[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przyjmujemy tutaj. Wybierasz przychodniÄ™ czy sektor A?
- Grypa? - zdziwiła się, ściągając brwi. - Chyba za wcześnie?
- Przeczy temu liczba telefonów od chorych pielęgniarek - wyjaśnił. -
Mamy szczepionkę przeciwko grypie, więc się zapisz... Nie będziesz miała
wymówki.
RS
- I tak nie mogę pójść na zwolnienie. - Uśmiechnęła się blado. - Wyko-
rzystałam już cały limit.
- To gdzie chcesz pracować?
- Wybieram sektor A - zadecydowała, spojrzawszy na grafik, z którego
wynikało, że Hugh do końca dnia dyżuruje w przychodni. Tak, w którymś
momencie będzie zmuszona spojrzeć mu w twarz, ale wolałaby jak najdłu-
żej go unikać.
Spokoju nie dawała jej myśl, jaką ma przyjąć postawę, gdy przyjdzie jej
z nim pracować, i jak zareaguje na jego widok. Ostatecznie uznała, że musi
postarać się o dystans oraz profesjonalizm i liczyła, że Hugh zrobi to samo.
Kilkoro pierwszych pacjentów nie przysporzyło jej najmniejszych pro-
blemów. Był wśród nich ośmiolatek z krwotokiem z nosa, którego po
przebadaniu przez zespół ratunkowy przejęli laryngolodzy.
Potem przyjęła czternastolatka uskarżającego się na ból brzucha. Z listu
od lekarza pierwszego kontaktu wynikało, że chłopiec znajduje się pod
opieką Paula, więc do niego zadzwoniła.
- Cześć, Paul. Jest u mnie Malcolm Lewis.
- Jak siÄ™ czuje?
- Narzeka na ból, ale parametry życiowe są w porządku - odrzekła. -
Kiedy tu będziesz?
- Za chwilę zaczynam obchód. Zanim się zjawię, załatw mu rentgen jamy
brzusznej, dobrze?
- Powinieneś najpierw go zbadać - przypomniała mu, co nie miało więk-
szego sensu, bo jeśli zaczyna się obchód, to Paula nie będzie przez co naj-
RS
mniej godzinę, a jak już przyjdzie, to pierwszą rzeczą będzie skierowanie
chłopca na prześwietlenie. Głupio, żeby pacjent czekał tyle czasu.
- Poproś Hugh, żeby podpisał zlecenie. Nigdy w życiu!
- Jak się czujesz z powrotem w pracy? - zapytał.
- Na razie w porzo. Oszczędzają mnie.
- W jakim stanie była mama rano?
- Zadowolona, że wyjeżdżam z domu. - Odłożyła słuchawkę, po czym
udała się do Andrew po podpis na zleceniu, a następnie wezwała salowego,
by przewiózł pacjenta na radiologię. Ponieważ chłopiec płakał, a jego mat-
ka w widocznej ciąży miała oznaki silnego niepokoju, zawiadomiła Billa,
że będzie im towarzyszyć.
- Wytrzymaj jeszcze trochę - uspokajała Malcolma, podając zlecenie re-
cepcjonistce.
Ponieważ Malcolm przyjechał w asyście pielęgniarki, został przyjęty
poza kolejką. Teraz z kolei Bonitę ogarnął niepokój, którego usiłowała nie
okazywać.
Wymyśliła kilka scenariuszy spotkania z Hugh: jak ona zareaguje, jak on.
Pocieszała się, że pewnie nikt nie zauważy różnicy w ich zachowaniu, bo w
szpitalu dla nikogo nie było tajemnicą, że nie przepadają za sobą. Jednak
mimo całego tego planowania w swoich przewidywaniach nie uwzględniła
Amber.
Amber przeczytała zlecenie, nawet nie spoglądając na Bonitę, która stała
przed nią czerwona jak burak. Następnie Amber sprawdziła dane pacjenta,
po czym uśmiechnęła się do niego.
RS
- Ta maszyneria wygląda strasznie, ale tak naprawdę to tylko duże apa-
raty fotograficzne - wyjaśniała, gdy Bonita nakładała fartuch z ołowiem.
Potem poprosiła go, by usiadł i przytrzymał na brzuchu zimną ramkę z
kliszą, a nawet próbowała go rozśmieszyć, pytając, czy nie jest w ciąży.
Ale chłopak za bardzo cierpiał, upuszczał ramkę, wiercił się, więc po kilku
nieudanych próbach Bonita zaproponowała, że to ona potrzyma kliszę.
Wówczas Amber, przenosząc na nią wzrok, zapytała:
- Czy siostra jest pewna, że nie jest w ciąży?
W tej samej chwili Bonicie przebiegło przez myśl, że to pytanie jest jed-
nocześnie wyzwaniem.
- Nic mi o tym nie wiadomo - wykrztusiła, mocno ściskając kliszę. Nie-
mal uginała się pod ciężarem fartucha, który wrzynał się jej w obolałe ra-
mię. Zalała ją fala wstydu, poczucia winy i rozżalenia, więc odwróciła
spojrzenie, by nie patrzeć na Amber.
- Nie oddychaj! - zawołała Amber zza ekranu, szykując się do zrobienia
zdjęcia. I chociaż to polecenie wydała Malcolmowi, Bonita także wstrzy-
mała oddech.
- Dobrze się czujesz? - spytał zaniepokojony Bill, gdy wracała z pacjen-
tem do kabiny. Ponieważ chłopiec skarżył się na coraz ostrzejszy ból, wy-
szła z niej, by wezwać lekarza.
- Nie wiem - przyznała, przygryzając wargę. Zdała sobie nagle sprawę,
że Bill jest praktycznie jedyną osobą, z którą mogłaby o tym rozmawiać. -
Nie teraz, Bill. Pójdziemy razem na lunch? - Umilkła, ponieważ do stano-
wiska pielęgniarek zbliżał się Hugh.
RS
Nie widziała go od owego poranka następnego dnia po pogrzebie ojca.
Teraz wyglądał... koszmarnie, oceniając go według jego nieskazitelnych
standardów. Garnitur bez skazy, koszula śnieżnobiała, ale krawat... nie-
dopasowany i tak zaciśnięty, że chyba go dusił, jakby wiązało go pięciolet-
nie dziecko. To był drobny szczegół, ale natychmiast wpadł jej w oko. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl