[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tomekwyrywaz maminych redlin suchą nać, żeby mama prędzej kopałaod
6 - Dzieci z-l-csaaynowej Górki
81.
Antka.
Ewa i Małgosia zbierają wykopane ziemniaki i razem odnoszą je do kopca.
Krowa i Czarnulek spacerują sobieswobodnie po całym ziemniaczysku, nikt nie ma czasu
ich paść, więc używaj sobie na swobodzie.
Tomek!
Małgosiu!
Zobaczcie, co znalazłam!
- woła Ewa.
No, co to jest!
Taki dużyziemniak.
Aha,ziemniak!
Zobaczcie: tu ma nos, tu ma oczy, rręce,tu nogi.
To pan Ziemniaczkiewicz!
Patrzcie, jak się śmieje od ucha doucha!
Ubierzemygo wkacabajkę, będziesię z Różą bawił.
Posadziły dzieci pana Ziemniaczkiewicza przy kopcu z ziemniakami, a same wróciły do pracy.
Wtem od strony Majdanu nadlatują wielkie krzyki, słychać bęben,jakieś huki i nagle bucha
wielki słup dymu i płomienie.
Poprzelękały się dzieci.
Ciocia już rzuciła motykę..
i chce biec swoją wieś ratować od pożaru, ale tatuś sięśmieje.
- Szwagierko kochana, a iktóż to w czasie pożaruw patelnię wali?
-No, a co się tam stało?
- Tosię stało, żeludzie nie poszliu was jeszcze kopać.
-Nie mają się co śpieszyć!
Traktoryz kopaczkamiwykopiÄ… u nas ziemniaki!
- No, toteż właśnie.
Zwiedziałysię o polu ziemniakówdziki i one sobie wybrały na "wykopki".
A dzikie świnie to ,,kopaczki" znakomite.
Lepsze ichryjeniżnajlepsze motyki.
No i trzeba było dziki bębnieniem i ogniem odstraszyć.
- Oj, to one nasnapadną, jak będziemy do domu wracać- trwoży się Małgosia.
-Nie bójsię,już one teraz w samym środkulasu!
Zresztąty nie ziemniaczek ani nie żołądz, to cię niezjedzą śmiejesię gajowy i wraca do kopania.
- Okropniesię w tym roku dzikirozpleniły -mówi mamaoglądając się na dogasającepod
lasemognisko żebyw biały dzień na pola napadać!
Tego dawno niebywało!
Co Tomka złapało?
Teraz - kiedy już ziemniaki wykopane w polu, amarchewi buraki w ogródku, kiedy już
wszystko siedzi w piwnicy czywdołach iczeka na zimę, kiedy kurczaki i gąsięta dorosłyi same
szukają sobie pożywienia - Ewa i Tomek mają wielewolnego czasu, toteż tatuś, idąc na obchód lasu,
zabiera ichchętnie ze sobą.
Opadłyjuż ostatnie liście z drzew, a siwymróz rankamina biało maluje dachy.
Skończyłysię jużgrzyby i napróżno dzieci myszkują po krzakach, jest już za
83.
zimno i grzyby nie chcą spod ziemi swoich kapeluszy wystawiać.
Ale w lesie zawsze, zawsze jest coÅ› ciekawego dozobaczenia, a jak siÄ™ idzie z tatusiom, to nawet
dzika spotkaćnie byłoby straszno!
Za dziećmi lubi biegać do lasu Czarnulek, który jest już całym Czarnuchem, taki z
niegowielki,rogaty baran wyrósł.
Ale najgorszy kłopot zAzorkiem.
Koniecznie, rwie się do lasu, a tatuś nie pozwala, żeby sambiegał, bo płoszy zające i sarny.
Dzisiaj jednak tak Azorek ładnie prosił, że Tomek przywiązał mu doobroży rzemień i zabrał
go do lasu na tejsmyczy.
W lesiepachnieżywicą i wiatr szumi w drzewach - miotaostatnie żółte liście.
Po gałęziach śmignie czasami wiewiórka.
Wtedy Azorekrzuca się na pień drzewa i szczekana nią,ile tylko siły, a Tomek musigo mocno
trzymać, żeby się niewyrwał; wiewiórka tymczasem fuka na Azorka z drzewa i nicsobie z jego
wymysłów nie robi.
Póki Azorek szczekał nawiewiórki, Tomek dawał radę utrzymać gona smyczy, alekiedy mijali leśną
polankę i z wrzosów wyrwał się szaryzajączek, Azorek zapiszczał - ham!
ham!
ham!
- i dał tak
84.
niespodziewanego susa, że Tomek, trzymający mocno koniec smyczy, podskoczył także i bęcnął jak
długi we wrzosowisko, zaciskając pięść, z której wymknęła się smycz i sunęłateraz jak wąż po
mchach i wrzosach, uwiązana u Azorkowejobroży.
- Azor!
Azor!
- krzyczeli Tomek i Ewa pędząc za psem.
Było to jednak to samo, co gonienie wiatru w polu.
Coraz dalej słychać cieniutkie naszczekiwanie.
Tomekjednak nie ustaje.
Czuje się winnym, że Azorka puścił,biegnie i woła co siły:
- Azorek!
Azorek!
Do nogi!
- Wtem narównej leśnejsteczce Tomek pada, jakby mu kto nogi podciął, aż nosemzaorał piasek.
Chce się zerwać- nie może, coś go trzyma.
- Tatusiu!
Coś mnie złapało!
Cośmnie złapało za nogę!
Ojej!
Ojej!
NadbiegajÄ… ojciec iEwa.
Ojciec nachyla się - przecinascyzorykiem mocny sznurek, który ściskanogę Tomka.
Wyrywa z ziemi kołek.
- Co to było, tatusiu?
- pytaTomek.
- To wnyk.
Złapałeś się w takie sidło, które kłusownicy,rabusie leśni, zastawiają na, z^j^ezkLGdyby, tedy
zamiastdębie biegł zając, złapałby sięzagłowę ijuż by było po nim.
Kowadełko
Idą dalej po lesie, ale Tomek jestmarkotny, choć tatuśnawet się nie gniewa;tatuś nigdy sięnie
gniewa, jeżelidziecizawiniły niechcący.
PrzecieżTomek trzymał smycz,ile tylkomiał siły,i nie jest winien, że Azorek takmocno szarpnął.
Toteż tatuś spojrzał na Tomkowy długi nos i zawołałwesoło:
- No,kto zgadnie, skąd pod brzozą leży całagromadaroztrzęsionych szyszek świerkowych?
85.
Może szyszki rosną na tej brzozie.
- roześmiała się
takich cudów jeszcze nie^ma!
- Może i dziki pogryzły.
- domyśla się Tomek.
- Dziki wolą żołędzie i orzeszki bukowe.
Ale spojrzyjcietutajnatę najniższą gałąz!
- TatuÅ› podsadza kolejnodzieci.
- Ojej!
- dziwisiÄ™ Ewa.
-Taka dziurka zrobiona międzypniema gałęzią.
- To się nazywa kowadełko.
A wiecie, kto je wykuł?
- Kowal?
- zgadujeTomek.
- Dobrze zgadłeś!
Ale jaki kowal?
Zaraz siÄ™ przekonamy.
On właśnie jest przy robocie, tylkoco ostatnią szyszkapostrzępił.
Schowali się za jałowiec.
CzekajÄ…na tegodziwnegokowala.
Wtem załopotały skrzydła i spory, pstry ptak z dużą
szyszką w dziobie przysiadł przy kowadełku.
- To dzięcioł!
- szepnęła Ewa.
Ojciec kiwnął głową.
Dzięcioł tymczasem umocowuje
szyszkę w otworze, kręci nią, obraca szyszkę na wszystkiestrony, dopasowuje, pobija dziobem
prawdziwy majsterstolarski.
Wreszcieszyszka umocowana ani drgnie, wparłsięwięc mocno w pieńpazurami, podparł się
ogonemi lupu-cupu!
kuje w nią z rozmachem, że łuseczki tylkopryskająna prawoi lewo.
-A po coon tÄ™ szyszkÄ™ takszarpie?
pyta Tomek.
-Nasionka z niej wyjada.
Na drzewienie da rady wydziobać nasienia, bo co w szyszkę dziobnie, to ona myk!
ucieka na bok, więc ją sobie obsadza jak w warsztaciei dopiero się dobierado nasionek.
Owadów już mało,więcmusisię dokarmiać nasionami drzew.
- To dopiero mÄ…drala, co?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]