[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ojcze mój, odezwał się przełożony, nie na pokutę zasłużyliście, ale na chwałę.
Niech się stanie, jako Bóg zrządził przez was!
Natenczas ojciec Otton opowiedział dopiero, jak go ów ptak niebieskoskrzydlaty
wiódł cudownie, podlatując aż ku miejscu temu, na którym króla znalazł, i oba wielbili
Opatrzność Bożą.
Nazajutrz rano już się Boleszczyce wybierali dalej jechać, gdy Zbilut, który ciekawy
był wszystkiego, ogród postrzegłszy klasztorny, a w nim kwiaty i różne ziele i drzewa, które
mnisi z cieplejszych krajów tu z sobą przynieśli, zapragnął bardzo wirydarzowi onemu z
bliska się przypatrzeć.
Na to pozwolenia nie było trzeba, więc wszedł.
Król w sukni zakonnej braciszka, brudnej i starej, właśnie schroniwszy się do budy
ogrodowej, siedział w niej, nie spodziewając się wcale, aby tu który z Boleszczyców miał się
zjawić, gdy Zbilut stanął przed nim.
Stanął, spojrzał i osłupiał.
Poznał zaraz, choć wychudzoną, twarz królewską, ale oczom nie chciał wierzyć.
Zerwał się król i dawny gniew go opanował, tak że się na Zbiluta rzucił, jakby chciał
zamordować, ano wnet opadły mu dłonie i sam na ziemię padł, twarz kryjąc w dłoniach.
Zbilut mu się też u nóg położył płacząc i z radości, że pana znalazł, i z litości nad stanem
jego.
Wtem król się podniósł i głosem zmienionym prosić począł, aby tajemnicy jego
nikomu nie wydawał.
Zbilut poprzysiągł, ale do nóg jeszcze raz padł, aby braciom jego widzieć się po zwolił.
Bolesław nie przystał na to, jednego tylko Borzywoja do siebie zawołać kazał.
Gdy inni śniadali, o niczym nie wiedząc, Zbilut brata starszego królowi przyprowadził, z
którym Bolesław tylko krótką mówił chwilę, nakazując im powracać do królowej, Mieszka i
pani tej strzec, a im pozostać wiernymi.
Wyjechali Boleszczyce z Osjaku nazad i wprost do Wielisławy zdążali, aby spełnić
ostatnie pańskie przykazanie.
Borzywój, który na tajemnicę nie przysięgał, długo ją trzymał; aż raz, gdy królowę widział
wielkim żalem zdjętą nad zgonem męża, bo wieści chodziły straszne, nie wiedzieć przez kogo
rozsiewane, że go psy rozszarpały, czy że sam śmierć zadał sobie, ulitowawszy się boleści jej,
opowiedział o wszystkim, jak było.
Radość królowej nadzwyczajna o mało tajemnicy nie zdradziła, lecz Borzywój uprosił
ją, by się miarkowała i nie wydawała króla, który pokutą oczyścić się pragnął.
Wymogła tylko królowa na nim w rok potem, aby on sam jeden, nikomu nic nie mówiąc, do
Osjaku znowu jechał, pozdrowienie od niej zawiózł i o rozkazy dla Mieszka i jej prosił.
Borzywój, wiedząc, iż niemile przyjęty będzie, prawie rok się ociągał z podróżą; wreszcie
uprosić się dał i pojechał.
Było to już jesienią, drogi nie bardzo bezpieczne, dni krótsze, dosyć, że podróż trwała dłużej,
niż Borzywój rachował, i ledwie, po stradawszy dwa konie, do klasztorku się dostał.
Przełożony poznał go zaraz.
Zapytał o ojca Ottona.
Pogrzebaliśmy go tej wiosny, odpowiedział ojciec Augustyn, i żal nam go, bo
niełatwo kto zastąpi człowieka, co wszystko umiał, a pokorny był, jakby nie znał nic.
O króla zapytać się nie śmiał i nie wiedział jak Borzywój; wtem sam przełożony
zagadnÄ…Å‚ go:
Wszak z polskiej ziemi jesteście?
Tak jest, rzekł Borzywój, i służyłem na dworze króla, który...
Któregośmy tu pochowali, dodał cicho ojciec Augustyn.
Umarł!
odezwał się z wyrazem głębokiego żalu i zdumienia Boleszczyc.
Umarł!
Skończył przykładnie, rzekł ojciec Augustyn po woli.
Pan Bóg mu dał śmierć lepszą, niż było życie.
Dziś nie jest to już dla nikogo tajemnicą, chociaż umierający życzył sobie, aby ani o jego
zgonie, ni o miejscu pogrzebu nie wiedziano, a przynajmniej nie rozgłaszano po świecie.
Kazaliśmy na pamiątkę pokuty nad grobem jego kamień położyć.
Zobaczycie go przy kościele na cmentarzu.
Człowiek był jeszcze niestary, silny!
zawołał Borzywój.
Ale go złamało życie, zgryzota, upadek, mówił przełożony.
Jeśli się nie mylę, wyście go tu widzieli już w sukni naszej, naówczas był wychudły i zwiędły,
pózniej zamęczył się sam pracą do upadłego, dobrowolną.
Była to natura gwałtowna i namiętna, która potrzebowała być czynną, a gdy dobrze czynną
być nie mogła, naówczas szał ją porywał.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]