[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Są takie sanatoria, w których piechurzy, marynarze i lotnicy mogą odpoczywać, lecząc się z
chorób i ran. Takie same buduje się dla cywilów, lecz wojskowe cieszą się opinią najlepszych.
Doskonale położone - dwa kroki od morza - sanatorium Heayling Island było rajem - lub raczej
mogło nim być bez rutynowych metod koszarowania i regulaminów.
Przełożona pielęgniarek była kobietą, którą poprzednia służba - w QARANC - nasyciła
cechami znienawidzonymi serdecznie przez Garrisona. Nie z powodu skłonności do anarchizmu,
bo buntownikiem nigdy nie był, akceptował zasady dyscypliny wojskowej. Zawsze jednak uważał,
że sznyt  urodzonego dowódcy: defilady, wulgarności, ostre komendy i całe to gówno powinny
mieć swoje miejsce i czas. Stąd też, kiedy tylko przełożona ingerowała w jego prywatność podczas
- teoretycznie - wolnego czasu, nie omieszkał przypomnieć jej, że stał się już cywilem, a
kalectwem dotknięty jest jego wzrok, a nie - słuch. I dodawał, (co denerwowało ją najbardziej), że
choć jej rozkaz może zmusić go do uczestniczenia w lekcjach posługiwania się Braille em, to nie
uda się jej wyegzekwować od niego pilności. A jego najskrytszym marzeniem wcale nie jest
macanie jakichś tam wypukłych znaczków na papierze, bo zawsze znajdzie się jakaś piękna
dziewczyna, która zechce mu coś przeczytać, gdy ją o to poprosi.
Z tych - i nie tylko z tych - powodów Garrison nie był faworytem przełożonej. Nie starał się
o to, pilnował jedynie, by nie zostać pokonanym. Przełożona odnosiła jednak pewne sukcesy,
starając się go rozpracować - był to jeden ze sposobów odgrywania się na nim. Pomimo bystrości
umysłu prawie zignorował fakt, że była tak samo wpływową osobą jak lekarze, psychiatrzy,
psychoterapeuci, pielęgniarki, kucharze i pomywacze. Krótko mówiąc, tworzyła bardzo często
sytuacje, w których człowiek, nie wyłączając jej podwładnych, mówił:  Nie wiem jak ty, ale ja
spierdalam . Pomimo tych uroczych cech była inteligentną, sumienną i pracowitą osobą.
Nie przeoczyła na przykład zainteresowania, jakie przejawia Garrison jedną z
najładniejszych i najmłodszych pielęgniarek, która miała na imię Judy. Romans trwał od
drugiego
tygodnia jego pobytu w sanatorium - do szóstego. Nawet wtedy jeszcze być może - nie skończyłby
się, gdyby przełożona nie dała Judy do zrozumienia, że wie o całej sprawie, mówiąc do niej
kiedyÅ›,
że zapomniała wziąć pigułkę. Były też inne drobne uwagi i  delikatne sugestie , które łącznie z
wiedzą Judy o charakterze ich związku i trudnościami w przewidywaniu następnych ruchów
starej
kwoki przekonały ją w końcu do pozostawienia spraw własnemu biegowi. Judy i Garrison nie
darzyli się uczuciem, byli po prostu zafascynowani sobą. Z udziałem przełożonej, czy też bez
niego, związek był skazany na rozpad. Nastąpiło to nie bez udziału komendanta ośrodka, doktora
Barwella, który posłał po Richarda, polecając mu stawić się w swoim biurze. Garrison lękał się
trochę, że będzie to następny etap  wielkiego opieprzania , czyli wojny prowadzonej z przełożoną,
ale obawy okazały się bezpodstawne. Chodziło po prostu o to, że miał umówioną wizytę u jednego
z najlepszych brytyjskich chirurgów w Londynie na Harley Street.
Pełen nieokreślonych obaw pozwolił się zabrać do Londynu i odstawić do kliniki, gdzie
dowiedział się, że zostanie poddany operacji. W jego umyśle pojawiło się coś na kształt paniki,
dopóki nie usłyszał nazwiska Thomasa Schroedera, wspomnianego w rozmowie o jednej z
niemieckich firm optycznych.
Lekarzem okazał się ten sam doktorek, który w siedzibie Schroedera porozumiewał się z
nim przez tłumacza. Garrison był zaskoczony, myślał, bowiem, że tamte wydarzenia skutecznie go
wyeliminowały. Ale nie, Herr Killing był tutaj na życzenie Thomasa Schroedera. I teraz tylko od
Garrisona zależało, czy operacja odbędzie się czy nie.
Wydawało się to proste - umieszczenie małych srebrnych dysków w skroniach Garrisona,
tuż nad kośćmi policzkowymi, blisko uszu. Właściwie byłby to drobny zabieg, niepozostawiający
żadnych blizn. Killing kierowałby operacją, operującym natomiast miał być lekarz brytyjski - sir
Ralph Howe, posiadający więcej tytułów przed nazwiskiem, niż Garrison mógł zapamiętać.
Wszystko, więc wydawało się być na dobrej drodze. Potem Killing powróciłby do Paderborn, gdzie
powinien dokonać dodatkowych poprawek w instrumentach, które Garrison otrzymałby pózniej.
Wszyscy zainteresowani przeprowadzeniem operacji byli bardzo przekonywujÄ…cy i Garrison
wiedział, dlaczego. Ten zabieg kosztował Thomasa Schroedera małą fortunę.
Gdy wrócił do Heayling Island po pięciu dniach, nie zastał już Judy. Otrzymała awans i
przeniesiono ją do ośrodka w Midlands, w czym Garrison dostrzegł dyskretny udział przełożonej.
Nie chował jednak urazy. %7łycie - zgodnie z prawem fizyki - musi toczyć się dalej, kiedy staje się
statyczne, następuje stagnacja. Ze wzruszeniem ramion rzucił się, więc w wir (zgodnie z
określeniem przełożonej) nieomal przestępczej działalności. Składało się na nią, między innymi,
trzymanie w swoim pokoju piersiówki z zakazanym koniakiem i nakłanianie innych pacjentów do
korzystania z niej, co dawało opłakane, a nawet katastrofalne skutki. Niejeden raz personel
ośrodka
przywoływano do miejscowego pubu, gdzie pacjenci, (którzy zgodnie z prawami natury powinni
być przykuci do łóżek) upijali się, a potem awanturowali, odmawiając powrotu, pomimo że czas
przygotowania się do snu dawno minął. Garrison uważany był za przywódcę gangu. Był to jedyny
przypadek ślepca, przewodzącego rannym i kalekim. Garrison otoczył się nimi, sprawiając
wkrótce, że stali się jego bliskimi przyjaciółmi (można by ich nawet nazwać uczniami), z którymi
spędzał mnóstwo czasu na urozmaiconych rozmowach o własnych doświadczeniach i różnych
niewytłumaczalnych zjawiskach, co bardzo kolidowało z jego dotychczasowymi
przyzwyczajeniami. Przełożona nie byłyby wcale zdziwiona, gdyby odnalazła ich w nocy,
oddajÄ…cych siÄ™ ezoterycznym praktykom. Ale zwykle prowadzili tylko rozmowy przy kielichu. W
ciepłe wieczory schodzili na plażę, przy czym, oczywiście, Garrison był strzeżony na wypadek,
gdyby przyszła mu do głowy niedorzeczna ochota na samotne nocne pływanie. Nie miałby
żadnych
szans, gdyby podczas kąpieli pomyliły mu się kierunki.
Dostrzeżono w nim pewne cechy (przełożona nazwałaby je właściwościami), które
wynosiły eks-żandarma ponad innych. Nienawidził przeciętności i niezdarnych pomocników.
Inne
fakty były mniej oczywiste i o wiele bardziej zastanawiające. Odstawał od stereotypu żandarma
wojskowego: kilkucyfrowe kwoty samego oprocentowania wypełniały rubryki jego zaświadczeń [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl