[ Pobierz całość w formacie PDF ]

determinacjÄ….
 To co mam z nimi zrobić?
Roberts spojrzał na drzwi, o które się opierała.
 Drzwi są zamknięte  powiedział. Dziewczyna zaśmiała się.
 Cóż znaczą zamknięte drzwi dla Wasiliewicza? Roberts coraz bardziej czuł się
tak, jakby się znalazł w samym środku jednej ze swoich ulubionych powieści.
 Można zrobić tylko jedno. Proszę mi je dać. Obrzuciła go pełnym wahania
spojrzeniem.
 Są warte ćwierć miliona. Mężczyzna zarumienił się.
 Może mi pani zaufać.
Dziewczyna wahała się jeszcze chwilę, po czym podjęła decyzję.
 Dobrze, zaufam panu.
Wykonała wdzięczny gest i w następnej chwili wyciągała w jego stronę parę
zwiniętych pończoch  pończoch z jedwabiu cienkiego niczym pajęczyna.
 Wez je, mój przyjacielu  powiedziała do zdumionego Robertsa.
Wziął pończochy do ręki i od razu zrozumiał. Zamiast być lekkie jak powietrze,
pończochy okazały się nadspodziewanie ciężkie.
 Proszę je zabrać do swojego przedziału  dodała.
 Może mi pan oddać je rano& jeśli jeszcze tu będę.
Roberts odchrzÄ…knÄ…Å‚.
 Proszę posłuchać  odezwał się.  Chodzi mi o panią  zamilkł na chwilę.
 Ja& muszę panią chronić  znów zarumienił się udręczony niestosownością
propozycji.  To znaczy nie tutaj. Ukryję się tam  wskazał na łazienkę.
 Jeśli ma pan ochotę zostać tu&  zerknęła na górne łóżko, które było wolne.
Roberts zaczerwienił się po korzonki włosów.
 Nie, nie  zaprotestował.  Tam mi będzie dobrze. Proszę zawołać, jeśli
będzie mnie pani potrzebowała.
 Dziękuję, przyjacielu  czule odpowiedziała dziewczyna.
Wsunęła się do łóżka, podciągnęła kołdrę pod brodę i uśmiechnęła się z
wdzięcznością. Nasz bohater wycofał się do łazienki.
Nagle  musiało to być już kilka godzin pózniej  wydało mu się, że coś słyszy.
Nadstawił uszu  i nic. Może się pomylił. A jednak wydawało mu się, że z
przedziału dobiegł jakiś cichy dzwięk. A jeżeli& jeżeli&
Cichutko uchylił drzwi. Pomieszczenie wyglądało tak, jak w chwili, gdy je
opuszczał. Jedyne oświetlenie stanowiła malutka niebieska lampka na suficie. Stał
przez chwilę, próbując przebić wzrokiem mrok, dopóki jego oczy nie przywykły do
ciemności. Dziewczyny nie było w łóżku!
Zapalił światło. Przedział był pusty. Nagle poczuł jakiś zapach. Tak, ledwo
uchwytny, ale rozpoznał go  słodka, mdła woń chloroformu!
Zauważył, że zasuwka na drzwiach jest odsunięta, wyszedł więc na korytarz i
rozejrzał się. Pusto! Jego wzrok spoczął na drzwiach do sąsiedniego przedziału.
Dziewczyna powiedziała, że tam właśnie był Wasiliewicz. Roberts ostrożnie
nacisnął klamkę. Zamknięte od środka.
Co powinien zrobić? Domagać się, by go wpuszczono? Ale ten człowiek na pewno
odmówi, a poza tym dziewczyna może być gdzie indziej! A nawet gdyby tam była, to
czy podziękuje mu, że zrobił tyle zamieszania wokół jej sprawy? Przecież dyskrecja
stanowiła najistotniejszy element tej rozgrywki.
Nie wiedząc, co ma począć, ruszył powoli wzdłuż korytarza. Zatrzymał się przy
ostatnim przedziale. Za otwartymi drzwiami dostrzegł śpiącego konduktora. A nad
nim na haczyku wisiała brązowa konduktorska marynarka i czapka z daszkiem.
W mgnieniu oka Roberts zdecydował się, co robić. Już po minucie miał na sobie
marynarkę i czapkę i pędził z powrotem korytarzem. Zatrzymał się pod drzwiami
przedziału Wasiliewicza, przywołał w sukurs całą swoją stanowczość i zapukał
energicznie.
Nikt nie odpowiedział, więc zastukał ponownie.
 Monsieur  zawołał z najlepszym akcentem, na jaki było go stać.
Drzwi uchyliły się nieco i w szparze ukazała się twarz  twarz cudzoziemca,
gładko ogolona, poza czarnymi wąsami. Mężczyzna był zdecydowanie zagniewany i
nastawiony wrogo.
 Qu est ce qu il y a?  warknÄ…Å‚.
 Votre passeport, monsieur.
Roberts cofnął się i kiwnął głową.
Mężczyzna zawahał się, ale w końcu wyszedł na korytarz. Dokładnie na to liczył
nasz bohater. Jeżeli dziewczyna była w środku, to naturalnie cudzoziemiec nie będzie
chciał tam wpuścić konduktora. Roberts zadziałał szybko niczym błyskawica. Z całej
siły odepchnął bandytę na bok  w czym dopomogło mu kołysanie pociągu oraz fakt,
że mężczyzna się (ego nie spodziewał  wpadł do przedziału i zaryglował drzwi.
Dziewczyna leżała na pryczy. Miała zakneblowane usta i związane ręce. Szybko ją
uwolnił, a ona oparła się o niego z westchnieniem ulgi.
 Czuję się taka słaba i chora  szepnęła.  To chyba był chloroform. Czy on&
czy zdobył klejnoty?
 Nie  Roberts poklepał się po kieszeni.  Co teraz zrobimy?  zapytał.
Dziewczyna usiadła prosto. Wyraznie dochodziła do siebie. Wtem zauważyła jego
strój.
 Jaki pan sprytny. %7łe też pan wpadł na taki pomysł! Powiedział, że mnie zabije,
jeśli nie zdradzę mu, gdzie są. klejnoty. Tak się bałam& a wtedy pojawił się pan.
Nagle zaśmiała się.
 Przechytrzyliśmy go! Nie odważy się teraz na nic. Nawet nie może dostać się z
powrotem do własnego przedziału. Musimy tu zostać do rana. Zapewne wysiądzie z
pociągu w Dijon, gdzie powinniśmy dotrzeć za jakieś pół godziny. Zatelegrafuje do
Paryża i pewnie ktoś tam podejmie trop. Tymczasem lepiej, żeby wyrzucił pan tę
marynarkę i czapkę przez okno, bo może pan mieć z tego powodu kłopoty.
Roberts posłusznie wykonał polecenie.
 Nie wolno nam zasnąć  postanowiła dziewczyna.  Musimy trzymać straż
do rana.
Było to bardzo dziwne i ekscytujące czuwanie. O szóstej rano Roberts ostrożnie
otworzył drzwi i wyjrzał. Nikogo nie było w pobliżu. Dziewczyna szybko przemknęła
do swojego przedziału, a on za nią. Ktoś najwyrazniej starannie przeszukał wszystkie
jej bagaże.
Roberts wrócił do siebie przez łazienkę. Jego współtowarzysz nadal chrapał. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl