[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wyśmienite, ale za to będzie dwukrotnie droższe.
Po chwili drzwi się zatrzasnęły i taksówka odjechała.
Claire stała uśmiechnięta, obserwując światełka wozu. Właśnie zamierzała
powiedzieć Kirkowi, jak miło spędziła wieczór, kiedy poczuła na sobie jego
spojrzenie. Podniosła wzrok. Wściekłość, którą przez moment widziała na jego twarzy
w restauracji, powróciła ze zdwojoną siłą.
- Co ty tu robisz, Claire? - spytał. - Sprawdzasz mnie, prawda? Przyznaj się!
- 134 -
S
R
Rozdział 15
- A jeżeli tak, to co? - odparowała. - Chyba nie powinno cię to dziwić?
Ogarnęło ją zniechęcenie, dobry humor prysł jak bańka mydlana. W ciągu paru
sekund zapomniała o pysznym jedzeniu, przyjaznej atmosferze, żartach, rozmowie
przy stoliku, przypomniała sobie natomiast o żalach, pretensjach i ledwo tłumionej
złości, która sprawiła, że ona, Claire, zostawiła dzieci pod opieką Mallory, wsiadła do
samochodu i przejechała taki kawał drogi, żeby...
- Janice skończył się już urlop, prawda? - spytała. - Wróciła już do pracy?
- I co z tego? - Stał z rękami w kieszeniach spodni. Podszedł krok bliżej i nie
odrywając oczu od twarzy żony, kontynuował: - Claire, chodzimy razem na terapię.
Każdą wolną chwilę spędzam z tobą i dziećmi. Jeśli to wciąż za mało, jeśli wciąż nie
wierzysz, że zależy mi na naszym małżeństwie, to powiedz, co mam zrobić. Powiedz,
czego byś chciała.
Wiedziała, czego chce. Zdobywając się na odwagę, zadała pytanie, które od
dłuższego czasu ją gnębiło. Chociaż bała się odpowiedzi, nie mogła dłużej żyć w
stanie niepewności.
- Chcę wiedzieć, co czujesz do Janice - rzekła. - Czy nadal ją kochasz?
Westchnął głęboko, po czym zrezygnowany pokręcił głową.
- Och, Claire...
Cofnęła się; zrozumiała, że pytanie było błędem. Nie powinna była go zadawać.
- Wracam do...
- Nie. Nie puszczÄ™ ciÄ™.
Zagrodził jej drogę; nie zamierzał pozwolić, żeby jezdziła po nocy.
- Musimy porozmawiać, Claire, ale nie tutaj. Chodz ze mną do domu.
Zacisnął rękę na jej ramieniu. Odsunęła się.
- Nie mów mi, dokąd mam iść.
Podniósł oczy do nieba, po czym ponownie spojrzał na żonę.
- Przepraszam, Claire. Po prostu nie zniósłbym tego, gdybyś teraz odjechała.
Błagam cię. Porozmawiajmy. Spokojnie, jak dwoje dorosłych, kulturalnych ludzi.
- 135 -
S
R
Zadumała się. Pod jednym względem miał rację. Nie mogli stać na środku
chodnika, rozprawiając o czymś tak ważnym jak przyszłość ich małżeństwa.
- No dobrze - zgodziła się z ociąganiem. Podprowadził ją do zaparkowanego
nieopodal kombi i przytrzymał drzwi, kiedy wsiadała do środka.
- Mój samochód stoi za rogiem - rzekł. - Spotkamy się w domu, dobrze?
W domu. Gdzie jest dom? Czym jest dom?
Klucząc po znajomych ulicach, którymi jezdziła od lat, czuła się dziwnie
zdezorientowana. W końcu skręciła w wielopasmową autostradę, którą szybko dotarła
do Richmond Hill. W tej ładnej podmiejskiej dzielnicy zieleń była soczysta, trawa
skoszona, krzaki starannie przystrzyżone, domy okazałe, na ogół murowane, otoczone
pięknymi starymi drzewami.
Zwolniwszy nieco na żwirowanym podjezdzie, Claire mimochodem
spostrzegła, że podczas jej nieobecności Kirk starał się dbać o trawnik przed domem.
Drzwi garażu były otwarte. Wjechała, jak zwykle parkując z lewej strony; po chwili,
jak zwykle z prawej strony, wjechało volvo Kirka.
Wysiadła i ruszyła do drzwi prowadzących z garażu do domu.
- Zapraszam - powiedział Kirk, przekręcając klucz w zamku.
- Bardzo jesteś uprzejmy - warknęła. - Nie zapomniałeś, mam nadzieję, że to
również mój dom?
ZacisnÄ…Å‚ mocniej usta.
- ZignorujÄ™ tÄ™ zaczepkÄ™.
Na moment ogarnął ją wstyd; powinna była ugryzć się w język, zapanować nad
gniewem, ale potem pomyślała sobie, że przecież ma prawo do złości. Może nie z
powodu niewinnego zaproszenia do własnego domu, ale z powodu innych, znacznie
ważniejszych spraw.
Przeszła korytarzem do kuchni, a z kuchni do salonu. Zdumiał ją porządek; dom
lśnił czystością, ani jedna brudna szklanka nie stała przy zlewie.
Nerwowym krokiem zaczęła przemierzać salon tam i z powrotem. Tylko odgłos
jej kroków i szum klimatyzacji mącił zalegającą w domu ciszę.
- Napijesz siÄ™ czegoÅ›?
- Nie, dziękuję.
- 136 -
S
R
Patrzyła w milczeniu, jak Kirk siada na wysłużonej, obitej skórą kanapie. Po
chwili, nie bardzo wiedząc, jak się zachować, też usiadła, ale na drugim końcu.
Obrócił się do niej twarzą.
- Kiedy spytałaś, co czuję do Janice, czy nadal ją kocham, nie chciałem unikać
odpowiedzi. Po prostu...
- Po prostu co?
Zaczęła zdrapywać lakier na jednym z paznokci; nie była pewna, czy naprawdę
chce usłyszeć odpowiedz. Może lepiej byłoby żyć w nieświadomości? Bała się. Tak
długo dobierał w myślach słowa, że cokolwiek zamierzał powiedzieć, nie mogło być
przyjemne. Może nie chciał jej jeszcze bardziej zranić? Może nie wiedział, jak ją
poinformować, że miłość do Janice okazała się silniejsza niż chęć ratowania
małżeństwa.
Cisza trwała w nieskończoność; wreszcie Claire nie mogła jej dłużej znieść.
- Po prostu sprawa jest jasna, tak? - spytała.
- Tak...
Poczuła się, jakby wbił jej nóż w serce. Otworzyła
usta, usiłując nabrać powietrza, kiedy nagle uzmysłowiła sobie, że Kirk jeszcze
nie skończył.
- Sprawa jest jasna. Nie kocham Janice. I nigdy jej nie kochałem. To było
zaślepienie, odurzenie. Wierz mi, Claire, straciłem rozum, popadłem w obłęd, ale
nigdy Janice nie kochałem. Nie tak, jak kocham ciebie. A ciebie kocham nieustannie
od dwunastu lat.
Ujął ją za ręce i ścisnął je mocno. Mówił z takim żarem, że miała ochotę mu
uwierzyć. Raptem złość z niej wyparowała. Uświadomiła sobie, że to, co cały czas ją
dręczyło, to był strach, zwykły ludzki strach.
- Jesteś tego pewny, Kirk? - spytała. - Czy mówisz tak ze względu na dziecko?
Przesunął wzrok niżej, zatrzymując go na brzuchu żony. Nieduża wypukłość
kryjąca ich dziecko była ledwo widoczna. Po chwili delikatnie pociągnął Claire do
siebie i przytulił.
- Dziecko jest ważne, bardzo ważne, podobnie jak trójka naszych starszych
dzieci. Ale to nie zmienia faktu, że kocham cię do szaleństwa.
- 137 -
S
R
[ Pobierz całość w formacie PDF ]