[ Pobierz całość w formacie PDF ]
na nie jakąś odpowiedz, zapadłam w sen.
Obudziłam się wcześnie rano. Na dworze, tak jak w moim sercu, było ciemno i
ponuro. Teraz, kiedy opuściła mnie Lisa, wiedziałam, że dalszy pobyt w Szkole Przetrwania
stanie się o wiele trudniejszy. Przyjazń i zgodność całej grupy mogła lec w gruzach - i to
wszystko z mojego powodu.
Wymknęłam się z namiotu. W głębokim półmroku budzącego się dopiero dnia
mogłam dojrzeć skupisko wielkich głazów po prawej stronie, w odległości około dwudziestu
pięciu metrów. Po cichu, by nikogo nie obudzić, skierowałam się w tamtą stronę. Chciałam
przemyśleć wszystko.
Posuwałam się pogrążona w tak głębokiej zadumie, iż nawet nie usłyszałam, że ktoś
idzie za mną. Niemal krzyknęłam, gdy poczułam rękę na ramieniu. Zatrzymałam się nagle.
Nerwy napięte miałam do granic wytrzymałości. Odwróciłam się i zobaczyłam... Lisę.
- Przykro mi, Katie - powiedziała niskim głosem. - Nie chciałam cię przestraszyć.
Uwierz mi.
- Dlaczego więc idziesz za mną?! - zapytałam chłodno. - %7łeby znowu powiedzieć mi,
jaka jestem głupia?
- Nie. Przyszłam, bo chcę przeprosić ciebie.
Niepotrzebnie nagadałam wczoraj tyle głupstw.
- Głos Lisy stał się miękki, ale stanowczy. - Nie winię ciebie za to, że byłaś na mnie
taka wściekła, Katie - kontynuowała - lecz nie chcę niszczyć naszej przyjazni!
- A Jake? - zapytałam.
Zmusiła się do uśmiechu i wzruszyła ramionami.
- Jeżeli faktycznie lubi ciebie, z pewnością nie mogę prosić, żebyś się z nim już nie
spotykała, prawda? To byłoby nie w porządku.
- Czy uważasz, że ty i ja nadal możemy być przyjaciółkami mimo tego, że będę się z
nim widywała? - zapytałam, nie mogąc uwierzyć słowom Lisy. Jeżeli właśnie to miała na
myśli, wszystko ułożyłoby się wręcz fantastycznie!
- Zgadza się - zapewniła. - Słuchaj, Katie, usiądz, a spróbuję ci wszystko wyjaśnić.
Siadłyśmy obie na kamieniach. Lisa zaczęła się zwierzać.
- Wiesz, wciąż zależy mi na Jake u - powiedziała. - Sądzę, że zawsze zależało mi na
nim. Z Kevinem zaczęłam się spotykać po tym, jak Jake zerwał ze mną. Stwierdził po prostu,
że składanie sobie jakichkolwiek obietnic nie ma sensu, dzielą nas bowiem tysiące
kilometrów. Rozgniewał mnie oczywiście sposób, w jaki do tego podchodził, więc
postanowiłam utrzeć mu nosa. - Zaśmiała się smutno i pokręciła głową. - Czy możesz sobie
wyobrazić, jak się czułam, kiedy dowiedziałam się, że Jake przyjechał ponownie do Szkoły
Przetrwania, i co więcej, jest w tej samej grupie co ja?! Wręcz niesamowite! - Wzięła głęboki
oddech. - Uważam, że oszukiwałam samą siebie wierząc, iż Jake kręci się koło ciebie po to,
by wzbudzić we mnie zazdrość. Wciąż nie mam pojęcia, co właściwie łączy was oboje, i nie
chcę wiedzieć. Jedno jest pewne: sytuacja ta fatalnie wpływa na moje samopoczucie. Nie
oznacza to jednak, że chcę zrezygnować z przyjazni, Katie.
Głos jej załamał się, odwróciła się. Zdawało mi się, że uroniła kilka łez, ale była zbyt
dumna, by się z tym zdradzić. Chciałam coś powiedzieć, ale nie wiedziałam co. Chyba byłam
górą, lecz czy na pewno? Nie poprawiło to mojego samopoczucia, wiedziałam bowiem, że
Lisa naprawdę cierpi. Zwiadomość, że moje szczęście sprawia jej ból, wcale mnie nie
radowała.
- Może już na samym początku powinnaś była poprosić o przeniesienie do innej grupy
- powiedziałam wolno, jakby bardziej do siebie niż do Lisy. Bez wątpienia musiała czuć się
podle. Zdawałam sobie sprawę, że w przypadku, gdyby Jake zerwał ze mną i byłabym
zmuszona obserwować go z inną dziewczyną, nie przeżyłabym tego.
- O tak, teraz wiem o tym - stwierdziła drżącym głosem - lecz na początku nie
podejrzewałam, że sprawy przyjmą taki obrót. Naprawdę wierzyłam, że Jake wciąż mnie lubi,
że to tylko kwestia czasu, że wyzna swe uczucia i wróci do mnie. Nigdy nawet nie przyszło
mi do głowy, że mogę być mu obojętna. - Głośno odetchnęła. - Tak więc widzisz, jeżeli ktoś
tu jest idiotką, to właśnie ja.
- No dobrze, ale co zamierzasz zrobić? - zapytałam.
- Nie wiem - wyszeptała Lisa. - Pragnę tylko, żeby między nami wszystko dobrze się
układało.
- Pochyliła się, a jej śliczne oczy posmutniały. Nawet nie wyobrażasz sobie, Katie, jak
podle i nikczemnie czułam się po wczorajszym spięciu między nami. Bez względu na to, jak
mocno kocham Jake a, nie powinno się to w żaden sposób odbijać na tobie. Ja po prostu nie
jestem w stanie znieść waszego widoku razem, co dzień, we dwójkę! Rani mnie to do głębi.
Nie wiem, co zrobić.
- Gwałtownie wstrząsnęła głową. - Może udam, że jestem chora i wyjadę do domu.
Może nie skończę nawet szkolenia.
- Liso, nie możesz tego zrobić! - Ogarnęła mnie panika. Nigdy bym sobie nie
wybaczyła, gdyby Lisa teraz wyjechała. Poczucie winy nie dałoby mi spokoju do końca życia.
Muszę przyznać, że pragnienie, by Lisa nie odjeżdżała, nie było tak zupełnie
bezinteresowne. Wkrótce czekała nas wyprawa indywidualna, a zaraz potem grupowa. Wciąż
czułam się jak żółtodziób; przerażała mnie myśl, że Lisa miałaby mi nie pomóc. Nie mogłam
pozwolić, aby Jake zorientował się, jak nieporadna byłam bez wsparcia.
- Cóż więcej mogę zrobić? - wpatrywała się we mnie, a jej blady wyraz twarzy
wyrażał cierpienie. - Nie chcę wyjeżdżać, Katie, ale to straszne budzić się rano ze
świadomością, że znów zobaczę was razem. Sama myśl o tym wyciska mi łzy z oczu.
- Czy czułabyś się lepiej, gdybym nie spotykała się już z nim więcej? - zapytałam.
W ułamku sekundy jej twarz rozjaśniała.
- Ależ naturalnie, że tak! - Nagle spoważniała. - Ale jak ja mogę ciebie o to prosić? To
byłoby podłe z mojej strony. - Zrobiła pauzę. - Oczywiście...
- Oczywiście co? - wolno zapytałam, nie pragnąc wcale usłyszeć jej odpowiedzi.
- Cóż, ty i Jake mieszkacie stosunkowo blisko siebie w Maryland, zgadza się? -
kontynuowała Lisa. - Rzecz w tym, że to jest dość mały stan.
- Jak się okazało, nie mieszkamy zbyt daleko od siebie - przyznałam.
- A czy nie mogłabyś po prostu na razie nie spotykać się z nim? - zapytała z nadzieją. -
Przecież wrócę do Arizony, a czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal, przynajmniej nie tak
bardzo. Jak sądzisz, mogłabyś to zrobić dla mnie? Zostało już mniej niż dwa tygodnie... - Jej
głos ucichł, lecz błagalne spojrzenie, pełne oczekiwania, pozostało.
Biedna Lisa - pomyślałam. - Jak bardzo musi kochać Jake a! Zawsze silna, teraz
okazała się całkowicie bezbronna.
Odseparować się od Jake a? Tęskniłam za każdą chwilą spędzoną z nim. Z drugiej
strony, miałam pewność, że coś nas łączy, że coś się zaczyna budzić między nim a mną.
Gdyby rzeczywiście tak było, moglibyśmy poczekać. Wcale zresztą nie miałam ochoty
przeżywać mojej wielkiej miłości na oczach dziesięciu osób. Niestety, po zakończeniu kursu
zamierzałam wyjechać nad jezioro, a nie bezpośrednio do Spring Valley. Zaledwie na jeden
tydzień. A potem, po powrocie do domu, będę mogła poświęcić czas, Jake owi Summersowi.
Lisa wpatrywała się we mnie, czekała na moją odpowiedz.
- Sądzę, że trochę rezerwy w stosunku do Jake a nie zaszkodzi.
Lisa objęła mnie i mocno przytuliła.
- Och, Katie, kocham cię za to! Jesteś najlepszą przyjaciółką, jaką można sobie
wymarzyć. Nigdy ci tego nie zapomnę, obiecuję.... Ale jest coś jeszcze - dodała, opuszczając
ręce i przybierając posępny wyraz twarzy.
- O co chodzi?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]