[ Pobierz całość w formacie PDF ]
chwili Laird pojawił się ponownie, wielce rozradowany.
- Eerbercie! - zawołała lantha.
- Tak? - Pochylił głowę.
-BojÄ™ siÄ™...
- Boisz się, że Alice pogryzie cię w wodzie? Cóż, nie chciałbym...
- Nie, nie tego się obawiam. Co mi tam Alice! Jeśli mnie zaatakuje, potraktuję ją ogonem.
Ale boję się, że ona popłynie szybciej ode mnie!
- Posłuchaj, lantha, ty po prostu płyń najszybciej, jak potrafisz. Jakbyś miała dwa ogony,
pamiętaj. I niczemu się nie dziw. niezależnie od tego co się będzie działo.
- Co wy tam szepczecie? - spytał Connaught podejrzliwie.
- Nic, co by było przeznaczone dla twoich uszu, Louie. A cóż tam targasz w tym
wiadrze? Ryby? Niezle to sobie wykombinowałeś... Nie wolałbyś poddać się i zakończyć mecz
już teraz?
Connaught zbył jego słowa pogardliwym parsknięciem.
Jedynymi zawodniczkami startującymi na trzysta metrów stylem dowolnym były lantha
Delfoiros i lwica morska, zgłoszona jako Alice. Pozostałe pływaczki z obu klubów stwierdziły,
że za nic w świecie nie wejdą do basenu razem ze zwierzakiem. Nawet za ogromnie ważne
punkty, jakie dawała trzecia lokata.
lantha przyjęła swoją zwykłą pozę startową. Na miejsce obok niej, okrągły człowieczek
przyprowadził Alice, trzymając ją na smyczy zrobionej z kawałka liny. Na drugim końcu basenu
zajął miejsce Connaught, stawiając przed sobą jedno z wiader. Ritchey wypalił z pistoletu.
Człowieczek odwiązał smycz i zawołał:
- Bierz, Alice!
Connaught wyciągnął rybę z wiadra i pomachał nią w powietrzu. Jednak Alice
przestraszona hukiem wystrzału zaczęła tylko wściekle ujadać, nie ruszając się z miejsca.
Dopiero kiedy lantha kończyła pierwszą długość, Alice zauważyła rybę czekającą na nią po
drugiej stronie basenu. Wówczas ześliznęła się do wody i popędziła w stronę Connaughta jak
błyskawica. Ludzie którzy widzieli lwy morskie wygrzewające się leniwie wokół sadzawek w
ogrodzie zoologicznym, nie mają najmniejszego pojęcia, jak szybko zwierzęta te potrafią się
poruszać w wodzie, jeśli tylko zechcą. Mimo że syrena płynęła z niewiarygodną prędkością,
lwica i tak okazała się szybsza. Dwa razy wyskoczyła ponad wodę, zanim dotarła na drugą stronę
i wychlapała się na beton. Jedno kłapnięcie szczękami i ryba zniknęła w łapczywym pysku.
Alice dostrzegła wiadro i spróbowała zanurzyć w nim łeb. Connaught odgonił ją stopą.
Na miejscu, z którego zwierzak wyruszył, grubasek wyciągnął rybę z drugiego wiadra i machał
nią, nawołując:
- Tutaj, Alice, bierz!
Lwica morska nie połapała się jeszcze w czym rzecz, gdy lantha kończyła drugą długość.
W końcu jednak wystrzeliła z powrotem jak strzała.
Ten sam problem powtórzył się w punkcie startowym. Nie mogła zrozumieć, po co każą
jej płynąć dwadzieścia pięć metrów po kolejną rybę, skoro o kilkadziesiąt centymetrów od swego
nosa ma ich całe mnóstwo. W rezultacie, w połowie dystansu lantha miała nad lwicą dwie
długości przewagi. Ale wtedy Alice, która jak na lwicę morską była niebywale pojętna, załapała,
o co chodzi. Doścignęła i wyprzedziła lanthę, kiedy ta była w połowie ósmej długości, przy
każdym nawrocie wychylając się z wody jedynie na tyle, ile było trzeba, by połknąć rybę, i
niewiarygodnym pędem śmigała na przeciwległy brzeg. W połowie dziesiątej długości osiągnęła
dziesięciometrową przewagę nad syreną.
Wtedy przez drzwi prowadzące do szatni wbiegł Mark Vining.
W każdej ręce trzymał szklaną wazę wypełnioną złotymi rybkami. Za nim pędziły panna
Havranek i panna Tufts z klubu Knickerbockers, obie podobnie obciążone. Goście z hotelu
Creston zaintrygowani przyglądali się, jak ciemnowłosy mężczyzna o poważnej twarzy oraz dwie
dziewczyny w strojach kąpielowych wpadają do holu i zaraz znikają, unosząc ze sobą sześć
wielkich waz służących za akwaria, wszyscy byli jednak zbył dyskretni i dobrze wychowani, by
zadawać jakiekolwiek pytania na temat porwania złotych rybek.
Vining pobiegł wzdłuż basenu do miejsca znajdującego się blisko ściany, przy której
pływaczki wykonywały nawroty. Tam wyciągnął ręce do przodu i odwrócił wazy dnem do góry.
Kaskada rybek spłynęła do zielonkawej wody. Panna Havranek i panna Tufts zrobiły to samo co
Mark w innych miejscach basenu.
Rezultat był natychmiastowy. W sporych wazach pływało od sześciu do ośmiu dużych
złotych rybek. Tak więc przeszło czterdzieści jasno ubarwionych ryb, zszokowanych tak
gwałtownym i brutalnym ich potraktowaniem, rozpłynęło się na wszystkie strony basenu,
miotając się w tę i z powrotem lub przynajmniej starając się płynąć na tyle szybko, na ile
[ Pobierz całość w formacie PDF ]