[ Pobierz całość w formacie PDF ]
żonę Yildiza. Nie mam nic wspólnego z tą sprawą, ale Turańczycy uważają inaczej. Zdaje się,
że lepiej będzie, jak strząsnę pył Shadizar ze swych stóp.
To chyba nie jest jedyny powód powiedział Tigranes. Tutejsze prawo pamięta cię
aż za dobrze. Twoja postać sprawia, iż mimo imienia, jakie sobie nadałeś, trudno cię nie
rozpoznać. yrenice Tigranesa rozszerzyły się nagle, a twarz wykrzywiła mu się w ledwo
dostrzegalnym grymasie.
Myślałem o udaniu się do& zaczął Conan, lecz przerwał, gdy spojrzał na
karczmarza. Przypomniał sobie, że honor bandyty jest taką samą rzadkością, jak pokryte
futrem węże czy upierzone ryby. %7łołd donosiciela był czymś o wiele pewniejszym&
Nieważne stwierdził beztrosko. Zostanę tutaj kilka dni, zanim coś postanowię.
OdwiedzÄ™ ciÄ™ jeszcze.
Ukrywając obawy pod żartami, Conan opuścił Złotego Smoka i wrócił do gospody
Eriakesa. Zamiast jednak położyć się spać, obudził właściciela, zapłacił należność, zabrał
konia ze stajni i odjechał drogą do Yezud.
* * *
Następnego ranka Tigranes udał się prosto do koszar straży miejskiej, gdzie powiedział, że
poszukiwany przez zamorańskie prawo osławiony Conan, ten sam, o którego pytał poseł
Turartu, może zostać złapany w gospodzie Eriakesa.
Gdy oddział żołnierzy powrócił stamtąd z wieścią, iż Conan wyjechał wiele godzin temu
nic nie mówiąc o kierunku, w jakim wyrusza, Tigranes zamiast zapłaty za donos otrzymał
chłostę za opieszałe przekazywanie wiadomości. Zbity jak pies, wrócił do gospody ślubując
barbarzyńcy okrutną zemstę.
W tym czasie Conan podążał na północ, bez przerwy popędzając Ymira.
W Zamindi wieśniacy czekali na wielkie widowisko. Zniecierpliwiony tłum w połatanych
brązowych, szarych lub rdzawoczarnych wełniakach falował i szemrał. Niektórzy posadzili
sobie dzieci na ramionach, by lepiej widziały. Za chwilę wiedzma Nyssa miała zostać spalona
na stosie.
Starą kobietę przywiązano do martwego drzewa w odległości strzału z łuku od wioski. W
nędznym ubraniu i z rozwianymi włosami spoglądała ponuro, jak tuzin mężczyzn układa
dookoła niej chrust i szczapy drewna. Sznury wiązały ją ciasno, lecz nie wrzynały się w ciało
dlatego, że pod jej wysuszoną skórą nie było odrobiny tłuszczu.
Zbyt zajęci widowiskiem wieśniacy nie usłyszeli stukotu kopyt na drodze z Shadizar. Gdy
starszy wioski rzucił pochodnię na stos drewna, silny hyrkański ogier przepychał się właśnie
przez tłum.
Ogień ogarnął najmniejsze patyki. Nyssa popatrzyła w dół. W jej oczach była obojętność i
rezygnacja.
Jedzący jabłko wieśniak został nagle popchnięty i tuż nad uchem usłyszał pożądliwe
sapanie. Odwrócił się i odskoczył. Sapanie dochodziło z aksamitnych chrap Ymira, który
żebrał o kawałek jabłka. Mężczyzna dopiero teraz spostrzegł gigantyczną postać siedzącą na
grzbiecie wierzchowca. Conan zapytał: Co tu się dzieje?
Palimy czarownicę odparł krótko mężczyzna, przyglądając mu się podejrzliwie.
Co zrobiła?
Rzuciła na nas urok, tak że tej samej nocy umarło troje dzieci i krowa. Kim jesteś,
nieznajomy, że tak mnie wypytujesz?
Czy powaśniliście się z nią?
Nie, jeśli to cię obchodzi odparł gniewnie człowiek. Ona była naszą
uzdrowicielką, ale opętał ją demon i sprawił, że zaczęła nam szkodzić.
Nyssa zakrztusiła się dymem.
Ludzie i zwierzęta umierają ciągle stwierdził Conan. Dlaczego uważacie, że ich
śmierć była nienaturalna?
Mężczyzna odwrócił się przodem do Cymmerianina.
Posłuchaj, nieznajomy. To nie twoja sprawa, co my uważamy. Odejdz stąd, jeśli nie
chcesz, by się to zle skończyło.
Conan nie kochał czarownic. Nie miał także uznania dla praw cywilizacji i sposobów
wymuszania zeznań. Wydało mu się, jednak, iż wieśniacy zrzucają winę za swe nieszczęścia
na starą kobietę głównie z powodu jej wieku, brzydoty i bezradności, a nie dlatego, że mają
dowód jej winy. Cymmerianin rzadko mieszał się do cudzych spraw, zwłaszcza gdy nie
widział w tym zysku lub nie wymagał tego honor. Mógł skorzystać z rady i pojechać dalej.
Lecz Conan był impulsywny i szybko wpadał w złość. Obrona kobiet bez względu na ich
wiek i urodę była jednym z praw w jego barbarzyńskim kodeksie. Grozba kmiotka
przyśpieszyła decyzję.
Cymmerianin cofnął wierzchowca i odjechał kawałek od zgromadzonych. Potem zawrócił,
wyjął szablę i z przerażającym okrzykiem uderzył konia piętami. Ymir jak burza runął prosto
w tłum. Ciosy płazem ostrza posypały się na głowy i grzbiety.
Wieśniacy rozbiegli się z wrzaskiem. Kilku przewróciło się wprost pod nogi pozostałym.
Conan przedarłszy się do otoczonej przez ogień ofiary kilkoma kopniakami rozrzucił płonące
drewno. Ymir rżał i boczył się na płomienie. Z więzami poszło barbarzyńcy dużo łatwiej,
gdyż oszczędni wieśniacy wybrali do spalenia stary, sparciały sznur. Tłum zawył z
wściekłości, Cymmerianin wyciągnął wolne ramię i chwycił mocno staruszkę.
Trzymaj się! krzyknął, sadzając ją przed sobą i popędzając Ymira do szybszego
biegu.
Wieśniacy otrząsnęli się z zaskoczenia i ruszyli, aby powstrzymać barbarzyńcę. Ten jednak
przebił się przez nich po raz drugi i popędził w kierunku drogi. Kilku mężczyzn pobiegło do
[ Pobierz całość w formacie PDF ]