[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Ulice w okolicy przeszukane, sir. Wysłaliśmy też oddział w
poszukiwaniu sprawcy.
Ral odwrócił się na lewej ręce. Na dłoni tkwiła plama, jakby z
mokrego atramentu w kształcie wieży. Próbował zmyć ją za pomocą
ługu, solanki, octu i bourbona, ale nic nie pomogło. Na domiar złego
mógł przysiąc, że w czasie walki z Caimem plama zaczęła go mrowić.
W całym zamieszaniu mrowienie to było prawie niezauważalne, ale
mimo wszystko było to dziwne uczucie.
- Przywołaj ich z powrotem. Czy jesteśmy gotowi na powrót
mistrza Aristona?
- Tak, sir. Ustawiłem Braci przy Bramie Rynku. Mają go
przywitać i odebrać paczkę.
- Dobrze. Niech przyprowadzą ich na Wzgórze Niebiańskie, jak
tylko się pojawią. Idziemy do pałacu.
- Wedle rozkazu, sir.
Na rozkaz setnika trzynastu Zwiętych Braci weszło do
apartamentu. Każdy z nich wyszedł z jedną drewnianą skrzynką. W
głowie Rala zabrzmiała skoczna melodia, gdy spojrzał na swoją dłoń.
Znamię marszczyło się w skutek szybkich skurczów ścięgien.
Szlachetne znamię. Być może wykorzysta je w swoim nowym herbie
rodzinnym - czai na wieża na białym polu. Była w tym odrobina
elegancji.
Po raz ostatni rozejrzał się po pokoju. Mural Dantosa był spalony
i zmieniony nie do poznania. Teraz wydawało się, że bohater znika w
czarnej pustce, a jego ukochana na zawsze już będzie poza zasięgiem.
Rai już nigdy więcej nie zamierzał tu wracać. W rzeczywistości
próbował zapomnieć, że w ogóle tutaj przebywał. Rodzące się
gwiazdy nie potrzebują wspomnień z ziemi.
Wychodząc z apartamentu, zanucił melodię.
Był raz człowiek, który tańczył ze śmiercią ....
***
Levictus wyszedł zza cienia pochylonego dębu na miękki dywan
piasku. Między pniami starego zagajnika skradała się noc. Słodka
obietnica jej mocy wabiła go niczym zapach perfum kochanki.
Pod zakrzepłą krwią na policzkach poczuł pieczenie. Zcigał
przez całe miasto tego, który go zranił, ale w końcu zgubił go w
labiryncie alejek.
Z przekleństwem na ustach złapał jeden z cieni, który wpełzł
pod jego szatę i rozerwał na pół. Jego cichutki krzyk śmierci poruszył
suche już liście na pobliskich drzewach. Levictus przyłożył maleńkie
galaretowate ciałku do rany, po czym wymamrotał jakieś zaklęcia,
które l u wstrzymały krwawienie i zapoczątkowały proces leczenia
rany. Caim był przebiegłym wrogiem, ale w końcu był tylko
człowiekiem. Niedługo przyjdzie na niego pora.
Levictus kroczył po nierównym gruncie. Ziemia upstrzona była
omszonymi kamieniami i powalonymi filarami starej świątyni pod
dachem splecionych w górze gałęzi. Powstała w czasach, gdy w Nimei
panowało pogaństwo, świątynia również wyznaczała uskok - słaby
punkt w strukturze między królestwami. To właśnie tu, w odległości
niespełna ligi lądowej od murów miejskich, odkrył w młodości swoje
pączkujące wówczas moce, tu-i aj nauczył się, jak do nich dotrzeć,
składając w ofierze małe leśne zwierzęta, a z czasem i większe.
Pózniej Vassili, oddany mentor, który zawszy służył chłopakowi
pomocą, dostarczył mu zakazane teksty, pozwalające na poszerza nie
wiedzy w zakresie nauk tajemnych. Teraz arcykapłan był martwy, a
on, człowiek odmieniony przez salę tortur Zwiętej Inkwizycji,
pociągał za sznurki imperium.
Podszedł do kamiennego ołtarza na środku świątyni miejsca, w
którym wiele lat temu zawarł pamiętny pakt. Wspomnienie tamtej
nocy na zawsze wyryło się w jego pamięci. Pragnął zemsty na swojej
rodzinie, ale to, co udało mu się przywołać z własnej nieświadomości,
wykraczało poza jego najśmielsze wyobrażenia. Owej nocy widział
rzeczy, o których, choćby nie wiem jak się starał, nie mógł zapomnieć.
Nazajutrz o świcie był już innym człowiekiem.
Pogładził omszały kamień i jął spijać moc przenikającą
świątynię, pozwalając, by wypełniła go do głębi. Nie był tu od wielu
lat, ale teraz nadszedł czas, by ponownie nawiązać kontakt. Nadszedł
czas, by uwolnić wszystkie swe moce i skierować je przeciw swoim
ciemiężcom.
Coraz głośniej recytował zaklęcia. Cienie wrzeszczały w obliczu
pochłaniającej ich magii. Rana przestała mu dokuczać. W zamian
napłynęła go fala ekstazy, przewyższającej wszelkie ziemskie
przyjemności, krążąc po jego ciele z prędkością błyskawicy, gdy
zanosił w niebiosa swój pean do sił z Tamtej Strony.
Nad ołtarzem otworzyło się okno nicości.
Zaparł się, gdy z rozpadliny jął wiać lodowaty wiatr. Stał
niewzruszony, polegając na mocach, które miał we władaniu, nawet
gdy w szczelinie pojawiła się postać Z otchłani dobiegły go straszliwe
słowa, co brzmiało jakby góry zgrzytały zębami, jakby miażdżyły się
kości świata.
- Levictusie! Sporo czasu upłynęło od twojego ostatniego
raportu. Czy tak składasz hołd Panom Bezwzględnej Ciemności?
Levictus uklęknął na spękanej ziemi.
- Wezwałem cię, byś ...
Jego głos zamienił się w ochrypły skowyt, gdy z portalu wystrzelił
strumień czarnych płomieni. Levictus upadł na ziemię, przytłoczony
ich palącym uściskiem. Gdy wreszcie płomienie ustały, leżał na ziemi
zwinięty w kłębek.
Postać nachyliła się nad rozpadliną. Jej ponętne kształty odziane
były w ciemną suknię. Oczy, płonące blaskiem otchłani piekielnych,
obramowane były kruczoczarnymi włosami.
- Tacy jak ty nie mogą nas wezwać - zaintonowała. - Jesteś sługą,
niewolnikiem Cienia, masz spełniać wszystkie nasze zachcianki.
Levictus podniósł się na kolana. Ból opadał. Uniósł ręce do
światła księżyca, spodziewając się zobaczyć zwęglone ciało, lecz ujrzał
jedynie gładką, zdrową skórę.
Przyklęknął przed ołtarzem.
- Wybacz mi, pani.
- Powiedz, dlaczego dziś w nocy sięgnąłeś na drugą stronę
Otchłani.
- %7Å‚Ä…dam... ProszÄ™ o infuzjÄ™.
- Masz czelność? Ty, którego Władcy Cienia obdarowali mocą,
jakiej nie otrzymał żaden śmiertelnik od tysiąca lat? Ty, przed którym
obnażono tajemnice Ciemności? Masz czelność żądać więcej?
Levictus odważył się podnieść wzrok. Słowa, od tak dawna
tłumione, wypłynęły z niego lawiną.
- Nie żądam, jedynie błagam o siłę, która pozwoli mi spełnić
twoją wolę. Othir, perła imperium, leży sobie pod słońcem jak wielka,
rozdęta dziwka, zarażając rakiem wszystkie ościenne krainy.
Zburzyłbym jego parszywe mury i rozpuścił wszystkich mieszkańców
na cztery wiatry. Sprowadziłbym tam Cień i na zawsze ugasił światło
Nimei.
Emisariuszka przechyliła głowę, tak że włosy spłynęły jej na
twarz, zasłaniając śniade rysy.
- To, czego pragniesz jest możliwe, ale wiąże się z tym pewne
ryzyko.
Levictus położył czoło na chłodnej ziemi.
- PrzyjmujÄ™ je.
- Poza tym, będziesz musiał za to zapłacić jeszcze jedną cenę.
Levictus obawiał się tego, gdy uknuł ten plan. Szesnaście lat
temu otrzymał zadanie stworzenia pierwszego paktu z Tamtą Stroną.
Wtedy nie przejął się tym; była to dla niego okazja, by
poeksperymentować ze swoimi nowo odkrytymi mocami. Teraz, gdy
uwolnił się z jarzma Vassiliego, myśl o dalszej służbie napawała go
wściekłością. Wiedział jednak, ze w końcu zemści się na Othirze, jak i
na człowieku, który go zranił. I choć w sercu czuł opór, schylił głowę
na znak zgody.
Gdy słuchał przesłania emisariuszki, szeptanej z drugiej strony
otchłani, jego pierś coraz bardziej wypełniał lęk - jej słowa wyjawiały
plany Cienia. Ale jaki miał wy bór? Od dawno jego los był związany z
tą drogą. Było za pózno, by się uwolnić.
Gdy skończyła, Levictus odetchnął głęboko, po czym jeszcze raz
przytaknÄ…Å‚.
- Zrobię, co mi rozkażesz, pani. Kiedy otrzymam swoją nagrodę?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]