[ Pobierz całość w formacie PDF ]
gdy tylko Hyrkańczycy znajdą się w zasięgu strzału z łuku!
Przestańcie! rozległo się wołanie Khondemira. Czarnoksiężnik podjechał do sztabu
dowódcy. To nie Hyrkańczycy.
Tak twierdzisz? zapytał Jeku, obrzucając go chmurnym spojrzeniem. Bądz wobec
tego łaskaw objaśnić mi, kto to taki?
To nasi sprzymierzeńcy, moi przyjaciele z Turanu. Nie znajdujemy się już na ziemiach
Sogarii, kapitanie.
Dlaczego chcą się do nas przyłączyć? Książę nie wydał mi rozkazów tej treści. To
niezgodne&
Zgodne czy nie, potrzebuję tych ludzi, kapitanie. Nie musisz wiedzieć, z jakiego powodu.
Niech ci wystarczy, że to sprzymierzeńcy. Dzięki temu, w razie napaści Hyrkańczyków będziesz
miał do dyspozycji większe siły. Zakładam, że jesteś na tyle doświadczonym dowódcą, by
zapobiec przykrym incydentom?
Moim ludziom wpojono należytą dyscyplinę, panie, możesz być tego pewny twarz Jeku
pociemniała jak gradowa chmura. Ze swojej strony liczę, że zapanujesz nad ludzmi, którzy
są jakoby twoimi przyjaciółmi. Od wielu lat utrzymujemy pokój z Turanem, więc nie wolno
dopuścić do jakichkolwiek zadrażnień. Oczywiście, po powrocie do Sogarii złożę raport o tych,
hm, nadzwyczajnych okolicznościach.
Nie damy księciu powodów do niepokoju odparł Khondemir.
Turańczycy znalezli się w odległości strzału z łuku. Ich zachowanie świadczyło o pokojowych
zamiarach. Gdy dojechali na odległość kilkudziesięciu kroków od sogariańczyków, zatrzymali
się na rozkaz swego dowódcy. Niewielka grupa jezdzców oderwała się od przybyłych i
podjechała do Jeku i czarnoksiężnika.
Witaj, szlachetny Khondemirze. Twoi wierni towarzysze gotowi są eskortować cię w
drodze do prawowicie należącej ci się&
Bardzo dobrze, Bulamb przerwał Turańczykowi Khondemir. Zajmijcie miejsce u boku
naszych szacownych sprzymierzeńców, sogariańczyków. Nasz cel leży w głębi tej wyschniętej
równiny. Znajdujemy się już niedaleko niego.
Mężczyzna, nazwany Bulambem, popatrzył na Jeku i jego sztab z bezczelną ironią.
Cieszę się, widząc twoich& sprzymierzeńców, panie. Przekażę twoje rozkazy.
Wyśmienicie. Rozbijemy obóz na godzinę przed zachodem słońca. Staw się dziś wieczorem
w moim namiocie polecił Khondemir.
Turańczycy dołączyli do swoich. Gdy cudzoziemcy zajęli miejsce u boku sogariańczyków,
Ishkala zaczęła się im uważnie przyglądać. Wnosząc ze stylu ubiorów, uzbrojenia i uprzęży
oceniła, iż są to rzeczywiście Turańczycy. Nie miała militarnego wyszkolenia, stwierdziła
jednak, że nowo przybyłym brakuje świetnej prezencji i wybornej dyscypliny Czerwonych
Orłów. Uzbrojenie Turańczyków było przypadkowo dobrane. Wielu z nich cechował łotrowski
wygląd, kojarzący się bardziej z pospolitymi rzezimieszkami niż szacownymi przedstawicielami
żołnierskiego rzemiosła. Liczebnością dorównywali sogariańczykom. Wszyscy dosiadali koni, co
na stepowej równinie było koniecznością.
Turańczycy prowadzili pokazne tabory, najprawdopodobniej załadowane paszą dla koni i
bukłakami z wodą dla ludzi i zwierząt. Sogariańczycy patrzyli na nich z ukosa, tak jak prawdziwi
żołnierze spoglądają na amatorów, zwłaszcza takich, który wyglądają bardziej na bandytów niż
wojowników.
Ishkala wróciła do powozu, lecz gdy tylko ujrzała przejeżdżającego znów obok kapitana Jeku,
skinęła na niego.
Cóż, kapitanie? I co teraz sądzisz o turańskim czarnoksiężniku?
To niewiarygodne! Jeku ściągnął gniewnie brwi. Nie tylko wlecze nas po tych
pustkowiach, kiedy miasto jest w niebezpieczeństwie, ale na dodatek zwala nam na głowę
zgraję turańskich szumowin! Zapewniam cię, księżniczko, że twój ojciec dowie się o wszystkim!
Manzur oparł się na włóczni i zapatrzył posępnie na wojska, zgromadzone pod murami
Sogarii. Zorientował się już, że rzeczą przenikającą wszystkie dziedziny życia i wybijającą się
przed wszystkie inne cechy oblężenia, jest nuda. Młodzieniec uzbroił się w miecz, znalezioną w
miejskiej zbrojowni starą kolczugę ze spiżowych łusek i spiczasty hełm, wygrany w kości od
strażnika miejskiego. Zajmując wyznaczony posterunek na murach grodu, czuł się jak
zahartowany wojak, lecz było to dwa dni temu. Podniecenie wywołane nowością sytuacji nie
przetrwało pierwszej nocy.
Próbował układać wiersze pełne szczęku broni, rżenia rumaków bojowych, zgiełku trąb i
grzmotu bębnów, jednak wydarzenia w Sogarii nie miały wcale tak ekscytującego charakteru.
Za dnia słychać było sporadyczny świst strzał Hyrkańczyków, dla zabawy strzelających do
strażników na murach. W nocy słychać było odgłosy pracy hordy niewolników, usiłujących
nadwątlić majestatyczne miejskie mury.
Powiew powietrza z głębi miasta doniósł do nozdrzy Manzura smród stłoczonych w ciasnych
murach ludzi i zwierząt. Młodzieniec stwierdził, że dawne poematy nie wspominały o tym
aspekcie wojny. Oblężenie mogło wlec się tygodniami, a nawet miesiącami. Ta myśl była dla
Manzura nieznośna. %7ływił wszak przekonanie, że został stworzony do wielkich czynów.
Dręczyła go również obawa o Ishkalę, lecz nie miał pojęcia, jak mógłby uniknąć niechybnej
śmierci z nudów i połączyć się ze swoją ukochaną.
Jego uwagę przykuł dzwięk z dołu. Wychyliwszy się między niedawno rozstawionymi,
grubymi osłonami z wikliny, ujrzał w mroku panującym u podstawy muru otwierającą się furtę
wypadową. Rozległ się zrazu głośny, następnie cichnący w oddali tętent końskich kopyt. Znów
zaskrzypiały zawiasy i rozległ się szczęk zamykanych zasuw. Manzur wyprostował się.
Kolejny posłaniec pojechał z prośbą o posiłki zwrócił do towarzysza ze straży. Ciekaw
jestem, ilu zdołało przedostać się przez nieprzyjacielskie linie.
Założę się, że niewielu odpowiedział strażnik, stary weteran, którego w godzinie
potrzeby powołano pod broń.
Skoro łapią naszych posłańców, dlaczego nie pokazują ich pod murami, by wyszydzić nasze
wysiłki? zapytał Manzur.
Dzikusy są na to za sprytne odparł weteran, zaciskając kurczowo dłoń na drzewcu
włóczni. W ten sposób nie wiemy, komu udało się przedostać, a komu nie. Poza tym,
gdybyśmy się zniechęcili, to przestalibyśmy słać gońców. Tymczasem z każdego schwytanego
człowieka można torturami wydobyć wiadomości o tym, jak wygląda sytuacja w mieście.
Manzur pokiwał głową ze zrozumieniem. Wpadł na nową myśl.
Posłańcy muszą być bardzo dzielni. Chciałbym porozmawiać z tak odważnymi ludzmi.
Wiesz, gdzie można ich znalezć?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]