[ Pobierz całość w formacie PDF ]

namalowane w sercu.
- Dlaczego?
Słyszała ponaglenie w jego głosie, ale w ciemności nie
widziała twarzy, mimo to rozumiała, jak bardzo jest dla niego
ważne, żeby rozwiązała tę zagadkę.
- Ponieważ nie byliśmy wtedy razem, więc nie mogło być
owocu naszego zbliżenia. Na martwym drzewie nie wyrosną
kwiaty i nie da ono zbiorów. Fyllis nie zakwitła, póki nie
wrócił do domu Demofon i nie wyrwał jej z martwoty.
Bernardino odetchnÄ…Å‚ z ulgÄ… i przyciÄ…gnÄ…Å‚ jÄ… do siebie. To
był długi i namiętny pocałunek, pozostali połączeni w uścisku,
póki nie poczuli na twarzach ciepłych kropli deszczu.
- Chodz - powiedział. - Mam świeżo poślubioną żonę.
Księżyc świeci wysoko na niebie, więc chyba zaczyna się noc
poślubna. - Pomógł jej wstać i śmiał się znacząco w
oczekiwaniu na spełnienie pragnień. Gdy szli przez pachnący,
okryty mrokiem sad, znowu zaczął mówić. - To dziwne, że tu,
w Saronno, kiedy cię poznałem, widziałem w tobie uosobienie
Dziewicy i malowałem cię jako Madonnę. Natomiast w San
Maurizio nie dawałem twojej twarzy postaci Królowej
Niebios, tylko świętym i męczennicom, kobietom
śmiertelnym. Także tej drugiej Marii, Magdalenie.
Simonetta wzięła go pod rękę i odezwała się prowokująco.
- Pewnie myślałeś o mnie jako o kobiecie upadłej, tak
nazwał mnie Gregorio; kobiecie, która bez żadnych skrupułów
całowała się z tobą na stopniach ołtarza. - Aż się zdziwiła, że
tak lekko potrafiła mówić o tamtym wydarzeniu, które ją
wtedy zdruzgotało.
Nie podjął żartobliwego tonu.
- Być może... być może najpierw cię idealizowałem,
zrobiłem z ciebie ikonę doskonałej kobiecości, wcielenie
Madonny. Matki, żony i wszystkiego, co dobre i godne
kochania. - Szczerość biła z jego głosu, rwącego się, jakby
umysł przebijał się przez gąszcz myśli, żeby dotrzeć do
prawdy. - Potem, gdy już rozbudziłem w tobie namiętność,
wmówiłem sobie, że tobą pogardzam, a przecież to ja byłem
sprawcą twojego upadku. Być może najbardziej chodziło w
tym o moją matkę, która odmawiała mi miłości, podobnie jak
ty mi jej odmawiałaś. Ona była prawdziwą Magdaleną,
obydwie trudniły się nawet tą samą profesją. - W tym
momencie się uśmiechnął, ale mimo ciemności poznała po
jego twarzy, że poczucie krzywdy wciąż jest w nim żywe.
Zapragnęła je wymazać, okazując mu miłość, na jaką
zasługiwał w dalszym życiu.
Zostawili za sobą pokrytą liśćmi aleję i wchodzili po
stopniach loggii.
- A jeżeli będziesz mnie teraz malował, jako mój mąż, to
kogo będę wyobrażała? - spytała.
Odwrócił ją do siebie i ujął jej twarz w dłonie. Na
Simonettę padało bursztynowe światło z okien domu i oblana
blaskiem świec wydawała się cała ze złota, jakby dokonał się
cud alchemii. Ale nie, nie była ani ikoną, ani posągiem, tylko
żywą kobietą, jego żoną. Serce zmiękło mu jak wosk.
- NamalujÄ™ ciÄ™ takÄ…, jaka jesteÅ›. JesteÅ› kobietÄ… stÄ…pajÄ…cÄ…
po ziemi. Może się też zdarzyć, iż uwiecznię cię ponownie
jako Madonnę. W San Maurizio nasłuchałem się wielu
opowieści i zrozumiałem, że każda kobieta, czy to wyniesiona
na ołtarze, czy nie, jest przede wszystkim istotą ludzką; i
mężczyzna też. - Pocałował ją dla podkreślenia puenty i
weszli do środka.
Niespiesznie szli po schodach do jej komnaty, po
chodniku z kwiatów migdałowca, którymi posypała schody
Veronica, wyznaczając im drogę. Bernardino milczał,
rozmyślając, Simonetta czekała.
- O jeszcze jednej rzeczy chcę wspomnieć, nim
zakończymy naszą rozmowę - odezwał się wreszcie. - Czy
pamiętasz, jak w kościele w Saronno wyciągnęłaś do mnie
rękę, a ja uciekłem?
Stał o stopień niżej, odwróciła się i spojrzała na niego.
Noli me tangere. Miał rozbrajająco szczery i niepewny wyraz
twarzy. Kochała go w tym momencie tak bardzo, że nie była
w stanie wykrztusić ani jednego słowa. Kiwnęła jedynie
głową.
- Nigdy więcej tego nie zrobię - zapewnił miękkim
głosem przechodzącym w szept.
Wyciągnęła do niego rękę, chwycił ją i razem szli dalej po
schodach.
* **
Jego twarde ciało leżało na jej miękkim ciele i całowali się
po raz setny i tysięczny, aż ją piekły usta i policzki
podrażnione szorstkością jego brody. Jego ręce były wszędzie,
zapoznając się z topografią jej ciała; wędrowały po piersiach,
między nogami, po wszystkich miejscach, które od dawna
tęskniły, by ich dotykał. Czasami ściskał tak mocno, że bolało,
to znowu muskał delikatnie jej ciało i wtedy bezwstydnie
prowadziła jego ręce na właściwy trop. I wreszcie wszedł w
nią, uśmierzając tęsknotę. Zastygł w bezruchu w niej i na niej;
szare jak u wilka oczy spotkały się z oczami niebieskimi jak
jezioro i zaglądały w ich przepaścistą głębię. Ten moment
złączenia dwóch ciał, o którym Simonetta marzyła od trzech
lat, sprawił jej taką rozkosz, że musiała zagryzć wargi, aby nie
krzyczeć. Zaskoczyła ją zwierzęca naturalność tego aktu i to,
że z nowym mężem jest inaczej niż z poprzednim. Była z
kimś, kto wypełniał ją całą. Z Lorenzem kochała się jako
niedoświadczona, młodziutka dziewczyna, półkobieta, która
potrzebowała półmężczyzny, chłopca bawiącego się w
żołnierza, i taki ją zadowalał. Teraz w akcie z Bernardinem
czuła, że doszło do zbliżenia dwojga ludzi, którzy po to
osobno cierpieli i osobno walczyli o przetrwanie, by nareszcie
mogli być z sobą. Są parą, w której obydwoje mają takie same
prawa do miłości, do życia i własnych pasji. To nie jest
młodzieńcza miłość, pomyślała, lecz miłość osób dorosłych i
dojrzałych, namiętność nieporównanie głębsza i bardziej
satysfakcjonująca niż układny związek dziewczynki i chłopca.
Było jej tak dobrze, tak jak być powinno. Bernardino zaczął
się w niej poruszać. Zapomniała o porównaniach z Lorenzem.
* * *
Kilka godzin pózniej Bernardino wstał, żeby zamknąć
okiennice, którymi targnął nagły, zimny podmuch wiatru.
Czarne burzowe chmury nadciągały nad ciemnozieloną
równinę od strony Pawii. Zanosiło się na nocną nawałnicę z
piorunami i błyskawicami, ale pogoda go nie interesowała.
Nie mógł tracić czasu na podziwianie burzowego krajobrazu,
gdy zostawił piękniejszy widok wewnątrz komnaty. Jego
własna żona: śliczniej sza niż kiedykolwiek, w aureoli
złotawych pukli, nie mogła leżeć samotnie w łożu. Ich
zbliżenie prześcignęło jego wszelkie marzenia. Był
wdzięczny, że przed laty nie oddała mu się tanio w pierwszym
porywie. Teraz mogli żyć z sobą uczciwie jako mąż i żona,
niedręczeni wyrzutami sumienia i aurą skandalu. Czuł się
spełniony i szczęśliwy - o nic więcej nie prosił i do niczego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl