[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Kiedy kilka dni temu wychodziłam od niej, powiedziała zaaferowana:
Mam nadzieję, że samolot nie spadnie.
Musiałam się jednak zemścić za tę skrytkę:
Kto wie. Czasem spadajÄ….
A ponieważ ona zawsze chce być górą i jest bardzo szczera, rzuciła z głębi
kuchni, kiedy stałam już w otwartych drzwiach:
Ta twoja powieść, którą mi dałaś do przeczytania, to nie jest literatura wysokich
lotów.
Z Dzięciołami od czasu, kiedyśmy wypili zaległą kawę i zjedli makowiec,
wszystko układa się jak w sielance. Ze łzami w oczach przeprosili za Zosię, mnie też
dławiło w gardle, i opowiedzieli, co się stało. Rzeczywiście tylko domyślali się, co Zosia
wyprawia, ale po wizycie u mnie udzielili jej ostrej reprymendy i uświadomili, że może
pójść do więzienia, więc się uspokoiła. Dzięcioł jest uroczym i pomocnym sąsiadem.
Pewnego dnia zaproponował, że ilekroć będę musiała przejść przez podwórko, chętnie mi
pomoże, bo on wie, co to lęk, i wyznał mi szeptem, że straszliwie boi się nietoperzy.
No to ma pan szczęście odpowiedziałam też szeptem bo tutaj nie ma
nietoperzy. A ja przez podwórko muszę przechodzić codziennie. Ale jakoś daję radę.
Jeszcze trochę i rzeczywiście pokochają mnie jak własną córkę. Lepiej się przed
tym nie bronić: na uczucia, ani własne, ani cudze, nie mamy wpływu, czasem lokujemy
je w nieodpowiednich osobach.
Wypłaciłam Ance całe honorarium. Nie widziałyśmy się od spotkania w
restauracji, bo, jak powiedziała, musi tę historię, a nawet dwie, odreagować, więc przez
jakiś czas woli na mnie nie patrzeć. Nie wiem dlaczego, ale wkurzam ją. Bałam się, że
już do końca życia będę się jej zle kojarzyć, ale nie, zadzwoniła kilka dni temu i
powiedziała:
A może wpadniemy do Paraboli? Nie wiem, co się stało, ale wciąż jakiś
znajomy mówi mi o tej knajpie. Podobno zrobiła się bardzo modna. Słyszałaś o tym?
Coś mi się obiło o uszy. Czy mam zamówić stolik?
A nie masz go na dożywocie?
Jasne, że tak, ale go wynajmuję! burknęłam zezłoszczona, bo nie rozumiem, o
co chodzi z tą restauracją, która aż do naszej kolacji we czworo ziała pustkami i właśnie
mieli ją zamykać.
No to zamów.
I wybieram się w cudowną podróż do Hiszpanii, która spadła na mnie jak dar z
niebios. W zeszłym tygodniu zadzwoniłam do Artura, żeby mu pogratulować intuicji i
zaprosić jego i Pawła do siebie na kolację.
Jak to możliwe, że od razu wiedziałeś? Sprawdziło się: młoda, zdesperowana i
zakochana.
Nie wiem, to było dla mnie oczywiste. Słuchaj, mam ci coś ważnego do
zakomunikowania. Od twojej wizyty u nas cały czas zastanawialiśmy się z Pawłem,
czyby się nie pobrać.
To mój widok tak działa na ludzi?
Nie, nie, akurat tego dnia wyglądałaś fatalnie. Powiedziałaś wtedy, że
koniecznie chcesz być świadkiem na naszym ślubie.
Pewnie, że tak. Ale w razie czego ty nie możesz być moim świadkiem, bo ja już
i tak muszę wybierać między Weroniką i Jolką. Jakoś to załatwię, żeby mieć dwie
świadkowe i świadka. To chyba nie jest zakazane.
Chcę powiedzieć, że jedziemy do Hiszpanii wziąć ślub, bo mamy dość życia na
kocią łapę, i prosimy cię na świadkową. Maniu, czy ty znów płaczesz?
Nie, ja ryczÄ™. Wyjdziecie po mnie na przystanek?
Jasne! Pawełku, Mania jedzie do nas, robimy kolację i wkładamy krawaty. To
daj znać pięć minut wcześniej.
I skończyło się tak samo jak poprzednio, tylko że tym razem całą trójką
siedzieliśmy w piwnicy, a Paweł na wszelki wypadek przytargał dla mnie krzesło.
Laura nadal kocha swoich staruszków i zaczęła notować ich wspomnienia. Wojtek
kończy pisać swoją pracę magisterską. I wciąż się spotykają. A może nawet razem
zamieszkali, ale na razie o to nie pytam. Poznałam jego uroczych rodziców, a oni mnie.
Laura ze dwa razy w czasie spotkania, kiedy zaczynałam się rozkręcać, kopnęła mnie pod
stołem, ale niepotrzebnie, bo oni mają fantastyczne poczucie humoru i rozumieją, że
człowiek musi czasem wygadywać głupstwa, żeby nie zwariować.
Kacper i Kasia zastanawiają się nad powrotem do Polski. Poprosił, żebyśmy z
Laurą do nich przyjechały, bo chciałby nadrobić te lata milczenia.
Wiele razy żałowałem, że się na to zgodziłem powiedział, kiedy podczas
Wigilii na chwilę udało nam się zostać sam na sam. Byłem w szoku po śmierci Bartka,
nie wiedziałem, co biorę na siebie. A potem nie umiałem się już z tego wycofać. Podobno
czas leczy rany, ale mnie ta sprawa ciążyła coraz bardziej. Gdybym jednak powiedział
prawdę, czułbym się jak donosiciel.
Odzyskałam pomarańczową walizkę. Nie było w niej ani kosztowności, ani
znaczków, tylko listy Henryka do cioci Róży. Piękne. A zatem to nieprawda, że na próżno
na nie czekała. Dochodziły. To rzeczywiście była wielka miłość. Może on jeszcze żyje?
Może powinnam go odszukać? W albumie było tylko jedno ich wspólne zdjęcie:
młodziutka uśmiechnięta Róża trzyma głowę na jego ramieniu, a on patrzy na nią z
miłością i obejmuje ją. Oprawiłam tę fotografię i postawiłam ją na półce: Póki śmierć
nas nie rozłączy .
Klaus został deportowany do Niemiec. Nie wiem, co się z nim dzieje. Podobno
jego ojciec Stefan szybko sprzedał swoją kolekcję znaczków, a pieniądze roztrwonił, a
może rozsądnie wydał. Nie wiadomo. Na łożu śmierci kategorycznie zażądał, żeby syn
zdobył Belgijczyki należące do cioci Róży i mojego ojca. Twierdził, że przy podziale
został poszkodowany. Małżeństwo Zuzanny i Hansa okazało się niezbyt szczęśliwe i
pewnie syn miał pretensje do ojca, że wychowywał się bez niego. Przez całe lata narastał
w nim żal, poczucie krzywdy, które, niestety, przekazał w spadku Klausowi. Karol dostał
wyrok w zawieszeniu, wcale nie za to, że pod fałszywym nazwiskiem uwiódł Jolkę, za
[ Pobierz całość w formacie PDF ]