[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w lewo. Auu!
104
Co też ci strzeliło do tego głupiego łba, żeby im mówić?!
Tak mi się wymsknęło. Nie chciałem.
* * *
W roku 1025 OG Poszukiwacz przechadzał się nerwowo tam i z powrotem po
przedpokoju Sali Konferencyjnej zamku Rhyngill. Zdawało mu się, że słyszy, jak
bicie jego serca wypełnia komnatę. Adrenalina przelewała się w jego ciele, two-
rząc mieszankę nerwowości i strachu. Wiedział, że król Khardeen unika wszelkich
niepotrzebnych wydatków, i to często przy użyciu bezwzględnych metod. Krąży-
ły plotki, że jego ulubione powiedzonko brzmi mniej więcej tak: Oszczędnością
i pracą ludzie się bogacą . Szczególnie często powtarzał je ponoć podczas ustala-
nia wysokości dziesięciny.
Drzwi zaskrzypiały, otwierając się, i ręka ze środka zaprosiła Poszukiwacza.
Przygładził włosy, obciągnął kurtkę i nerwowo wszedł.
Minął geometryczne wzory ułożone z broni przystrajającej ściany i stanął
przed wielusetletnim dębowym stołem. Wieludziesiątletni król Rhyngill siedział,
drzemiąc po drugiej stronie stołu.
Hmm, hmm, wasza wysokość, sire!
Król poderwał się i rozejrzał wokół przestraszony.
Sire kontynuował urzędnik ośmielam się przedstawić Francka Mid-
dina, Poszukiwacza.
Franek zgiął się wpół w obecności podstarzałego króla i czekał podenerwo-
wany. Król spojrzał na leżącą przed nim małą miseczkę i podejrzliwie skosztował
czegoś, co wyglądało jak owsianka.
Słucham? rzekł z irytacją w odpowiedzi na nerwowe pokasływanie
urzędnika. Wyjrzał znad okularów w kształcie półkola i wytarł usta dość niechluj-
nÄ… chusteczkÄ….
Przybywam ze sprawą wagi państwowej zaczął Franek ostrożnie.
Błagam o posłuch u waszej ekscelencji.
Hę. . . Co ty gadasz? Król podniósł trąbkę do ucha.
Mam niecierpiącą zwłoki sprawę i błagam o posłuch u waszej ekscelencji
powtórzył Franek cierpliwie.
Impotencji? Wypraszam sobie.
Ekscelencji, sire. To wasza wysokość jest ekscelencją.
Cholerna racja. Nie można pozwolić, żeby plotkowali o impotencji takiej
ekscelencji jak ja. To zresztą nieprawda. Widziałeś mojego syna? Król zaczął
grzebać w kieszeniach peleryny. Myślałem, że jesteśmy znani w całym króle-
105
stwie. O, jest. Sam spójrz. Król pokazał mały portret swojego syna oprawiony
w ramkę w kształcie serca.
Czyż nie jest słodki?
Franek nigdy nie wiedział, co wypada powiedzieć w takiej chwili.
Hmm, tak, sire. Ma nos po waszej ekscelencji.
Mój nos? Co z moim nosem?
Nic, sire. Miałem na myśli, że syn jest trochę podobny do waszej wysoko-
ści.
Hmmm. Król skrzywił się, chowając portret. A tak w ogóle, co cię
sprowadza?
Sire, przejdÄ™ od razu do rzeczy.
Cholernie dobry pomysł!
Mam powody sądzić, że to, co szybko stało się naszym głównym produk-
tem eksportowym, towarem niezbędnym we wszystkich dziedzinach życia, sub-
stancją, przy której uzyskaniu odegrałem wielką i niezmiernie ważną rolę, mię-
dzykrólestwianym symbolem renomy i. . .
Do rzeczy! warknął król, bawiąc się sumiastymi wąsiskami.
Franek odkaszlnął i przewinął swoje myśli.
Sire, nasze skóry są. . . to jest skóry lemingów są w niebezpieczeństwie.
%7łe co? Po raz pierwszy król okazał prawdziwe zainteresowanie. Jakie
niebezpieczeństwo. . . jakie?
Sire, mam powody podejrzewać, że Cranachanie zamierzają ukraść tego-
roczne i przyszłe zbiory lemingów wprost sprzed naszego nosa.
Król nachylił się nad stołem i wbił wzrok w Poszukiwacza, jednocześnie ma-
łym palcem wykonując gest zachęty.
Prawie rok temu wręczono mi to. Dodał urzędnikowi zwój pergaminu.
To deklaracja własności regionu, gdzie rozmnażają się i rosną lemingi, a zara-
zem żądanie zwrotu ich skórek.
Twarz króla pobladła, gdy przetrawił informację.
Wstrętne kruczki prawne. To prawda?
Tak, sire. Ale w rzeczywistości tracą prawa do skórek w momencie, gdy te
z własnej woli wkroczą w naszą przestrzeń powietrzną. Nie mamy z Cranachana-
mi porozumień handlowych.
W taki razie wszystko w porządku, czyż nie?
Cóż, sire, byłoby, gdyby wydarzenia przybrały lepszy obrót. W tym roku
po raz pierwszy w dziejach lemingi wylądują na cranachańskiej ziemi.
Po ich stronie granicy?
Franek przytaknÄ…Å‚ powoli.
Niemożliwe. . . nie mogą przenieść granicy bez mojej zgody. . . Nawet ja
nie mogę przenieść granicy bez mojej zgody! A przecież jestem królem!
Oni nie tknęli granicy, sire.
106
Nie drażnij mnie. Co się dzieje? Co się zmieniło? Co przesunęli?
Górę.
Króla zatkało. Jego płomienna furia straciła na płomienności. Spojrzał sponad
okularów, stuknął trąbką o dębowy stół, na nowo przytknął ją do ucha i cicho
spytał:
Górę?
Górę potwierdził Franek.
Właśnie mi się wydawało, że tak słyszałem. Władca znów bawił się
wÄ…sami.
Jego cesarska mość, król Rhyngill Khardeen, podniósł łyżkę i powoli roz-
mieszał niejadalną letnią owsiankę. Połączenia nerwowe w jego głowie, zarosłe
w wyniku wielu lat umysłowej jałowości, gwałtownie oczyściła maczeta prawego
oburzenia. Jego twarz zmieniła się, przybrała młodszy i bardziej ożywiony wyraz.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]