
dek" jedynie dzięki niemu. Serce unosiło jej się w piersi niczym
ptak na wietrze. Patrząc życiu prosto w twarz, zaznała niesamo-
witego poczucia wolności. Ileż odwagi, ileż radosnej pewności
siebie zyskała dzięki przekonaniu, że Sam Christie ją kocha tak,
jak dotąd nie kochał żaden mężczyzna. Który inny mężczyzna
zostawiłby kobietę, aby mogła odkryć w sobie silę? Och, tak
potrzebowała Sama. Tęskniła za nim bardziej, niż kiedykolwiek
tęskniła za Tuckerem. Nie kochała Sama tylko dlatego., że po-
mógł jej odnalezć siebie i udowodnić własną wyższość nad
Tuckerem. Potrzebowała Sama, aby dzielić z nim życie, aby [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl