[ Pobierz całość w formacie PDF ]
srebrną szkatułkę.
Płakała, a Deke ją tulił.
Matt stał na werandzie swojego domu i obserwował błyskawice. Drzwi
wejściowe otworzyły się i dołączył do niego wujek.
Mama mówi, \ebyś wracał do środka powiadomił Deke. Uwa\a, \e
niebezpiecznie tu stać w czasie burzy. Sam był tego samego zdania.
Zbli\ająca się burza zapowiadała się na wyjątkowo gwałtowną. Deszcz lał ju\
od kilku godzin, a niebo wcią\ ciemniało. Prognozy zapowiadały burzowe dni.
Deke pomagał dziś jeszcze trochę Mary Beth, a potem przyjechał do Bar M.
Akurat zaczynało padać. Miał wyruszyć do Las Vegas ju\ przed godziną,
postanowił jednak przeczekać burzę.
Finały rodeo zaczynały się za dwa dni. Musiał na krótki czas zapomnieć o Mary
Beth i skupić się na za wodach, jeśli marzył o mistrzostwie. Postanowił jednak
zajrzeć do niej jeszcze na chwilę, kiedy będzie odje\d\ał. Sam wiedział, \e to
niemÄ…dre.
Popatrzył w stronę jej domu. Zobaczył kłęby czarne go dymu.
Co to jest? Pali siÄ™?!
Wystraszony Matt spojrzał w tę samą stronę.
Deke skoczył do samochodu, krzycząc:
Wołaj Rydera i Jake a! Szybko! Uruchomił silnik i odjechał, wyrywając
kołami grudki ziemi.
Mary Beth podskoczyła na głośne uderzenie pioruna. Zmroziło ją. Ale\ to było
blisko! Wyjrzała przez okno.
Deszcz siekł tak gęsto, \e niewiele było widać. Bala się jednak, \e piorun w coś
trafił.
Usłyszała zajadle szczekanie psów. Szalały przy drzwiach wejściowych.
Otworzyła je i zamarła.
Stajnia siÄ™ pali!!!
Z belek dachu strzelały w górę płomienie. Niewiele myśląc, przebiegła przez
podwórko, przez strugi deszczu. Niszczało dzieło jej cię\kiej pracy! Dobiegła do
drzwi stajni i otworzyła je na oście\.
Zostań zawołała, zobaczywszy obok siebie psy. Wciągnęła, ile tylko
mogła powietrza i pobiegła ratować konie. Kręciły się ju\ w boksach,
zdenerwowane.
Kiedy otworzyła pierwszy boks, zdała sobie sprawę, \e ogień ogarnął ju\ nie
tylko dach. Krzyczała i uderzała otwartymi dłońmi konia, aby wybiegł z boksu.
W końcu szarpnął się i wybiegł. Dr\ąc, pociągnęła za poły koszuli, zrywając
guziki, i przysłoniła sobie materiałem nos i usta. Skoczyła do drugiego boksu.
Udało jej się uwolnić wszystkie konie. Dym był ju\ na tyle gęsty, \e ledwie
mogła oddychać. Zaczęła tracić orientację.
Bo\e, przecie\ musi stąd wyjść!!!
Usłyszała Błyska i Damę. Dostrzegła drzwi. Zataczając się, biegła w stronę,
skąd dochodziło szczekanie. Płuca ją wprost paliły. Potknęła się, omal nie
upadając. Wytę\yła siły i posuwała się dalej. W końcu znalazła się na dworze.
Opadła na kolana i dławiąc się, łapała powietrze.
Odczołgała się resztkami sił od płonącego budynku. Deszcz ciągle padał. Psy
zaczęły ją obwąchiwać, trąca jąc po twarzy zimnymi nosami. Szczekały przy
tym niemiłosiernie. Przytuliła jednego, potem drugiego, dziękując im w ten
sposób za wskazanie drogi. Zebrała się w sobie i stanęła. Popatrzyła na płonącą
stajniÄ™.
Krzyknęła Po\ar przeniósł się na dom!!! Była w desperacji. Jedyna rozsądna
rzecz, jaką mogła zrobić, to zostać na miejscu. Patrzyła, jak płomienie li\ą
ścianę jej domu i obejmują dach.
Nie!!! wrzasnęła. Nie miała jak zgasić tego po \aru.
Azy spływały jej po policzkach. Straci coś, na co tak cię\ko pracowała! Dotąd
sądziła, \e nienawidzi tego domu i wszystkiego, co przypominał, ale teraz
wiedziała, \e tak nie było.
Szkatułka!
Pobiegła do drzwi. Muszę ocalić tę szkatułkę! myślała rozpaczliwie.
ROZDZIAA JEDENASTY
Deke trzymał Mary Beth za rękę. Obserwował z troską jej pogrą\oną we śnie
twarz.
Minęły ju\ dwa dni, a ona wcią\ była półprzytomna. Lekarz zapewnił, \e Mary
Beth wkrótce dojdzie do siebie. Doznała wstrząsu mózgu. Deke chciał wierzyć
w jej wyzdrowienie, ale nie nadchodziło. Była blada i słaba. Uniósł jej dłoń i
przycisnął do policzka. Ucałował ją delikatnie. Bo\e, to istny cud, \e nie
spłonęła \ywcem!
Kiedy dojechał do Paradise, zastał całkowicie spaloną stajnię i objęty
płomieniami dom. Mary Beth nie było. Tak jak się obawiał, wcią\ tkwiła w
domu; za wiodły go tam psy, szczekając nerwowo.
Niewiele widząc przez gęsty dym, Deke szedł od wa\nie w głąb mieszkania.
Zobaczył Mary Beth posuwającą się do wyjścia. Był ju\ blisko niej, gdy nagle
trzasnęła belka sufitu; opadając, uderzyła ją w głowę. Z przera\eniem zobaczył,
\e Mary Beth chwieje się i upada na podłogę...
Z tych wspomnień wyrwało go czyjeś przyjście. Do salki weszli Jake i Ryder.
Zmieniali go w ciÄ…gu doby, pomagajÄ…c fizycznie i psychicznie. Zapewniali, \e
Mary Beth ma w szpitalu najlepszą mo\liwą opiekę. Nie wiedział, jak prze\yłby
to wszystko bez nich.
Jak się czujesz? spytał Jake.
Dobrze.
Jake popatrzył z troską na nieruchome ciało Mary Beth.
Czy coś się zmieniło?
Deke pokręcił tylko głową i przytulił jej dłoń mocniej. Ryder poło\ył mu dłoń
na ramieniu. Potem powiedział ostro\nie
Wiesz, ze Jutro zaczynają się finały Jezeli masz na nie zdą\yć, musisz
niedługo odjechać.
Wiem, co muszę robić, do cholery huknął Deke, zrywając się nagle i
zrzucając z siebie rękę brata.
Nienawidzę cię usłyszał w myśli. To on sam, krzyczał te słowa do swojego
ojca. Wspomnienie, które dręczyło go od lat. Był teraz tak blisko spełnienia
obietnicy, którą zło\ył nad grobem ojca. Tylko, aby wystartować w finale,
musiał znowu zawieść osobę, którą kochał najbardziej na świecie.
Mary Beth.
Jake i Ryder popatrzyli po sobie.
Co chcesz przez to powiedzieć? spytał cicho Jake.
Deke zawsze był najspokojniejszy z braci i skoro tak się zachowywał, to znaczy,
\e bardzo cierpiał.
Co się stało? Deke, powiedz nam. Chcemy ci pomóc.
Deke podszedł do okna. Miał ochotę wyznać braciom, czego wstydził się przez
[ Pobierz całość w formacie PDF ]