[ Pobierz całość w formacie PDF ]
światło .
- Przecież dałem panom wskazówkę - powiedział niedbale. - Tak, dla zabawy. I to
dwukrotnie. Chyba nie uważacie mnie za idiotę, który przy każdej możliwej okazji bredzi o
przewagach swoich praszczurów. W czasie wojny trzydziestoletniej protoplasta mojego rodu
rzeczywiście oddał konia królowi...
- Ejże - przerwałem mu rozpaczliwie. - Przecież to już stara historia. %7łe też chce się
panu po raz kolejny to samo wałkować!
- Lankella to mój król - stwierdził Kuurna bez ogródek. - Uwielbiam go od lat, odkąd
go znam. Raz Kalle... Kalle z narażeniem życia uratował mnie od utonięcia. Takich rzeczy
nigdy się nie zapomina. Oczywiście, Kalle jest lekkomyślny i pieniądze się go nie trzymają,
ale jego przyjazń i ofiarność są tak wybitnej próby, że szczycę się tym, iż uważa mnie za
przyjaciela. Może pan tego nie rozumie, ale już w szkole wszyscy ze mnie drwili, nazywali
małpą, byłem śmieszny i bezradny. Nie mam w sobie nic godnego uwagi, poza mózgiem
może, poza tym zwietrzałym, błazeńskim mózgiem. Nawet nie wiecie, co dla mnie znaczyła
jego przyjazń. Tylko dzięki niej moje życie miało jakikolwiek sens. I te lata, które
spędziliśmy z Kallem pod jednym dachem, były po prostu wspaniałe, to był czas cudownego,
czystego absurdu. Siedziałem na skraju lotniska i z drżącym sercem obserwowałem te jego
szaleńcze sztuczki, siedziałem...
- Lankella nie chciał przyjmować pieniędzy od pana? - przerwał mu taktownie Palmu.
- Oczywiście, że nie, to byłoby całkowicie niezgodne z jego naturą - odpowiedział
Kuurna nieledwie rozmarzonym tonem. - Proszę sobie wyobrazić, panie komisarzu, że ja
wcale nie jestem takim utracjuszem, na jakiego wyglądam. Umiem dbać o interesy i tak dalej,
ale z największą radością oddałbym mu te swoje mniej więcej dwa miliony, które posiadam.
To oczywiście haniebne, panie komisarzu, że bezmyślne dzieci dziedziczą po rodzicach z
trudem przez nich wypracowany majÄ…tek i tak dalej...
- To był sprytny wybieg - zauważył Palmu bez widocznego związku z tym, co właśnie
powiedziano.
- Mam na myśli incydent pod pomnikiem Runeberga. Liczył pan zapewne na to, że
razem z Lankellą trafi do aresztu. Dziwnie by wyglądało, gdyby policja szukała mordercy we
własnej kozie. Miałby pan zatem niejako połowiczne alibi. Chyba nikomu nie przyszłoby do
głowy, że ktoś może się pokłócić o kapelusz zaledwie dwie godziny po popełnieniu
wyrachowanej zbrodni. Pewnie bardzo się pan zdziwił, że konstabl omyłkowo zatrzymał nie
tego, kogo trzeba.
Kuurna puścił tę uwagę mimo uszu. W jego głosie zabrzmiała nutka goryczy, gdy
podjął swoją opowieść:
- Kirsti Skrof to cudowna dziewczyna. Może Kallego i mnie pociągała w niej właśnie
ta jej odmienność. Była zupełnie inna niż wszystkie dziewczęta z naszego towarzystwa.
Dziewica krystalicznej czystości. I ten ognisty temperament! Ale nie trzeba było daru
jasnowidzenia, by spostrzec, że jest po uszy wprost zadurzona w Kallem. Nie było sensu
wchodzić między nich. Przy czym doskonale rozumiałem, że życie Kallego nie może dalej tak
wyglądać. Kaarle Lankella potrzebował żony, a Kirsti była rzeczywiście jakby dla niego
stworzona...
- I zabił pan panią Skrof, która chciała ich właśnie ze sobą pożenić - wtrąciłem z
gorzkÄ… ironiÄ….
Jednak Kurt Kuurna nie zamierzał już dowcipkować. Był śmiertelnie wręcz poważny,
a w jego oczach dostrzegłem twardy błysk.
- Otóż i powód - wyznał. - Gdyby pan nie był ostatnim idiotą, pojąłby pan, że jeżeli w
tych okolicznościach stara Skrofowa zaczęłaby ich przymuszać do zawarcia małżeństwa dla
pieniędzy, to albo odsunęłaby ich od siebie na zawsze, albo doprowadziła do tego, że
zamieniliby swoje życie w piekło na ziemi. Kaarle miał jeszcze tę Iiri Salmię, w której można
się oczywiście zakochać, jednak ta kobieta w żadnym razie nie jest dla niego. To zresztą ja jej
wytłumaczyłem, jak najłatwiej spławić Kallego...
- A więc to pan kazał jej wmówić Lankelli, że... - zacząłem, lecz zaraz ugryzłem się w
język. Moje wtrącenia były już chyba najzupełniej zbędne.
- Bałem się jednak, że Kalle zrobi coś głupiego - ciągnął niewzruszony Kuurna. -
Wyskoczy z samolotu czy coś takiego. Naprawdę bardzo się o niego martwiłem, a już
najgłupsze ze wszystkiego było oczywiście to jego postanowienie, że wyjedzie do Hame-
Lankelli i zacznie się bawić we właściciela folwarku. Dziś trudno utrzymać nawet kamienicę
z czystą hipoteką, a cóż dopiero folwark, który jest zadłużony po fundamenty i po ostatnie
drzewo w lesie. Kalle nie nadaje się na woła roboczego i ta harówka w końcu by go złamała.
Rozwiałyby się złudzenia i stałby się jednym z tych tonących powoli w nudzie i długach
ziemian, którzy przyjeżdżają czasem do Helsinek się nachlać... Ech, zabiłoby to w nim
wszystko, co najbardziej w nim kochałem.
- Tak, Lankella to król - przyznał cicho komisarz Palmu i miałem wrażenie, że słyszę
w jego głosie nutkę ironii doświadczonego i rozsądnego człowieka.
- Jeszcze pan nie rozumie? - prychnął niecierpliwie Kuurna. - Nie mogę przecież
wiedzieć, co wyrośnie z Lankelli. Równie dobrze może zbankrutować mimo tych swoich
milionów, chociaż nie wierzę, aby tak się stało, skoro będzie mieć przy sobie taką dziewczynę
jak Kirsti Skrof. Już ona potrafi pilnować kiesy. A Lankella należy do ludzi stworzonych do
szczęścia i bogactwa, to jego przeznaczenie. Chciałem dać mu szansę ułożenia sobie życia,
tak aby było zgodne z owym przeznaczeniem. Widzę, jak się uśmiecha w chmurach, przy
oszałamiającym ryku silnika. Jeżeli przyjdzie czas próby, Lankella może przynieść chwałę
swemu krajowi. A bez niego Kirsti Skrof nigdzie nie zaznałaby szczęścia. Zapomina pan, że
[ Pobierz całość w formacie PDF ]