[ Pobierz całość w formacie PDF ]
trzeba to przyznać, ale prawdziwy stud, ogier, jakiemu nigdy nie brakowało temperamentu; a
cokolwiek by o tym gadano, jeszcze się nie narodziła kobieta, która by się temu oparła. Ale nie
był to przecież ów wielki artysta, ten wspaniały człowiek, co obiecywał, że razem będziemy
parą twórców, obiecywał po to, aby mnie wyprzedzić albo porzucić w imię tego, co powinno
było nas połączyć, Gabriel, w imię tej wrażliwości, miłości do muzyki...
- Jak długo trwało twoje małżeństwo z magistrem Cosme Santosem?
- Ani minuty - odparła z taką miną, jakby nagle poczuła chłód. - Ani seks, ani rozum się
nie s p r a w d z i ł y. Toteż wytrzymaliśmy pięć lat. Mnie było wszystko jedno. Ale i nie
przeszkadzało mi to. Póki on był potulny i nie wtrącał się w moje sprawy, jakoś go znosiłam.
Kiedy postanowił znowu wkroczyć w moje życie, biedaczysko, odeszłam od niego. A ty? Co u
ciebie?
Okrążyli cały Holland Park, wędrując alejami w cieniu drzew, a teraz szli przez łąkę, na
której jakieś maluchy grały w soccer. Gabriel zwlekał z odpowiedzią. Inez czuła, że coś przed
nią ukrywa, coś, o czym nie mógł powiedzieć bez zakłopotania, był bardziej rozstrojony niż
ona.
- Pamiętasz, jak to było, kiedyśmy się poznali? - powiedziała w końcu. - Ty byłeś moim
opiekunem. Ale właśnie wtedy mnie opuściłeś. W Dorset. Zostawiłeś mnie samą z jakąś
uszkodzoną fotografią, z której zniknął pewien chłopak. Chciałam się w nim zakochać. W
Meksyku znowu mnie zostawiłeś samą. To już drugi raz. Nie robię ci wyrzutów. Zwróciłam ci
za to kryształową pieczęć, którą mi podarowałeś na plaży w Anglii w 1940 roku. Czy mógłbyś
mi teraz dać jakiś prezent, aby się zrewanżować?
- Chyba tak, Inez.
W jego głosie zabrzmiało tak głębokie zwątpienie, że Inez z jeszcze większym naciskiem
ponowiła prośbę.
- Chcę zrozumieć. To wszystko. I nie mów mi, że było na odwrót, że to ja rzuciłam ciebie.
A może byłam zbyt chętna i ty, z niesmakiem, zbuntowałeś się przeciw tej nadmiernej
łatwości ? Lubisz zdobywać, dobrze to wiem. Czy uznałeś mnie za zbyt u s ł u ż n ą
partnerkÄ™?
- Nikt nie był trudniejszym obiektem do zdobycia niż ty - powiedział Gabriel, kiedy znów
znalezli siÄ™ na ulicy.
- Jak to?
Ogłuszył ją nagły hałas pędzących po ulicy pojazdów. Przeszli na drugą stronę pod zielonym
światłem i zatrzymali się przed wejściem do kina Odeon na skrzyżowaniu z Earls Court Road.
- Którędy chcesz iść? - zapytał.
- Earls Court jest bardzo hałaśliwa. Chodz. Zaraz za rogiem jest taki zaułek.
Nawet do tej małej uliczki docierała ścieżka dzwiękowa z kina, typowa muzyka z filmów z
Jamesem Bondem. Ale u wylotu ulic otwierał się widok na mały park, ogrodzony i pełen drzew
na Edwardes Square z jego eleganckimi domami, pięknymi balkonami o żelaznych
balustradach i pubem z masą kwiatów. Weszli, usiedli i zamówili dwa piwa.
Gabriel, rozglądając się dokoła, orzekł, że takie miejsce to prawdziwy azyl, a to, co czuł w
Meksyku, wywoływało w nim wręcz przeciwne wrażenie. W tamtym mieście nie było żadnego
oparcia, wszystko wydawało się pozbawione opieki, człowiek mógł być unicestwiony w jednej
chwili, bez uprzedzenia...
- I zostawiłeś mnie tam, chociaż wiedziałeś, jak jest? -syknęła ona, ale nie zabrzmiało to
jak wyrzut.
On popatrzył jej w twarz.
- Nie. Ocaliłem cię przed czymś gorszym. Czyhało tam na ciebie dużo większe
niebezpieczeństwo niż grozna perspektywa zamieszkania w Meksyku.
Inez nie śmiała pytać. Jeżeli on nie rozumiał, że nie mogła dopytywać się wprost, wolała
milczeć.
- Chciałbym ci powiedzieć, jakie to było niebezpieczeństwo. Ale, prawdę rzekłszy, nie
wiem.
Nie była zła na niego. On się nie wykręcał, czuła to.
- Wiem tylko, że coś we mnie stawiało opór i nie pozwoliło mi prosić ciebie, abyś na
zawsze została moją żoną. Ten zakaz był skierowany przeciw mnie i dla twego dobra, tak było.
- I nie wiesz, jaka przeszkoda powstrzymała cię przed tym? Dlaczego mi nie
powiedziałeś...?
- Kocham cię, Inez, chciałbym mieć ciebie zawsze przy sobie. Bądz moją żoną, Inez... To
właśnie powinienem był ci powiedzieć.
- I nie powiesz tego nawet teraz? Ja bym się zgodziła.
- Nie. Nawet teraz.
- Dlaczego?
- Dlatego, że już się nie stanie to, czego się boję.
- Nie wiesz, czego siÄ™ boisz?
- Nie.
- Nie boisz się, że to, czego się boisz, już się zdarzyło, i że to, co się zdarzyło, Gabriel, to
właśnie to, co się nie stało?
- Nie. Przysięgam ci, że to się nie stanie.
- Co siÄ™ nie stanie?
- Nie będzie ci groziło niebezpieczeństwo, jakim jestem dla ciebie
Pózniej, po latach, nie będą umieli określić, czy w tej rozmowie w cztery oczy wyjaśnili
sobie pewne sprawy, czy tylko zamierzali zobaczyć się po tak długiej rozłące. A może każde z
osobna myślało o tym przed spotkaniem lub po spotkaniu? Oboje prowokowali się nawzajem i
prowokowali wszystkich innych: kto pamięta dokładnie porządek rozmowy, kto z całą
pewnością wie, czy zapamiętane słowa naprawdę zostały wypowiedziane, czy też przetrwały
tylko w myśli, w wyobrazni, przemilczane?
Tak czy inaczej, przed spektaklem Inez i Gabriel nie potrafili sobie przypomnieć, czy jedno
z nich ośmieliło się powiedzieć: Nie chcemy już się widywać, bo nie chcemy widzieć, jak się
starzejemy, i zapewne nie możemy już się kochać, z tego samego powodu .
- Znikamy powoli, jak duchy.
- Zawsze byliśmy nimi, Inez. Rzecz w tym, że nie ma bajki bez cieni, i czasami to, czego
nie widzimy, myli nam się z naszą własną nierealnością.
- Czujesz się rozgoryczony? %7łałujesz, że nie zrobiłeś czegoś, co mogłeś zrobić, i
przepuściłeś okazję? A może powinniśmy byli pobrać się w Meksyku?
- Nie wiem, ale powiem ci, że na szczęście ani ty, ani ja nie dzwigaliśmy tego
niepotrzebnego balastu, jakim jest nieszczęśliwa miłość albo nieudane małżeństwo.
- Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal.
- Czasami myślałem, że gdybyś znów zaczęła kochać, byłoby to tylko z powodu
niezdecydowania...
- A ja czasami myślę, żeśmy się nie kochali, bo nie chcemy patrzeć na siebie, gdy się
zaczniemy starzeć...
- Czy, mimo wszystko, myślałaś o tym, jakie drżenie cię ogarnie, kiedy pewnego dnia
przyjdę na twój grób?
- Albo ja na twój! - zaśmiała się w końcu Inez.
Było bowiem tak, że on wyszedł na listopadowy chłód, myśląc, że nie ma innego wyjścia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]