[ Pobierz całość w formacie PDF ]
trykulowanego w I963 roku. Wkrótce go otrzymał: II9 King's
Road, Londyn SW3.
Stephen zaczynał nabierać ochoty do rozgrywki z Harveyem. Z
Christ Church wyszedł przez Peckwater i Canterbury Gate na
High Street i w drodze do kolegium, maszerując z rękoma w kie-
szeniach, układał w myśli krótki list. Nocni malarze haseł znowu
ozdobili mur kolegium. "Deanz meanz feinz"* - wieściło staran-
nie wymalowane graffito. Stephen, pełniący - zresztą niechętnie
- funkcję prodziekana i odpowiedzialny za dyscyplinę studentów,
uśmiechnął się. Jeśli hasła były dowcipne, zezwalał, aby zostały na
murze do końca trymestru, jeśli nie - kazał portierowi natych-
miast je usunąć. W domu Stephen usiadł przy biurku i napisał list,
który obmyślił po drodze.
D e a n z m e a n z fe i n z - dziekani sypią grzywnami, przeróbka znanej rekla-
my fasolki firmy Heinz. Zgodnie z tradycją na studentów w Oksfordzie nakłada się
kary pieniężne za niewłaściwe zachowanie (przyp. tłum.).
Kolegium Magdaleny
Oksford
I 5 kwietnia
Szanowny Panie Doktorze,
Wydaję skromną kolację w następny czwartek wieczorem dla kil-
ku osób z doboruwego towarzystwa.
Byłoby mi niezmiernie miło, gdyby znalazł Pan czas i zechciał
przybyć. Myślę, że uzna Pan, iż warto się było pofatygować.
Z poważaniem
Stephen Bradley
PS. %7łałuję, że David Kesler nie będzie obecny. Obowiązuje strój
wieczorowy.
Kolacja zostanie podana o ósmej.
Stephen zmienił arkusik listowego papieru w swoim starym Re-
mingtonie i wystukał podobne zaproszenie do Jean-Pierre Lamann-
sa i do lorda Brigsleya. Zastanowił się chwilę, po czym podniósł
słuchawkę wewnętrznego telefonu.
- Harry - powiedział do starszego portiera. - Gdyby ktoś
dzwonił i pytał, czy jest tu facet o nazwisku Bradley, masz odpo-
wiedzieć: "Tak, proszę pana, nowy matematyk z Harvardu, członek
Kolegium Magdaleny, słynny ze swych proszonych kolacji". Jasne,
Harry?
- Tak, proszę pana - odparł Harry Woodley, starszy portier.
Nigdy nie potrafił zrozumieć Amerykanów, a doktor Bradley nie
stanowił wyjątku.
Jak przewidział Stephen, wszyscy trzech telefonowali i dopyty-
, wali się o niego. Zrobiłby tak samo na ich miejscu. Harry zapamię-
tał jego słowa i powtarzał je dokładnie, lecz jego rozmówcy nadal
_ robili wrażenie nieco zaskoczonych.
- Nie bardziej ode mnie - mruczał pod nosem Harry.
W następnym tygodniu wszyscy trzej przysłali Stephenowi za-
wiadomienia o przyjęciu zaproszenia, James Brigsley na ostatku. W
herbie na papierze listowym wpleciona była obiecująca dewiza-
ex nihilo omnia.
Odbyła się narada z szefem służby salonu profesorskiego i mi-
5 - C=c_ dći grc_sza 65
strzem kuchni kolegium. Ustalono menu zdolne rozwiązać języki
najzaciÄ™tszych mîlczków:
Coquilles St. Jacques
Carrée d'agneau en cro>te
Casserole d'artichaust et champi-
gnons
Pommes de terre boulangPre
Griestorte z malinami
Camembert frappé
Café
Pouilly Fuissé I 969
Feux St. Jean r97o
Barsac Ch. d'Yquem I9z7
Port Taylor z947
Wszystko było przygotowane. Stephen mógł tylko czekać na
wyznaczonÄ… godzinÄ™.
W czwartek punktualnie co do minuty zjawił się Jean-Pierre.
Stephen podziwiał elegancki smoking i dużą, miękko zawiązaną
muszkę swego gościa; bezwiednie poprawił swoją skromną, przypi-
naną. Był zaskoczony, że Jean-Pierre, człowiek o tak oczywistym
savoir-faire, również dał się nabrać na Prospecta Oil. Stephen wdał
się w monolog o roli trójkąta równoramiennego w sztuce współ-
czesnej, a tymczasem Jean-Pierre gładził swój wąsik. Nie był to te-
mat, na jaki w normalnych okolicznościach Stephen by się porwał i
jaki kontynuowałby bez przerwy pięć minut. Przed nieuchronnoś-
cią obcesowych pytań uratowało go wyłącznie nadejście doktora
Robina Oakleya. Wprawdzie Robin zeszezuplał troszkę w ostatnim
miesiącu, ale mimo to Stephen natychmiast pojął, dlaczego był tak
wziętym lekarzem. Jego wygląd pozwalał, jak to określił H.H.
Munro (Saki), zapomnieć kobietom o innych błahostkach. Robin
przyglądał się badawezo niezgrabnie powłóczącemu nogami Ste-
phenowi wahając się, czy zapytać od razu, czy już się kiedyś spot-
kali. Postanowił, że nie. Może w trakcie kolacji z jakiejś aluzji od-
gadnie, dlaczego został zaproszony. Niepokoił go dopisek o Davi-
dzie Keslerze.
Stephen przedstawił ich sobie z Jean-Pierre'em. Zajęli się roz-
mową, tymczasem Stephen zlustrował stół biesiadny. Drzwi znów
się otworzyły i z respektem trochę większym niż poprzednio por-
tier zaanonsował lorda Brigsleya. Stephen podszedł, aby go przywi-
tać, raptem niepewny, czy ukÅ‚onié siÄ™, czy podać rÄ™kÄ™. Mimo że
James nie znał nikogo z tego osobliwego zgromadzenia, nie okazał
cienia skrępowania i swobodnie przyłączył się do rozmowy. Nawet
Stephenowi zaimponowała zręczność, z jaką poprowadził błahą roz-
mowę towarzyską, chociaż nie mógł zapomnieć o jego słabych wy-
nikach na studiach i wątpił, czy szlachetny lord będzie przydatny w
jego planach.
Magia kulinarna szefa kuchni urzekła biesiadników. %7ładnemu z
gości nie wypadało zapytać o powód przyjęcia, gdy podawano do
stołu tak delikatnie przyprawione czosnkiem jagnię, tak wyśmienity
placek z migdałami i tak wyborne wina.
Wreszcie, gdy służba uprzątnęła stół, przy drugiej kolejce porto,
Robin nie wytrzymał.
- Doktorze Bradley, jeśli nie poczyta pan tego za niegrzecz-
ność...
- Proszę mówić mi Stephen.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]